12 maja 2018

Od Valentino Do Nataniela


Wysoki mężczyzna stał spokojnie, dokonując powolnej wymiany powietrza o bulwersującym wręcz stanie. Dolny Krąg nigdy nie zachwycał jakością życia, lecz patrząc się w niebo dało się docenić wiosnę, nawet jeśli trzeba było się przy tym mocno wysilić. Nie kierując jednak ciemnego spojrzenia na błoto oraz resztę bezeceństw, dawał sobie chwilę na modlitwę w skupieniu. Dzisiejszy dzień nie dawał dobrych znaków, choć nic niepomyślnego jeszcze nie miało miejsca. Bost mógł jedynie prosić  wybaczenie za swoją nieufność, jednakże przeczucie nie chciało mu dać spokoju. Niebieskość firmamentu pozostawała jeszcze niezmącona ciepłymi barwami wieczoru. Nie wiedział jednak, jak drastycznie ma zamiar się zmienić pogoda, więc wolał zając się swoim zadaniem, puki miał dość dobre warunki. W teorii, dziwnie było dokonywać krwawych osądów w biały dzień, lecz w tym miejscu pora nie miała żadnego znaczenia. Rozpustne dusze nie miały oporów przed niczym.
Prymitywne działania miały miejsce bez względu na okoliczności, jeśli tylko było się w tym wielkim więzieniu. Jak szczury zamknięte zbyt długo w zbyt małej klatce. Brak pożywienia i wystarczająco długi okres czas tworzyły piękne równanie z kanibalizmem na końcu. Gdyby tylko zechcieli zaniechać tego zezwierzęcenia, mogliby po prostu uwierzyć. Mogliby nawet stworzyć coś o wiele lepszego niż zepsuta do cna, pełna burżuazji Góra. To jednak były tylko nierealne nadzieje, bo samozaparcie w drodze ku większemu dobru było obce słabym duchem masom. Zamknął czarne niemal oczy, kończąc wpatrywanie się w daleki błękit. Ściągnął usta, wiedząc, iż w pobliżu przechodzić zaraz będzie jego dzisiejszy cel. Aż dziwne, że wyściubił nos ze swojej nory o tak wczesnej porze. Valentino uniósł powieki idealnie w momencie, kiedy na widoku pojawił się oczekiwany mężczyzna. Obrzydliwy dewiant, morderca, zatwardziały grzesznik. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, przyszła ofiara posłała mu bezczelny uśmieszek, wymijając go. Zachowując niezmiennie poważny wyraz twarzy, ciemnowłosy zmusił się do braku większej niż drgnięcie policzka reakcji. Niedługo ten potępieniec i tak będzie martwy. To właśnie on się d tego przyczyni. Dokona ziemskiego osądu, by właściwemu sędzi przekazać ową obmierzłą istotę jak skazańca na wyrok. To co zrobi Pan, nie będzie mu znane, ale powstrzyma choć odrobinę szpetnych uczynków.Na ciemnych oczach Griffitha zajaśniały wyraziste iskry, gdy postąpił krok ku oddalającemu się wróżkowi. Niczego nieświadomy cel szedł, myśląc, że jak co dzień wróci do nierządu. Długie palce demona wygięły się niemal rachitycznie i nagle, pozornie niewinny przechodzień padł na ziemię w bólu.  Fantomowe kończyny raniły delikatne ciało bluźniercy. Pozornie niewinna twarz wykrzywiona była w niespodziewanym cierpieniu. Z drobnych ust chlusnęła krew ze śliną. Złoto połyskiwało w spojrzeniu stworzonego z chaosu wysłannika Stwórcy. Jego ciemny płaszcz zdawał się rozchylać swoje poły, jakby gotowe objąć zwijającego się na ziemi gorszyciela. Niedługo jego cierpienia na tym świecie miały się skończyć. Czując, że niedługo dopełni wstępnego sądu, Valentino miał zadać kolejny cios. Jednak w jednej chwili wróżek został zabrany z ziemi. Obyło się to tak niespodziewanie, że długowłosy zobaczył jedynie smugę, w  taki sposób, że zdawać by się mogło, iż niedoszły trup po prostu niknął. Uważne, ciemne oczy podążyły za przecinającym powietrze kształtem. Zobaczyły postawionego pod ścianą, ciężko oddychającego niziołka i unoszącą się w powietrzu postać. Wysoka, białowłosa, o zimnym spojrzeniu, wylądowała przed pozbawianym ofiary demonem. Dumne skrzydła złożyły się i dwaj mężczyźni zmierzyli się wzrokiem. Szatan zachował spokój.  Bezgrzeszny skrzydlaty w Dolnym kręgu był czymś, niemalże onieśmielającym. Bił w oczy widoczny między nimi dwoma kontrast. Choć wiara Valentino w słuszność swych działań pozostała niezachwiana, on sam czuł się mniejszy. Delikatna twarz niewyrażająca złości, milczenie. Nie chodziło nawet o to, że anioł był piękny, ale o ty, że był czysty w całej swojej postaci. To dało się odczuć, biło to od niego naturalnie. Demon nie mógł jednak dać sobie zbyt długiej chwili na zachwyt dla boskiego wysłannika. Zapominanie o celu groziło jego zatraceniem.- Dlaczego nie pozwalasz mi zabić tego mężczyzny?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz