22 kwietnia 2019

Od Larena C.D Hayden


Serce zabiło w pustej skorupie klatki piersiowej, sprawnie wijąc zwoje żył. Zbudził mnie zapach krwi, skapującej z wolna na moją twarz. Krople trafiały wprost do ust, nieliczne zaś, spływały po skórze, kończąc swą wędrówkę na poduszce. Poruszyłem się z lekka, niepewnie, niczym niemowlę, by rozruszać moje dawno zastałe mięśnie. Oczy po otwarciu, z początku pokazywały jedynie rozmazany cień zieleni. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to liście drzewa, a nade mną znajduje się gałąź. Skupiłem się chwilę na delikatnym zapachu roślinności i znacznie ostrzejszym istoty znajdującej się tuż obok. Zamrugałem kilka razy, następnie próbując się podnieść do pozycji siedzącej. W moich uszach natychmiast rozbrzmiał pisk roznosząc w moim umyśle echo bólu. Syknąłem przeciągle, łapiąc się za głowę.
-Spokojnie… Jesteś osłabiony -zabrzmiał głos mężczyzny stojącego nieopodal
Oparłem dłonie na krawędzi trumny, kierując wzrok na niego. Mimowolnie ukazałem kły. Ból się rozrastał, a był on spowodowany rosnącym w siłę, głodem, o którym dopiero co przebudzony organizm zdał sobie sprawę. Nie myślałem nad tym gdzie jestem. Nie patrzyłem wokół, liczył się teraz jedynie słodki głód, chęć zaspokojenia najprostszej potrzeby. Nie musiałem o nią walczyć. Nieznajomy sam podszedł i pokazując krwawiący nadgarstek, zapewnił, że nie ma złych zamiarów. Nic nie mówiąc, złapałem go mocno za rękę, wbijając paznokcie w jego niemal pergaminową skórę na przedramieniu. Potem zacząłem się karmić. Jego krew mi smakowała. Tak, była dobra, idealna, ale, jaka by nie była? Teraz, gdy czułem się wygłodniały, rozsmakowywałem się w każdym łyku, kolejnym i kolejnym.
- To ostatni łyk jaki możesz wziąć. Przy próbie następnego, odciągnę cię siłą. Jeżeli jednak przestaniesz, przyniosę ci kogoś do pożywienia się -Powiedział łagodnie, ale stanowczo.
Patrząc mu prosto w oczy, z początku go ugryzłem, ale już po chwili rozluźniłem uścisk szczęk i odsunąłem się. Nadal nic nie mówiłem, pozwoliłem sobie przyjrzeć mu się bez słów. Był wysoki, postawny i biały niczym śnieg, pachniał śmiercią, ale krew nie niosła za sobą tego odoru. I już zdecydowałem: O to on, będzie moim nowym partnerem, moim panem. Przekrzywiłem lekko głowę. Niezależnie gdzie właśnie byliśmy i jakie zapanowały czasy. Ostatnie co pamiętałem, to wojna ludzkości, labolatorium i naukowcy z niego, nic ponadto. Nie był człowiekiem, nie wyglądał na naukowca, a dziwny las w pokoju, nie był bazą naukową. Jedynym co z niej pochodziło była trumna. Nie przejmował mnie fakt tego, jak skończyli ludzie, jedynie zwykła ciekawość rodziła w mej głowie pytania.
-Masz imię? -Zapytał, głaszcząc mnie chwilę po głowie, potem znowu się odsunął.
- Laren -Oznajmiłem wychodząc z trumny, już całkiem sprawnie zeskoczyłem na ziemię i podszedłem do mężczyzny. Bezwstydnie zacząłem obwąchiwać jego szyję, polizałem ją, po chwili ocierając się o niego głową – Będziesz cudowny i od dziś tylko dla mnie. Jak się nazywasz kochanie? - Mruknąłem, tym razem polizawszy jego policzek.
- Hayden... -Odpowiedział mruknięciem.
Jego twarz nie wyrażała zbyt wielu emocji, była chłodna i pozbawiona wyrazu. Bez strachu i niepewności, idealna. Pocałowałem go długo, a on rozluźniając się, odwzajemnił pocałunek. Pogłębiłem go więc, nieco agresywnie, obejmując dopiero co poznaną istotę za szyje. Nie był mi dłużny, jego duże dłonie znalazły się na moich plecach, w okolicy bioder. Och, o wojnę mogłem zapytać później, tyle ich już przeżyłem. Wieść o tych małych mrówkach mogła poczekać, może dalej żyły. A może wszyscy przepadli. Zerknąłem w stronę zasłoniętych okien, nie przejmowałem się, dlaczego w pokoju ma miniaturowy las. Świat był na tyle dziwny, o czym przekonałem się przez tysiące lat, że nawet mnie to nie ruszało. Chociaż ciekawiło, większość rzeczy była ciekawa. Nieważne ile żyjesz, ciągle dzieje się coś nowego, powtarzalność niektórych wydarzeń staje się nużąca, ale och. Świat jako taki, zawsze ma coś w rękawie, ma czym zaskoczyć. Zdarłem z niego koszulę, popychając go wprost na ziemię, na miękką leśną ściółkę. Nie stawiał oporu, a to tylko bardziej i bardziej wskazywało na to, jak cudownym okazem był. Kolejny powiew świeżości, od setek lat nie spotkałem mężczyzny, który od tak z miejsca by się temu oddawał. Pożądaniu. Po prostu, najzwyczajniej godząc się na przywłaszczenie jego ciała i umysłu. Chciał być mój. A ja jego. To było oczywiste od kiedy tylko na niego spojrzałem. Och, nie chodziło tu o romantyczne uczucie. A może. Tak. Był już mój, więc czemu by go nie kochać. Oparł się rękami, wpół leżąc na mchu. Czekał na mój ruch, a jego uległość była w tej chwili podniecająca. Ponieważ za nią w jego oczach kryła się dzikość i zdecydowanie. Był fascynujący i absolutnie nieludzki. Śmierć zdawała się chichotać w jego aurze, wyglądał z lekka jak jej wysłannik. Samej śmierci, a i śmiercią pachniał. Dokładnie kimś, kto z nią wygrał. Fascynujący był obraz jego istoty. Ponadczasowy, niespotykany. Chciałem zanurzyć w nim kły jeszcze raz i raz. Nie czekając na nic, rozpiąłem jego rozporek, wciąż racząc go delikatnymi pocałunkami. Poczułem jego dłoń, na swojej skórze, tuż pod koszulką, biło od niej przyjemnym gorącem. Ostatecznie zdecydował się ją zdjąć. Zaśmiałem się, przerywając pocałunek i położyłem głowę na jego klatce piersiowej, zmuszając go do położenia się. Cmoknąłem go jeszcze w polik, by już po chwili wsunąć rękę w jego spodnie. Złapałem jego przyrodzenie, nieśpiesznie je masując.
-Podpisujesz właśnie pakt z diabłem -Mruknąłem ostrzegawczo, nieco rozbawiony własnymi słowami. Zaśmiałem się znowu, cichutko, nie przestając go pieścić. Nie brałem tego na poważnie, chociaż byłem gorszy od diabła, przysłowiowy diabeł zabierał dusze. Ja zaś ciało i umysł, aż do śmierci.
- Zrobiłem to już w momencie przebudzenia cie – Odparł tonem, jakby mówił o pogodzie.
Był rozluźniony, jedną nogę zgiął w kolanie. Taki spokojny z niego okaz.
-Racja. Zrobiłeś. Jednak nie żałujesz, czyż nie? -Wymruczałem rozbawiony, nawet na chwilę nie kończąc pieszczot. Ktoś mógłby pomyśleć, że jest im obojętny. Jednak ja czułem więcej, jego twarz mogła ukrywać emocje, ile tylko chciała. Jednak krew w nim zdradzała wszystko. A ta w nim wrzała, pulsowała wręcz, serce przyśpieszyło swój rytm, a posoka spłynęła w dół, doprowadzając do przyjemnej erekcji.
- Mmm... Póki co nie – Stwierdził, głaszcząc mnie po głowie.
To był miły gest, troskliwy, użył go już drugi raz i miałem nadzieję, że będzie robił jak najczęściej. Westchnąłem przeciągle, przymykając oczy z głową wtuloną w jego pierś, sprawiając mu przy tym dłonią tyle przyjemności, ile potrafiłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz