Monety ześlizgnęły się na dno kieszeni, zabrzęczały cicho, metalicznie.
André niósł wzrok, napotkał złote, połyskliwe oczy czerwonowłosego demona, od dłuższej chwili wyczekującego odpowiedzi. Czarnowłosy uśmiechnął się do niego połową ust, lekko, odruchowo.
Nawet jeśli spodziewał się nieco lepszej ceny za ptaka, czuł ulgę z samego faktu sprzedaży. Dzwoniąca ciężkość w kieszeni płaszcza była przyjemna, a pustka w miejscu, gdzie jeszcze niedawno znajdowało się pudełko obite aksamitem, tak niewielka i niedostrzegalna. Jak każdy demon, uwielbiał pieniądze. Błyskotki, świecidełka, biżuterię i szlachetne kamienie również, ale do pieniędzy miał szczególną słabość. Lubił kształt monet, ich dźwięk, wygląd, idealne wymiary. Wolał je od fantów. Fantami opłacało się tylko handlować, tylko wciskać je ulicznym kretynom za niebotyczne sumy.
Sięgnął do innej kieszeni, rozważył pospiesznie, jak zareklamować kolejny przedmiot. Uznał, że tym razem nie będzie strzępić języka, uwinie się szybko, bez czarowania, bez bezskutecznych prób ugrania czegoś ładnym uśmiechem. Czas naglił, liczba przedmiotów, których chciał się pozbyć, zmniejszyła się dokładnie o... jeden. Miał jeszcze sporo pracy, a czerwonowłosy wyglądał na zniecierpliwionego jego zuchwalstwem. Gdy obracał w palcach słowika, zobaczył w jego ruchach wielką skrzętność, zimny sceptycyzm, cichą podejrzliwość. André nie dziwił się mu wcale. Na jego miejscu zresztą obejrzałby go jeszcze dokładniej.
Na kontuarze spoczęło zawiniątko. Było niemal zupełnie płaskie, niewielkie, prostokątne, mające nie więcej niż łokieć długości. Czarny, śliski, lśniący welur skrywał swoją zawartość pieczołowicie, nie odsłaniając nic z zawartości.
André obrócił pakunek o sto osiemdziesiąt stopni, chcąc, by znajdował się właściwą stroną do potencjalnego kupca. Intuicyjnie czuł, że leżał niewłaściwie.
Rozłożył tkaninę w milczeniu, ostrożnymi ruchami, uważnie, niespieczenie.
Powietrze drgnęło, zafalowało ledwie wyczuwalnie. Gęsta, ostra woń czarnej magii rozeszła się wokół nich jak atrament rozlany nieopatrznym ruchem dłoni. Diabelska aura przedmiotu, wolno wypełniająca wnętrze sklepu, jasno sugerowała, że jakiś uzdolniony demon maczał palce przy jego tworzeniu.
Uśmiech na ustach André stał się bardziej tajemniczy, oczy, lekko przymrużone, miały w sobie coś złego, pewien nieokreślony, szalbierczo-nikczemny pierwiastek.
Na ladzie leżało lusterko. Niepozorne, niewielkie, zdobione miejscami, ale wciąż skromne, można by rzec - zwyczajne. Pospolite lusterko, przy którym mogłaby ćwiczyć powabne uśmiechy jakaś piękna pani, tuzinkowa rzecz, przy której mógłby golić się jakiś elegancki pan. Zwykłe. Banalne. Przecięte. Ale wystarczyło rzucić okiem na taflę, by wiedzieć, że to pozór, że nie było takie do końca.
Powierzchnia lusterka miała popielaty, szarawy kolor i rzeczywistość odbijała się w niej wyłącznie w takich barwach. Zdawała się być spowita kłębami dymu, grubego i zatrzymującego światło, rozmywającego kontury, wypaczającego kształty. Niekiedy można było odnieść wrażenie, że pod taflą lustra rzeczywiście suną języki brudnej mgły, i że uleciałyby z niej, gdyby nie ażurowa ramka, ograniczająca powierzchnię lusterka. Na samym jej dole widniał niewielki fantazyjny napis: hoc erit post me, quod ante me fuit.
André wysunął welur, zaczął składać go w dłoniach.
- Jeżeli jesteś zainteresowany - powiedział aksamitnoczarnej tkaninie - mogę opowiedzieć ci, co potrafi ta rzecz. A nawet zademonstrować. Jeśli nie, zaproponuję coś innego. Mam jeszcze dwa sygnety, bardzo ciekawy ryngraf, dwa bliźniacze szkaplerze i kilka medalionów. Niektóre z nich przyspieszają proces gojenia ran, inne ułatwiają zasypianie i zsyłają miłe sny. Wszystko w promocyjnej cenie. Zależy mi na szybkim zbycie.
Czerwonowłosy przechylił delikatnie głowę. Nie był to gest ptaka, raczej świadomego swojej potęgi drapieżnika. Przyjrzawszy się lusterku, podniósł na André oczy, wdzięcznie usiadł na fotelu, uniósł kącik ust.
- Proszę, opowiedz mi.
- Szczerze mówiąc - westchnął André - niewiele o nim wiem. Trafiło w moje ręce przypadkiem. Od jego poprzedniego właściciela nie uzyskałem żadnych informacji, a przynajmniej żadnych wiarygodnych, żadnych opartych na twardych dowodach. Zapytany, zrobił to samo, co ja kilka minut temu, to znaczy, zaczął łgać jak z nut, byle podbić cenę, byle zaciekawić klienta i nadać rzeczy piękne, historyczne tło. - Uśmiechnął się z rozbrajającą szczerością. - No, ale ja przynajmniej przyznaję to teraz, gdy poznano się na mnie i nie mam już powodów, by dalej oszukiwać. On szedł w zaparte. Wiem tylko to, do czego doszedłem sam. Lustro posiada nadnaturalne zdolności i to jest niepodważalny fakt, to widać na pierwszy rzut oka. Mówię prawdę, sam zobacz. Możesz dotknąć, obejrzeć. Widzisz? Ktoś kiedyś, dawno temu, porządnie unurzał je w czarnej magii, i to nie przy użyciu akademickich sztuczek. Miałem małe problemy ze złamaniem uroku ochronnego, a gdy mi się to udało, okazało się, że dojście do tego, w jaki sposób działa, nie będzie prostsze. Bo przecież musiało coś potrafić, prawda? W przeciwnym razie, po co dymić je magią tak, że teraz jego aurę zobaczy i poczuje każdy, kto ma o niej minimalne pojęcie? Po co nakładać skomplikowane i trudne do zdjęcia uroki ochronne, jeśli nie po to, by ukryć jego niebezpieczne, cenne lub potężne właściwości?
Andre przez cały monolog spacerował po sklepie, akcentując ruchami jednej dłoni co ważniejsze słowa. Teraz przystanął, oparł się dłonią o blat.
-...I rzeczywiście, gdy doszedłem do tego, jak je obsłużyć, okazało się, że nieco potrafi - mruknął tonem, samym swoim brzmieniem przykuwającym uwagę. - Jak działa? Prosto. Lustro ma moc ukazywania przeszłości, a co ciekawe, również wydarzeń, które jeszcze nie miały miejsca, lecz zdarzą się w najbliższym czasie. Jest jak oko, które może patrzeć tylko w przeszłość albo przyszłość, za siebie albo przed siebie. Teraźniejszość zawsze wypacza się w jego tafli, nigdy nie jest wierna. Wystarczy spojrzeć: odbicie jest teraz zamglone, niewierne, niewyraźne. Wspominałem, że sceny można wyłącznie oglądać, nie ingerować w nie? To mówię teraz. Trochę żal, prawda? Do tego, jak zauważyłem, wizje dotyczą wyłącznie właściciela lustra, zawsze jest on na nich obecny na pierwszym lub drugim planie. Sceny są zwykle krótkie, nieregularne, trudno je wywołać. Czasem, co zdarza się nader rzadko, tafla sama mąci się, ukazuje obrazy, częściej jednak milczy uparcie przez całe tygodnie, mimo prób ingerencji. Niewykluczone, że lustro posiada swego rodzaju intencję. Skąd taki wniosek? Po pierwsze, samo wyczuwa swojego właściciela, tylko on może oglądać wizje, nikt inny nie ma prawa nic w nim zobaczyć. Nie udało mi się dojść do tego, jakim sposobem się to dzieje. I sądzę, że nikt nie zdoła temu podołać. Po drugie, potrafi kłamać. Nie wszystko, co pokazuje, jest prawdą. Pewnego razu zobaczyłem w nim coś, co nigdy nie miało miejsca i z pewnych powodów nigdy nie będzie mogło go mieć. Zalecam ostrożność. Mówiłem już, że lustro ukazuje, co chce i kiedy chce, alee... - zrobił efektowną pauzę, podkreślając wagę swoich słów uniesionym do góry palcem wskazującym. - Tu znajduje się klucz do obejścia tej reguły.
Ten sam palec wskazał teraz wyryty na dole ramy napis.
- Te słowa są pewnego rodzaju inkantacją. Wypowiedziane na głos, pozwalają wywołać właścicielowi losowy obraz. Nie zawsze za pierwszym razem, czasem potrzeba kilku prób, czasem nie udaje się to w ogóle. Mogę spróbować tego dokonać. Ale uprzedzam, że w razie powodzenia, podniesie to nieco cenę...
André tyłem opierał się o biurko. Gdy woń czarnej magii przybrała na sile i stała się bardziej wyczuwalna, zamachał majestatycznie czarną tkaniną w powietrzu. Pomogło. Ale tylko na chwilę.
- Lusterko powiedziało ci, że uda się je komuś sprzedać? - zapytał z neutralnym wyrazem twarzy właściciel sklepu.
André patrzył w stronę drzwi. Minęła dłuższa chwila, nim odpowiedział.
- Nie. Nie używałem go od bardzo dawna - uśmiechnął się ładnie - ale teraz intuicja podpowiada mi, że owszem.
Właściciel sklepu luźno skrzyżował ramiona na piersi.
- Dlaczego kiedyś go użyłeś? I czemu nie używasz go od tamtego czasu?
- A co to ma do rzeczy? - zniecierpliwił się czarnowłosy. - Jesteś zainteresowany czy nie?
- Mogę być, o ile odpowiesz na moje pytanie. - Czerwonowłosy zerknął na lusterko. - Nie jestem co do niego przekonany. Chcę wiedzieć, dlaczego zrezygnowałeś z jego używania. - Uniósł wzrok na André.
Czarnowłosy westchnął dramatycznie.
- Zaprzestałem go używać, ponieważ jest niebezpieczne - poddał się, nieładnie krzywiąc usta. - Lusterko, jak wspominałem, potrafi kłamać. Myślę, że... potrafiłoby zmanipulować każdą w miarę naiwną i podatną na wpływy osobę. Chcesz wiedzieć co ujrzałem w nim ostatnim razem? Siebie na tronie władcy podziemi. - André parsknął dźwięcznym, lekkim śmiechem. - Na kogo nie wpłynęłaby taka wizja? Kto, ujrzawszy ją na własne oczy, nie chciałby urzeczywistnić jej za wszelką cenę? Decyduj się, przyjacielu. Wiesz już, co chciałeś wiedzieć. Zaczynam się niecierpliwić.
Właściciel uśmiechnął się przyjaźnie.
- Chyba każdy by tego chciał - przyznał. - Zaprezentuj zatem jego umiejętności.
Czarnowłosy skinął głową, uniósł kącik ust, zbliżył się do burka rozkołysanym krokiem, pochylił nad nim lekko. Gdy jego dłoń zawisła w powietrzu nad lustrem, wyszeptał cicho, lecz wyraźnie:
- Hoc erit post me, quod ante me fuit.
To była chwila.
Tafla rozbłysła jaskrawym, oślepiającym światłem. Promienie nienaturalnie jasnej barwy wystrzeliły z ramy, jak stalowe ostrza wbiły się w sufit. Ich zimny blask zdawał się pochłaniać całe światło wypełniające pomieszczenie, powodował, że w kątach pokoju zaległy nieprzeniknione ciemności. André szybko zabrał dłoń, cofnął się o krok, odruchowo odgrodził się od lustra przedramieniem, lecz nie spuścił z niego wzroku. Bacznie obserwował taflę.
Lustro zmętniało. Przesuwające się po nim kłęby dymu, jeszcze chwilę temu leniwe i powolne, zaczęły tworzyć wir. Mglista toń zakotłowała się, sunące w niej wstęgi szarości wiły się jak szare węże, splatały się i nakładały na siebie w dzikim potoku. Nagle cienisty strumień zatrzymał się, rozprysnął gwałtownie, a z mroku powoli zaczął wyłaniać się niewyraźny obraz.
Na początku André zobaczył biurko. Zwyczajnie, podobne do tego, przy którym aktualnie stał. Niemal takie samo, tyle że tamto zdawało się być utkane z cienia. Tło było zamazane, niewyraźnie. Kłęby dymu wciąż obracały się w rogach lustra, nie pozwalając dostrzec nic więcej. Potem ukazała się postać. Najpierw jedna, chwilę potem druga. Idąc obok siebie, ramię w ramię, wyglądały jakby prowadziły ożywioną rozmowę. Jedna z postaci z uwagą przytakiwała głową, druga zręcznie gestykulowała dłońmi.
Pierwsza z wdziękiem usiadła za biurkiem, druga stanęła obok, bezceremonialnie oparła się ręką o fotel, skrzyżowała buty w kostkach. Obraz nagle wyostrzył się, kontury postaci stały się mniej zamazane, ukazały się kolory. Postać siedząca na fotelu miała włosy czerwone jak krew, ta o niego oparta - czarne jak noc.
Ukazał się ktoś jeszcze. Ktoś bardzo niewyrażany, zacieniony, niemal niewidoczny. Stanął po przeciwnej stronie biurka, ułożył ręce w desperackim geście, poruszył ustami w niemej prośbie. Czerwonowłosy wysłuchał uważnie jego słów, skinął głową, wyjął coś z szuflady, położył na blacie, wskazał dłonią. Poruszał ustami, coś tłumaczył. Czarnowłosy akompaniował mu skinieniami głowy i zachwalającymi gestami.
André zmrużył oczy, ostrożnie podszedł bliżej. Wtedy wizja rozpadła się, zmąciła, zniknęła, łamiąc się na cieniste kawałki. Tafla powróciła do swojego pierwotnego wyglądu, znów stała się brudnoszara i nieprzejrzysta. Światło, którym pałała rama, zgasło. Pomieszczenie znów wyglądało jak dawniej.
Nastała cisza.
- Ciekawe - mruknął André, blado uśmiechając się pod nosem. Przyłożył palec wskazujący do kącika ust. - Bardzo ciekawe.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz