11 czerwca 2018

Od Lieluna C.D: Waltteri

Nie spodziewałem się, że Waltteriemu może aż tak spodobać się mój strój. Mnie niekoniecznie przypadał on do gustu. Niewygodny i zbyt długi. Czułem się w nim jak w sukience. Nie to by sukienki były złe czy coś. Nawet niektórzy mężczyźni mogli w takich ładnie wyglądać, ale ja zawsze stawiałem na praktyczność, zamiast wygląd. Nie to bym pozwolił sobie wyjść w czymś brudnym, podartym czy generalnie paskudnym, ale też nie przeszkadzało mi, że nie wyglądam elegancko. Na szczęście w dolnym kregu na takie rzeczy nie zwracali uwagi. Już bardziej się odstawało w właśnie typowo elfich szatach. No ale, skoro mój wampirek tak chciał to mogłem to dla niego zrobić. Szczególnie, że przy nim byłem bezpieczny.
Zadrżałem lekko z zimna, gdy znów wyszliśmy na mróz. Nigdy nie byłem fanem chłodu, a teraz mogłem kryć się wewnątrz ciepłej rezydencji. Na szczęście spacer jednak nie miał być długi. Co prawda były dwa kluby znacznie bliżej, ale czy to z sentymentu czy preferencji zmierzaliśmy do tego najbardziej oddalonego od naszego domu. Nie miałem przy sobie pieniędzy, byłoby to czystym idiotyzmem. Nie chciałem dawać innym dodatkowego powodu do możliwego ataku. A tak regulowałem swoje długi wysyłając kogoś ze straży z pieniędzmi następnego dnia. Najwyższe położenie w hierarchii tej części miasta było niezwykle przydatne.
- Nie jestem pewien czy jest ono ulubione, ale tak. Dużo czasu tam spędziłem – odpowiedziałem na urocze pytanie mojego wampirka. W końcu dużo lepszym miejscem było moje przyjemne łóżko oraz bezpieczna sala tronowa.
- Ale nie będziesz pił za dużo alkoholu? – zapytał cieplutko.
- Nie, raczej nie – przyznałem zgodnie z prawdą. To czy się jednak szybko upiję czy też nie już nie zależało ode mnie, a od mojego organizmu. A właściwie już wypiłem dwa kieliszki wina u Svera. Ale cóż poradzić.
Wampirek skinął głową, a następnie splótł razem nasze palce. To również mi nie przeszkadzało. Nie przeszkadzało mi nawet jak ktoś nas obserwował. Nie wyuczono mnie wstydu z takich powodów. Właściwie czy przeszła dziwka mogła posiadać jakikolwiek wstyd? Raczej nie. Ale w sumie to i lepiej. Nie trzeba było się przejmować innymi i można było po prostu żyć swoim życiem, mając wylane na opinie nic nieznaczących istot.
- A ty zamierzasz się czegoś napić? – zapytałem z ciekawości. – Właściwie to pijasz w ogóle alkohol?
- Co najwyżej potem spije coś od ciebie – uśmiechnął się, co mnie z jakiegoś powodu rozbawiło.
- Jeśli tylko będziesz chciał – oznajmiłem z własnym uśmiechem i pogłaskałem go wolną dłonią po zmarzniętym policzku.
- Jesteś kochany, wiesz? – powiedział łagodnie.
- Czemu tak uważasz? – zapytałem poniekąd zdziwiony. Chyba wątpiłem jego słowom, ale nie byłem pewien. To nie był pierwszy raz jak tak mówił, ale nigdy do końca nie mogłem zrozumieć czemu tak uważa. Dałem mu pokój i nie przymusową przyjaźń, ale czy serio komukolwiek to wszystko wystarczyło do tego, by nazwać drugą osobę kochanym?
- Jesteś miły i pomagasz każdemu kto do ciebie przychodzi – mocniej zacisnął swoją dłoń na mojej. - Bardzo mi na tobie zależy.
- Nie każdemu… - powiedziałem niepewnie, myśląc nad ilością osób, które odesłałem z pustymi dłońmi. Przeważnie ze względu na to, chcieli coś za nic. Część też dla tego, że dokonali się czynu, za który nigdy nie wrócą do Górnego Kręgu, a to że magicznie odnaleźli sumienie nie zmieniało ich sytuacji. – Ale staram się. Myślę, że sporo tutejszych zasługuje na pomoc. I wiesz, mi również na tobie zależy. Jesteś mi bliskim przyjacielem.
- Zrobiłbym dla ciebie wszystko – zapewnił mnie, a ja puściłem jego dłoń, a następnie objąłem i wtuliłem w swój bok.
- Kochany jesteś – oznajmiłem. – Cieszę się, że wtedy do ciebie zagadałem. Choć dalej mi głupio z powodu mojej pomyłki.
Zaśmiałem się w myślach przypominając sobie o tym, jak uznałem Waltteriego za kobietę. Wydawał mi się delikatny i zagubiony. Postrzegając go za niewinną dziewczynę zaoferowałem mu wtedy pracę w burdelu. Spora była szansa, że prędzej czy później skończyłby jako dziwka, a przynajmniej tak wtedy myślałem. A potem okazało się, że nie dość nie jest on kobietą, ale również nie jest wcale taki bezbronny jak mogło się wydawać. No i wcale nie był mieszkańcem Dolnego Kręgu, a jednak w nim został ze mną.
- Nie ma powodu. Chociaż troszkę mnie dziwi, że próbowałeś mnie poderwać, nawet z myślą, że jestem kobietą. Nie zauważyłem byś w ogóle zaczepiał panie - przechylił główkę. - Liluś wydaje mi się raczej skryty.
- Od czasu do czasu mi się zdarza – przyznałem… połowicznie szczerze. Nigdy w końcu nie zaczepiałem kogoś, bo interesował mnie romantycznie. Nie oznacza to, że nie umiałem docenić piękna jakieś panienki, czy że nie chciałem być w związku. Chciałbym móc mieć kogoś szczerze bliskiego. Ale to oznaczało słabość, którą inni mogliby wykorzystać przeciwko mnie. Mogłem sobie zaledwie przy Walttim pozwolić na okazanie uczuć dotyczących naszej przyjaźni. On mógł w każdej chwili uciec do górnego kręgu oraz był silny.  
-Tu raczej Lili nie powinien... – zmarszczył uroczo brewki. - Ale jakaś miła pani z górnego... – jego wyraz twarzy zmienił się na uśmiech. Widać było, że się zastanawia nad czymś, więc mu nie przeszkodziłem. - Fajnie jest kogoś mieć.
- Zapewne masz rację – odpowiedziałem z własnym uśmiechem i powoli podszedłem do drzwi klubu. Przed nim stało już kilka innych istot, czekających na wpuszczenie. Nie musiałem nawet wyciągać jakichkolwiek dokumentów. Strażnik u drzwi wpuścił mnie bez problemu. Nie dziwiło mnie w sumie, że mieli kogoś stojącego przed wejściem. Zależało im na reputacji i tym samym zależało im na spokojnej atmosferze. Łatwiej było komuś zapłacić za to by rozdzielał bójki bez ryzykowania własnym życiem.
Wszedłem z Walttim znajdującym się wciąż u mego boku i podeszliśmy do baru. Szybko przegoniono dwójkę mężczyzn, którzy syknęli źli w naszą stronę. Ale cóż mogli zrobić? Lubowałem siedzieć przy barze, miast wynajmować prywatną salę, to i zawsze zapewniali mi wolne miejsce nawet jeżeli oznaczało to przegonienie już znajdujących się tam klientów. Usiadłem na jednym ze stołków, a barman szybko wytarł przede mną bar. Muzyka była przyjemna jak zawsze zresztą. Skoczna, chyba techno, nie byłem pewien. Wystarczająco energetyzująca, aby na parkiecie tańczyły różne istoty najczęściej ocierające się o siebie nawzajem.
- To co zawsze? – zapytał zwyczajnie, pracując tu chyba codziennie bowiem zawsze to on mnie obsługiwał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz