28 października 2018

Od Cedrika CD.: Hayden

W jednej chwili otaczało mnie ciemne gwieździste niebo i gęsty las, w następnej budziły mnie promienie słońca w akompaniamencie pukania do drzwi. Okna mojej sypialni wychodziły na zachód, dlatego szybko zorientowałem się w czasie. Dzień chylił się ku końcowi, a czerwień wdzierająca się przez szybę była bardzo natrętna.
Zdążyłem przeleżeć wpatrzony w sufit jedynie kilka sekund. Kolejne naglące uderzenia wyrwały mnie z zamyślenia. Wolno ześlizgnąłem się z łóżka, po czym już o wiele szybciej naciągnąłem na siebie czyste ubranie.
Ubrawszy się, ruszyłem do drzwi, zastanawiając komu śpieszno aż tak, by znów uderzać knykciami o drewno w naglącym geście. Dużo łatwiej byłoby odpuścić, po prostu przyjść innym razem. Odgarnąłem włosy, które cały czas denerwująco leciały mi do oczu, a następnie otworzyłem natrętowi.

Okazała się nim Amanda. Minę miała nietęgą. Jej zdenerwowanie nieco zelżało, gdy mnie ujrzała. Nie była to całkowita ulga, ale zmiana była na tyle znacząca, by rzucać się w oczy.
- Panie Corvade... - zaczęła bez przywitania.
Przez myśl przemknęło mi od razu kilka opcji. Do ostatniej chwili miałem jednak zamiar się łudzić, że wszystko gra i buczy. To były tylko dwa dni. Nie mogła mieć aż takiego pecha, by dokonać armagedonu, prawda?
- Coś się stało - bardziej stwierdziłem, niż zapytałem, by nieco ją ponaglić.
Elfka zrozumiała co próbuję zrobić, odgarnęła zabłąkany kosmyk za ucho, wzięła głębszy wdech. Pokiwała głową, przestąpiła z nogi na nogę i chcąc uniknąć niezręcznej ciszy, która uciszyłaby ją na zawsze, zaczęła szybko wyjaśniać powód swojej wizyty.
- Wiem, że mój okres zatrudnienia miał być krótki, ale wystąpiły pewne komplikacje, przez które będę musiała odejść już dziś - powiedziała rzeczowo, ale i ogólnikowo, a po chwili przerwy dodała jeszcze - Sprawy rodzinne.
Jej słowa mnie uspokoiły. Pozwoliły rozwiać się wszelkim wątpliwością związanym z różnego rodzaju katastrofami.
- Jasne, nie ma problemu - odparłem spokojnie.
Miałem wrażenie, że blondynce kamień spadł z serca. Odetchnęła z ulgą. Musiałem zdawać się nieco nieobecny, ponieważ zapytała, czy aby nie przeszkadza. Szybko przeprosiła także za brak powitania. Jej twarz zdobiły lekkie rumieńce. Na rozluźnienie atmosfery zaczęła nawet opowiadać przygodę sprzed godziny, kiedy prawie zostawiła klucze w piekarni. W czasie jej krótkiego historii ja toczyłem bitwę z moją ciekawością, którą ostatecznie przegrałem. Skubana zawsze umiała mnie podejść.
- Chcesz o tym pogadać? - przerwałem jej dalsze dywagacje pytaniem.
Amanda zawahała się, spojrzała na mnie dziwnie, a potem odwróciła wzrok. Nie wiedziałem jeszcze, czy będzie zła za tę wścibskość i szybko odejdzie, czy raczej przystanie na moją propozycję. W końcu skinęła nieznacznie głową, więc niewiele myśląc, wpuściłem ją do środka. Na szczęście wszystkie pomieszczenia poza sypialnią lśniły czystością. Mogliśmy się bez żadnych przeszkód rozsiąść w kuchni. Znalazłem resztki herbaty, które szybko zaparzyłem. Stwierdziłem, że po wczorajszych przygodach mi także zrobi ona dobrze.
Rozmawianie nigdy nie było moją mocną stroną, na szczęście mówieniem zajął się mój gość. Ciężko było mi choćby wtrącić puste "Przykro mi" przez ciąg słów, dlatego zająłem się słuchaniem. Wychodziło mi ono o wiele lepiej.
- Mówiłam panu kiedyś, że miałam męża? Na pewno wspominałam. Zdecydował się odejść z tego świata dość dawno temu. Zostawił mnie samą z dwójką dzieci, ale staram się nie mieć do niego pretensji. Miał problemy, był bardzo przewrażliwiony pod niektórymi względami... - przerwała na chwilę, zapewne oddając się nurtowi wspomnień, ale po chwili podjęła wątek - Mam dwójkę dzieci. Jak to mówią moje przyjaciółki, gdy nie słyszę "dość nieudanych". Córkę i syna. Mieszkają teraz w dolnym kręgu przez pewien wypadek, którego nie chcę wspominać.
Poczekała, aż skinę głową, by upewnić się, że mi to nie przeszkadza. Może chciała także sprawdzić, czy w ogóle jej słucham?
- Nie mogłam ich tak po prostu zostawić, jak jakaś wyrodna matka, ale sami stwierdzili, że nie chcą mnie zbyt często narażać na przyjazdy w tamte strony. Oczywiście Marie i Josie tego nie rozumieją. Gdyby nie to, że poza nimi nie mam z kim umówić się na kawę, dawno zerwałabym te kontakty - kontynuowała.
Wyłączyłem się nieco na fragmencie, w którym narzekała, jakie to z nich nie są ignorantki. Obu dobrze się powodziło, dlatego nie potrafiły zrozumieć jej sytuacji. To zdawało mi się najważniejszą informacją. Resztą było typowe marudzenie. Nie dziwiłem się jej jednak, a już na pewno nie chciałem, by przerwała, bo jeszcze nie przeszła do najbardziej interesującej mnie części.
Ten trudny dla siebie temat poprzedziła dużym łykiem herbaty oraz dłuższą chwilą milczenia. Nawet z odległości dzielącego nas stołu, wyczułem przyspieszenie jej tętna.
- Zaraz po południu był u mnie znajomy, który często wybiera się do dolnego. Przyniósł mi wiadomość od syna. Olivia przepadła jak kamień w wodę - napiła się ciepłego płynu - Wciąż jej szuka, ale nie zostawiła po sobie żadnego śladu, więc będzie ciężko. Rozumie pan, że muszę tam jechać.
Powiedziała to takim tonem, że aż poczułem obowiązek przytaknięcia jej. Nie powiedziałem, że tam zniknięcie nie było niczym szczególnym. Nie wspomniałem ani słowem o małej szansie odnalezienia jej. Odpuściłem, nie chcąc jeszcze bardziej denerwować elfki. Już teraz jej sytuacja była trudna.
Herbata tak jak rozmowa się skończyła. Amanda podziękowała, widząc mrok za oknem. Wyjaśniła, że nie lubi wracać w nocy.
- Mieszkamy w górnym, ale nigdy nie wiadomo - stwierdziła, a ja się z nią zgodziłem.
Odprowadziłem ją do drzwi. Pożegnała mnie uściskiem, na który zareagowałem dość sztywno. Całkiem się tego nie spodziewałem. Mimo rozmowy nadal byliśmy obcymi. Kobieta na szczęście nie zapytała o to, tylko szybko zniknęła.
Zaskoczyło mnie, jak mało potrzeba niektórym, by kogoś polubić. W czasie zmywania myślałem o tym, że jeszcze tydzień temu nawet nie wiedzieliśmy o swoim istnieniu, a teraz znałem większość jej życia.
Chwilę później wróciłem do łóżka, jakby ta wizyta wcale nie miała miejsca. Starając się zasnąć, zastanawiałem się, ile wspólnego miała córka Amandy z moim wczorajszym obiadem. Mogłem rozwodzić się nad tym do rana, ale niezbyt mnie to obchodziło. Już dawno nauczyłem się, że winiąc się za czyjąś śmierć, długo nie pożyję. Szybko znów zasnąłem.
__________________________________

Tego dnia w piekarni mało się działo. Ruch był słaby, a ja większość czasu spędziłem na bębnieniu palcami o ladę i czytaniu książki.
Gdy nareszcie usłyszałem charakterystyczny dźwięk kroków na kilku stopniach przed wejściem, odłożyłem lekturę. Nie musiałem długo czekać, do środka wszedł wysoki mężczyzna o srebrzystobiałych włosach. Zdecydowanie facet rzucał się w oczy, dlatego od razu byłem pewien, że widzę go po raz pierwszy. Za to zapach wydał się jakby bliższy. Mimowolnie przypomniałem sobie wczorajsze wydarzenia, ale się zmitygowałem. Ignorując nie najlepsze początki naszej znajomości, obsłużyłem go bez słowa sugestii. Jego plany były nieco inne. Początkowo ograniczył się do słów przeznaczonych dla obcych sobie osób, jednak gdy już wspomniał temat mojego nietrafionego znalezienia uciechy w uprzykrzaniu mu życia, nie chciał odpuścić.
- Mam na myśli, abyś więcej się nie zbliżał do mnie w trakcie polowań - rzucił.
Musiałem powstrzymać się przez wywróceniem oczami. Nie chciałem o tym rozmawiać, a już na pewno nie w tym miejscu. Lekko zagotowałem się na tę pasywną groźbę, ale poza instynktowną rywalizacją, odgryzanie się nie miało najmniejszego sensu. Dałem sobie spokój.  
- Postaram się zapamiętać - odparłem, siląc się na ton przychylny jego rozkazowi.
Klient skinął głową, zabrał swoje zakupy i szybko udał się do wyjścia. Tego dnia na tym właśnie skończyła się nasza rozmowa.

<Hay?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz