22 listopada 2018

Od Haydena C.D: Cedrik

Minął chyba prawie miesiąc od kiedy ostatnim razem widziałem się z drugim Wendigo. Szczerze mówiąc to nie liczyłem czasu, ale okres wydawał się długi od tego momentu. Nawet nie znałem jego imienia… Nie to by mi było do czegokolwiek potrzebne. Cieszyłem się zaledwie, że miałem już spokój od tego kretyna i liczyłem, że podczas następnego polowania nie będzie mi już przeszkadzał. Niechętnie wyszedłem ze swojego mieszkania i zamknąłem je na klucz. Sprawdziłem jeszcze czy na pewno są zamknięte, a następnie wyruszyłem swoją drogą. Jak to zawsze bywało, wyszedłem z mieszkania jedynie ze względu na swoją pracę. Dziś zaskakująco pracodawca był z dolnego kręgu i nie byle kto, bo główna burdel mama. Prosta kurwa, która umiała wymusić na innych posłuszeństwo by to oni puszczali się za nią, bo ze starości już nawet udawać orgazmu nie umiała. Nie cierpiałem dziwek, choć głównie tych, które się kurwiły z własnego wyboru. Istoty na tyle beznadziejne, że nic poza rozłożeniem nóg nie potrafiły. Wkurwiające suki, które często nawet nie wykonywały swojego zawodu. Szukały wyjścia by zapłacić im, ale one nie musiały nic robić. Ot zwykłe kurewki.
- Hej, białasku. Widzę, że z ciebie gorący towar. Nie zimno ci chłopczyku? Chętnie cię przytulę i ogrzeję swoim ciałem – zagadała jedna z ulicznych kurew, co tylko udowadniało jakie z nich desperatki. Dziewczyna była młoda, ludzko wyglądająca choć jebała wróżką. Złośliwe, wkurwiające istoty. Ubrana była tylko w jakieś czarne futerko i krótkie spodenki. Buty sięgały jej może i kolan, ale widać było, że całość nie zapewnia jej wystarczającego ciepła. To raczej ona tu potrzebowała ogrzania, nie ja.
Wyminąłem ją nie zainteresowany jej propozycjami. Usłyszałem za plecami jak jeszcze próbuje nawoływać, ale w pełni zignorowałem słowa padające z jej ust. Minimalny poziom jej inteligencji nie pozwalał jej zrozumieć, że nie jestem zainteresowany ani nią, ani jej ofertą. Wbiegłem po dwóch schodkach na raz i wszedłem do środka budynku nie zważając na kolejną dziwkę świecącą swoimi piersiami. Kolejne schody, przejście obok całującej się pary i dotarłem do głównego pokoju tutejszego burdelu, w którym to znajdowała się właścicielka tego lokum. Zapukałem jak zostałem poinstruowany i odczekałem dłuższą chwilę. Z pokoju nagle wyszedł jakiś mężczyzna, który dopinał swoje spodnie. Czyżby burdel mama jednak zajmowała się klientami czy to był jeden z jej piesków… W sumie czy serio mnie to interesowało?
- Nekromanta? – zapytała otwarcie, nim zdążyłem w ogóle wejść w pełni do pokoju.
- Tak… - odparłem i podszedłem do biurka.
Dopiero teraz poczułem irytujący zapach kadzideł, wypełniający pomieszczenie. Już w drzwiach go czułem, ale nie spodziewałem się, że po wejściu nasili się w takim stopniu. Mogłem tylko liczyć, że ta o dziwo w pełni ubrana kobieta nie będzie wymagała długiej rozmowy.
- Jedna z moich ważnych dziewczynek zaginęła. A w ostatnich czasach trudno o dobre dziwki, wiesz? Skąd możesz wiedzieć, dla ciebie to pewno nie biznes tylko zwierzęce zachcianki. W każdym razie chcę wiedzieć, czy żyje, czy też może umarła. Wolałabym, aby był to pierwszy scenariusz. Umiesz to wyczuć, prawda? – zapytała.
Dziwne, że wpierw po mnie pozwała, a dopiero po tym postanowiła się upewnić, że w ogóle jestem zdolny wykonać jej zadanie. Nie lubiłem ludzi marnujących mój czas. Ale na jej szczęście byłem w stanie dojść do odpowiedzi, o ile ona była w stanie zapewnić mi ważny przedmiot. Miałem tylko nadzieję, że na tym całość miała się skończyć, bowiem wykonanie tego zdania zdawało się być nudną rutyną.
- Tak – odpowiedziałem prosto. – Ale będę potrzebował przedmiotu, z którym ta była silnie zżyta. Może to być jakiś medalion rodzinny… Czy cokolwiek innego, z czym się długo nie rozstawała. Niestety odzież nie jest odpowiednia. Ma mieć wartość sentymentalną.
- Hmm, rozumiem – skinęła głową – przejdźmy się zatem do jej pokoju. Możliwe, że damy radę tam coś znaleźć.
Po tych słowach wstała od stołu, obeszła mebel oraz mnie i podeszła do szafki z kluczami. Wyjęła z niej jakiś kluczyk i poszła do drzwi. Podążyłem wtedy za nią i wspólnie, w ciszy przeszliśmy przez korytarz. Okazjonalnie dało się usłyszeć różnorodne dźwięki wskazujące na czerpaną przyjemność we wnętrzu pokojów. Nawet nie wiem czemu sądziłem, że te pomieszczenia są wyciszane. W końcu kto normalnie by się przejmował tego rodzaju „hałasem” w burdelu?
Zatrzymaliśmy się przed przedostatnimi drzwiami, a moja pracodawczyni otworzyła kluczem zamek i następnie weszła do pomieszczenia. Również tam wszedłem, ciesząc się, że tu odczuwalna była jedynie lekka woń kobiecych perfum. W miarę świeża, tak jakby osoba zaginiona pryskała się nimi jeszcze tego samego dnia.
- Dawno zaginęła? – zapytałem, rozglądając się po pokoju.
Był on prosty, nic nadzwyczajnego. Dwuosobowe łóżko, szafa oraz toaletka ze sporym lustrem. Na ostatnim znajdowały się różne klamoty do makijażu i inne kosmetyki. Ktoś się serio szykował i nie miał czasu odłożyć wszystkiego na miejsce. Jednakże ucieczkę z pewnością można było skreślić. Po pierwsze nie miałaby dokąd, po drugie nie zostawiła by kosmetyków. Z pewnością choć część z nich była droga jak dla prostej dziwki z dolnego kręgu. Raczej wyglądało na to, że szykowała się na spotkanie z kimś. Czyżby, któryś klient przesadził?
- Nie do końca. Dwie noce temu. Wtedy jeszcze uznałam, że może zajął się nią Marcus, niektóre z moich dziewczynek zakochują się nawet w swoich klientach. I nie tylko dziewczynki. Ale jak już drugą noc nie wracała to zaczęłam się zastanawiać czy jej nie zabił. Sama nie wiem gdzie on mieszka i nie miałabym czasu jej szukać. Wolałam kogoś zamówić. Nekromanta jednak był tańszy od usług Manes.
Skinąłem lekko głową po czym zapytałem, czy mogę przejrzeć jej rzeczy. Kobieta zgodziła się i ledwie przyglądała moim poczynaniom. Wysunąłem parę mniejszych szufladek w toaletce, lecz tam znalazłem jedynie więcej kosmetyków. Wysunięcie podłużnej szuflady odkryło różnorodną biżuterię. Nie było to nic luksusowego. Ot proste naszyjniki, bransoletki czy kolczyki.
- Podarunki od klientów – wytłumaczyła burdel mama. – Pozwalam dziewczynkom je zachować, w końcu to one je dostały.
Ponownie kiwnąłem głową. Wątpiłem by jakikolwiek miał jakieś większe znaczenie zatem.
- Mówiłaś coś o Marcusie. Pierwszy raz się z nim spotkała? – zagadałem.
- Nie, stały klient. Zawsze przychodzi do niej. Obdarował ją licznymi prezentami, zapewnił, że zamieszkają razem jak tylko zdoła wynająć własne mieszkanie. Narzekał na to, że dzieli z kimś pokój. Chciał móc normalnie z nią zamieszkać – wytłumaczyła.
Niezwykle dużo wiedziała na temat swoich klientów, ale cóż ja mogłem się dziwić?
- A ona, odwzajemniała jego pogląd? – zadałem kolejne pytanie.
- Tak. Była wniebowzięta, że ktoś się nią aż tak zainteresował. Musiałam jej wydłużyć kontrakt by mieć pewność, że za szybko mi nie ucieknie.
Czyli jednak była możliwość, że to była ucieczka. Choć wciąż mi to nie pasowało. Przeszedłem do łoża i wolałem nie ryzykować dotykaniem pościeli. W zamian zajrzałem pod łóżko i tam znalazłem coś ciekawszego. Wyciągnąłem wymęczony dziennik i zajrzałem do środka. Po przejrzeniu paru stron dało się ustalić, że jest to swojego rodzaju pamiętnik. Przerzucenie kolejnych kilku stron ukazało zdjęcie młodej kobiety wtulonej w drugą. Obie były okazami ideału, jakich wielu szukało. To sprawiło, że pomyślałem w pierwszej chwili o syrenach. Coś mi jednak podpowiadało, że jest to jednak demon.
- Wiesz może kto to? – zapytałem, pokazując fotografię kobiecie. Ta podeszła bliżej i się jej przyjrzała.
- Ta tulona to moja Katte. Druga z kobiet możliwe, że jest jej rodziną albo bliską przyjaciółką. Nie jestem jednak pewna, bowiem kiedy do mnie przyszła była już sama. Nigdy nie wspominała o krewnych czy znajomych.
Zdjęcie wyglądało na stare. Czarno białe, pogięte tu i tam. Nieco wyblakłe. Definitywnie długo trzymane. Musiało być ważne dla kobiety. Odłożyłem dziennik na łóżko i przeniosłem wzrok na podłogę. W większości była wykonana z desek, poza miękkim długim dywanem zakrywającym centralny punkt pokoju. Odłożyłem na chwilę zdjęcie i złożyłem dywan. Następnie wyciągnąłem nóż z za paska i go rozłożyłem. Przeciąłem nadgarstek i pozwoliłem krwi wypłynąć na powierzchnię. Po tym umazałem palec krwią i z jej pomocą zacząłem rysować na deskach odpowiednie kształty i runy. Ułożyłem w wnętrzu zdjęcie i krwią narysowałem na nim kolejną runę. Zdjęcie momentalnie zaczęło czernieć, a po paru sekundach spłonęło.
- I co to znaczy? – zapytała burdel mama.
- Że twoja pracownica nie żyje – oznajmiłem bez uczuć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz