3 czerwca 2018

Od Chrisa C.D: Lennie


Na początku wszystko wydawało się być w porządku. Zdawał się by c maluchem, który potrzebuje pomocy. Taki lekko wystraszony, udający na zadziornego. A teraz zaczął z niego wychodzić prawdziwy demon. Myślałem, że był elfem. Te uważałem w sumie za dumne, lecz łagodne. A to co? Okazywał się być wkurwiającym dzieciakiem. Zacząłem się nawet zastanawiać, czy dało się wymienić mój towar… Ale on towarem nie był. Był pracodawcą. Płacił mi i jeszcze całości nie spłacił. A mimo wszystko ja również posiadałem swój honor. Honor, który nie pozwoliłby mi wziąć od niego pieniędzy, a następnie go podpierdolić straży. Co prawda dostałbym wtedy dodatkowe pieniądze… Ale to nie leżało w moim charakterze. Ponadto straciłbym wtedy zaufanie możliwych przyszłych klientów, a to źle odbiłoby się na zarobku. A jeśli o zarobku była mowa, chłopakowi zostało jeszcze prawie sto tysięcy długu. Musiałem mu wymyślić jakiś sposób spłacenia tego. Choć jak na razie nie wiedziałem w sumie co mógłbym dać ślepcowi do roboty. Do tego jak na razie był na tyle rozgadany, że nawet na dziwkę się nie nadawał. Jeszcze by mnie ugryzł w trakcie, nie umiejąc powstrzymać swej potrzeby ruszania szczęką.
- Jadasz normalnie, prawda? – zapytałem już spokojnie, gdy schowałem monety do sejfu.
- Co masz przez to na myśli? – sam nieco niepewnie zadał pytanie.
- No… Biologiczny pokarm z farm – wytłumaczyłem. – Mięso, warzywa, owoce i inne.
- Tak…praktycznie tak... – zdawał się wypowiadać swoje słowa ostrożnie, co w sumie było zabawne. Wpierw pazur i agresja, teraz nagle ta jego słodka niewinność. Bał się, że… W sumie sam nie wiedziałem czego mógł się obawiać. Chciałem go nakarmić, nie ukarać. Nie wiedziałem co siedzi w tej jego pustej głowie.
- Praktycznie? – uniosłem brew.
- Niezbyt przepadam, za mięsem... – odpowiedział w trakcie leczenia ostatniej z roślin.
- Kwestia smaku czy morałów? – zaciekawiłem się. W sumie to elf, czego mogłem się po nich spodziewać? Ale z drugiej strony… Żył w dolnym kręgu. Tam się nie wybrzydza. A jeśli się to robi, to się zwyczajnie głoduje. Je się co się znajdzie byle przetrwać. Pod tym względem byli niczym zwykła zwierzyna. Istoty takie jak ja były o wiele wyżej od tych prymitywnych ras. Nie potrzebowaliśmy pokarmu czy wody. Właściwie to nawet powietrza do końca nam nie było potrzeba. Byliśmy idealnymi istotami. Samowystarczalnymi. Nie musieliśmy na nic pracować. A jednak ja siedziałem w tym pokoiku i pracowałem, jak zwykła istota, bo moja chciwość i potrzeba czegoś innego od życia była silniejsza ode mnie.
Czegoś innego… Sam w sumie nie wiedziałem o co mi z tym chodziło. Ale nienawidziłem monotonii. Chciałem próbować nowych rzeczy. A tu było o wiele zabawniej. To uczucie, że jest się silniejszym od reszty. Bycia lepszym od innych. Powinni mi kłaniać się do stóp, że w ogóle chciałem się z nimi dzielić swoją wiedzą zaczerpaną z Observera. Moje dzieła były najwyższej jakości. Żadna istota biologiczna nie byłaby w stanie ich stworzyć. Nawet nie zyskałaby podobnego poziomu podczas tworzenia swoich „nowoczesnych” protez. Powinni trzymać się swgo przerzucania gnoju w oborach i nie tykać niczego związanego z technologią. Potrafili tylko tworzyć narzędzia wykorzystywane w celu wojny, nie widząc w nich piękna ani życia.
Właściwie pod tym względem… Byłem podobny do tego elfa. Wzgardziłem roślinami, nie uznałem je za żywe stworzenia. Ludzie wzgardzili nami, nie widząc w nas niczego poza pustym tworem bez duszy. Czyż nie wychodziłem w tej chwili na hipokrytę? Zwykłego narcyza. Czy powinienem teraz przeprosić chłopaka? Nie. To było ponad mój honor. Nie będę przecież przyznawać racji jakieś niższej istocie i to do tego takiej, która urodziła się w plugawym dolnym kręgu. Ta myśl wprowadziła na me usta delikatny grymas, którego szybko się pozbyłem.
- Chyba obu... - zmarszczył brwi.
- Dobra, pójdziemy na zakupy, bo moja lodówka jest pusta. Ogółem jest tam syf, bo tam nawet nie wchodzę – przybrałem łagodniejszy ton.
- Postaram się posprzątać – powiedział z lekkim dystansem, ale spokojniej.
- Niby jak to zamierzasz zrobić? – zaśmiałem się. Zamierza wycierać wszystko po kolei czy malować znaczki w kurzu? – A zresztą. Jak ci się chce to rób to. Nie ma tam nic, co byś popsuł… A nawet jeśli to nie korzystam z tego pomieszczenia.
- Jakoś sobie poradzę – obdarował mnie połowicznym uśmiechem.
- To sobie jakoś poradź i trzymaj się mnie, księżniczko. Trzeba zrobić ci zakupy… Oczywiście, wszystko idzie na twój rachunek – powiedziałem z własnym uśmiechem, nawet jeżeli ten nie mógł go zauważyć. W sumie to podobała mi się obecna sytuacja. W końcu będzie z kim pogadać, a tak musiałem się mordować z tamtymi imbecylami podczas okazjonalnych wieczorków pokerowych. Z dziwką też jakoś nie widziało mi się rozmawiać. Nie za to im płaciłem. A może i z czasem… Prócz towarzysza okazałby się darmową kurwą.
Spojrzałem na niego raz jeszcze, dokładnie lustrując go wzrokiem. Nie był w stanie tego zauważyć, to i nie musiałem się przejmować czy mu się to podoba czy też nie. Nie to, że ogółem bym się o to martwił. Ale konsekwencje nie zawsze były przyjemne. Jedna sprzeczka już mi wystarczyła. Ale wracając do jego wyglądu. Nie było źle. Weźmie jeszcze prysznic i z pewnością będzie o wiele lepiej. Ogółem był zadbany. Dumne elfiki by sobie nie pozwoliły na niski standard. Zaśmiałem się i otworzyłem mu drzwi.
- Panie przodem – powiedziałem rozbawiony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz