5 stycznia 2021

Od Lotusa C.D. Khadayam

Coś się stało. To coś pojawiło się na moim ciele. Obudziłem się chyba z krzykiem, ojciec przyleciał szybko, tak samo, jak służki. Wygonił je i sam zaczął sprawdzać. Jego wyraz twarzy. Tak łatwo go rozczytać. Złość i ten charakterystyczny grymas, który też miał przy mamie. Podobno, tak jedynie mi ktoś powiedział. Wracając, jednak do tego, co się pojawiło. Wyglądało to, jak kwiat, a może bardziej runa w kształcie pustynnego kwiatu, czarnej eszewerii, rozżarzona niczym rozgrzany węgiel. To nic mi i tak nie mówiło. Tuż po lewej stronie pod żebrami. Wiem, tyle że wygląda to bardzo znajomo, tak jakbym już to gdzieś widział, ale nie jestem pewien, gdzie to mogło być.

Ojciec coś zrobił, przez co nie czułem bólu i ponownie zasnąłem. By móc wszystko ukryć dla siebie. Cały on. Często tak postępował, chyba że sam wpadnę na trop, wówczas bardzo niechętnie mi odpowie. Tak tako będzie się starał, bym nic się nie dowiedział. Dawałby mi pełno zajęć, bym nie miał czasu. Także zapewne bym się wymykał, by nie musieć spotykać się z innymi "szlachetnymi paskudnymi arystokratami". Unikałem ich jak ognia, po prostu ich nie znoszę. Po prostu zwyczajnie... Eh zresztą sami wiedzie, jak jest, nie trzeba o tym opowiadać.
Obudziłem później niż zwykle. Sen był przyjemny, ale nie zapomniałem, o tym, co się stało, jedynie nie czułem bólu. Podniosłem się do siadu, by podciągnąć jedwabną koszulę i móc spojrzeć na tę runę kwiatową. Była tam, czysta ciekawość, zachęciła mnie do dotknięcia jej. Tak też i zrobiłem. Powoli i ostrożnie zbliżyłem palce i przejechałem opuszkami po tym nietypowym kształcie. Taki chropowaty w dotyku i jakby czuć było coś w rodzaju ciepła, ale też chłodu. Nie wiedziałem, jeszcze co to oznacza.

Wstałem z łóżka z zamiarem się ubrania, chciałem sam jak mam to w zwyczaju. Jednakże weszła Knila i Entail. Dwie służki, które znały moją matkę i były z nią blisko. Chociaż były wówczas troszkę młodsze. Często o niej mi mówią. Jednakże wiem, że coś ukrywają, albo też ojciec im tego zabronił. Gdy ściągnąłem z siebie górna część piżamy, spojrzałem na nie katem oka. Ich mimiki były dziwne.
- Teraz tego nie ukryjecie. Mówcie, co wiecie. - mój ton był władczy i śmiertelnie poważny. Podobny jest czasem do tego należącego do ojca. Zadrżały, gdyż wiedziały, iż muszą powiedzieć. Nawet jeśli złamią tym słowa, które Qeris ich pracodawca rzekł. Są przypisane i służą paniczowi Lotusowi i nikomu innemu. Tak zdecydowała matka, nikt nie podważył jej słowa. To nawet widać. Tu jest inaczej niż na innych dworach.
- Nie wiem wszystkiego, ale twoja matka Kaliope, miała taką samą runę dokładnie w tym samym miejscu. - powiedziała zmarnowana i posłuszna Knila. Mój wzrok po tych słowach padł na tę drugą, wyczekiwałem odpowiedzi.
- Nie znam się na tym zbytnio, ale wiem od siostry kuzynki, że takie runy wyskakują tylko, gdy zawiera się pakt z demonem. - powiedziała Entail, jakby jeszcze się zastanawiała czy to ma powiedzieć jeszcze.
- Entail powiedz co, masz powiedzieć. - wypowiedziałem te słowa, stojąc przed nimi bez koszulki. Chodź, miałem się ubierać, przerwałem to, gdyż chciałem się jak najwięcej dowiedzieć.
- Jeśli znalazł się na tobie, że Kaliope musiała oddać cię demonowi. - wyrzuciła to z siebie Entail i została obrzucona przez Knile spojrzeniem. Czegoś takiego nie powinno się mówić. Pokiwałem głową i wróciłem jakby nigdy nic do ubierania się. Odprawiłem obie dziewczyny.
- Dziękuje za rozmowę, możecie iść. - rzekłem, gdy się oddalały. Zamknęły za sobą drzwi, a ja w końcu mogłem się zdecydować, co ubiorę. Ubrałem szaty w odcieniach niebieskości. Coś jak błękit królewski oraz do tego było futerko, które zakładałem, była swego rodzaju kamizelką, ale sięgała jedynie na ramiona i górną stronę łopatek. Do tego pełno złotych dodatków. Za to na dłoniach znalazły się czarne rękawiczki. Zazwyczaj je noszę. Moje złociste włosy, a dokładniej niektóre pasemka, przysłaniają piegi, które widnieją pod oczami. We włosach mam ozdoby, które lubię. Wówczas układają mi się jeszcze inaczej. Nie zmieniłem kolczyków, gdyż te złote co mam lubię i mi odpowiadają. Mam takie księżycowe, z łuskami inaczej nazwanymi łzami. Są naprawdę piękne. Kilka z nich jest po mamie, dlatego też je lubię. Jest wiele pamiątek, ale nie ma jej. Wiem, że by żyła, gdyby nie morderca. Wiedziałem, to gdyż pamiętam. Pamiętam to, że mnie ukryła, a ktoś po nią przyszedł. Była jakaś kłótnia, a potem smród żądzy krwi, zemsty i krew. Staram się odkryć, kto to zrobił, ale nie wyczuwam tego zapachu, u nikogo. Znaczy, są podobne, ale nie ten konkretny.

Gotowy, przejrzałem się w lustrze, by sprawdzić, czy każdy element jest na swoim miejscu. Jedna ze służek, przyszła po mnie na śniadanie. Mamy podobno gości. Uśmiechnąłem się serdecznie, choć nie miałem ochoty, na kontakt z innymi arystokratami. Nie było tu takich, których bym lubił. Przywitałem ich manierami, które znak od najmłodszych lat. Usiadłem naprzeciwko ojca i zacząłem jeść, przysłuchując się i uśmiechając, tak jak miałem to w zwyczaju. Przyszedł ktoś tam z żoną i dzieciakiem. Dziewczyna w moim wieku, ale nie miałem ochoty mieć kontaktu żadnego. Gdy ta pseudo-księżniczka zaczęła mnie zagadywać i opowiadać, jedynie potakiwałem i się uśmiechałem. Chciałem zjeść i odbębnić swoje zadania na dziś. Potem miałbym spokój.

Dziś padało, piękne błękitne niebo, przysłaniały ciemne chmury. Niedługo potem poszczególne krople, zaczęły spadać. "Podlewając" roślinność oraz ludzi przy okazji. Cóż począć, zabawne. Ich wyrazy twarzy wyrażały niezadowolenie z powodu tej pogody. Mnie to bawiło. Najzabawniejsze było to, że jakiś gbur się przewrócił na kałuży, aż wybuchnąłem śmiechem. Po zobaczeniu czy ktoś jest wokoło, by zaraz nie zleciała się masa tych stworzeń. Chciałem odpocząć. Udało mi się nawet uciec przed tymi arystokratami. Mam ich gdzieś, nie obchodzą mnie oni. Wolę ich unikać. Po prostu nie lubię ich fałszywego i zdradzieckiego zachowania oraz towarzystwa. Księżniczka łaziła za mną, aż w końcu zapuściłem się do komnaty, do której prawie nikt nie wchodzi. Mało kto ma do niej dostęp tak jakby zakazany teren. Bynajmniej takie plotki rozpuściłem, gdy pada i nie mam jak wyjść, a wolę być sam i patrzeć co się dzieje za oknem.

Deszcz po jakimś czasie powoli przestawał padać, a ja mogłem, iść do ogrodu. Kwiaty poinformowały mnie o jakimś gościu. Ktoś nowy i inny niż reszta. Gdy schodziłem po schodach, usłyszałem jakiś głos. Nie należał do ojca, może do tego gościa. Dlatego też zaciekawiony, zdecydowałem się, że sam to sprawdzę. Gdy już udało mi się zejść, ruszyłem, by wyjrzeć zza kolumny. Zauważyłem ją. Boso, długie pazury, długi ogon i pełno złotych łańcuszków do tego skąpo ubrana. Wtedy mi się przypomniało, że demony tak wyglądają. Nie miałem, jakoś styczności ze światem zewnętrznym nie potrzebuje tego.

Podszedłem ciekawy, o czym tak głośno "rozmawiają". Choć było tylko ją, a Qeris nie odzywał się jak na razie. Zastanawiał się? Możliwe. Zapewne, by na nią nawrzeszczał, ale zauważył mnie.
- Co tu robicie tak głośno? Kim jest ona i po co tu jest? Co się tu wyprawia? Czemu jej zapach jest podobny do mamy? - wyrzuciłem z siebie kilka pytań, ale żadne z nich się nie odezwało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz