14 czerwca 2019

Od Cedrika C.D.: Victor

Jak zwykle z rana panował całkiem spory ruch. Nowy miał co robić. Radził sobie nie najgorzej, a nawet mógłbym się połasić o stwierdzenie, że nie byłem mu potrzebny. Nie bałem się kradzieży, chociaż na pewno nie była niczym miłym. Mogłem spokojnie zostawić tego prawie obcego mężczyznę samego sobie. Ogarnęła mnie jednak olbrzymia niemoc. Obezwładniający, przykuwający do miejsca marazm. Ostatnim czasem miałem dość sporo na głowie, zazwyczaj nie pozwalało mi to na osunięcie się zbyt głęboko we własne myśli. Uczynienie tego w pracy, czy innym miejscu publicznym, wydało mi się jakiś czas temu prawie niemożliwe. Z letargu wyrwało mnie dopiero intensywne spojrzenie wilkołaka. Prawdopodobnie o coś zapytał, może tylko rzucił krótkim tekstem, by zagaić rozmowę. Teraz oczekiwał odpowiedzi lub jakiejś reakcji, na którą ja nie miałem najmniejszego pomysłu. W końcu zdecydowałem się na lekkie, obojętne skrzywienie i przytaknięcie.
- Naprawdę? - zapytał zaskoczonym głosem, a na jego usta wkradł się nieco drwiący uśmiech.
Wybiło mnie to lekko z równowagi. Mimowolnie zacząłem zastanawiać się, o co mogło chodzić, skoro aż tak zdziwiło go moje przytaknięcie. Potrzebowałem zagrać na czas.
- No... - zacząłem, przeczesując myśli w poszukiwaniu dogodnego tematu.
Szatyn nadal uparcie milczał, choć oczywiście mógł w tym momencie podjąć próbę ratunku też kulejącej wymiany zdań. Lekko mnie tym irytował. Widział, jak się męczę przez kolejne sekundy. Kiedy w końcu, w akcje desperacji, zacząłem bąkać coś na kształt przeprosin (bardzo, bardzo niepodobnego do nich i całkowicie pozbawionego składni), wilk zlitował się nade mną i odparł jakby nigdy nic:
- Żartuję, pytałem tylko jak długo znajduje się tutaj ta piekarnia - zrobił to nieco niechętnie, czerpiąc rozrywkę z mojego miotania się w kółko.
Miałem do tej jego zabawy mieszane uczucia. Moja zwyczajowa obojętność zderzyła się z niecodzienną dla mnie irytacją. Nie byłem jednak na tyle bucowaty, by robić komuś z tego powodu awanturę. Tym bardziej że faktycznie wprowadziło to nieco życia do mojej zwyczajowej rutyny. Po chwili doszczętnie wyzbyłem się niezręczności i prychnąłem cicho, czym tylko powiększyłem samozadowolenie szatyna. Nie miałem ochoty zaczynać rozmowy od tej sytuacji, jednak na myśl o dalszej niezbyt przyjemnej ciszy nie dawała mi spokoju.
- Nie mów mi per "pan" - odparłem tonem obojętnym i w rzeczywistości niezbyt mnie to obchodziło.
Dygresja zaskoczyła wilka. Odchrząknął, by nie dać tego po sobie poznać. Poprawił się na krześle, nie odpowiadając od razu. Prawdopodobnie chciał pokazać, że dla niego także ta rozmowa jest całkiem lekka.
- Więc jak mam ci mówić? - zapytał, nie podnosząc na mnie nawet wzroku.
- Cedrik - rzuciłem, niewiele myśląc, bo raczej nie było o czym.
- Victor - odparł machinalnie.
Dalszą wymianę zdań uniemożliwił dzwonek, a także nieuniknione jego następstwa, którym była między innymi obsługa klienta. Dało mi to chwilę na zastanowienie się nad dalszymi losami tej pogawędki. Nie chciałem, by poszło to w kierunku wydarzeń z parku. Victor pożegnał klienta i zajął z powrotem miejsce na sąsiednim krześle.
- Daleko stąd mieszasz? Jakoś nigdy cię tu nie widziałem - rzuciłem od niechcenia.
Miałem lekką nadzieję, że mężczyzna się rozgada na ten temat. Rzeczywiście miałem nadzieję, że nie przypadkiem spotkaliśmy się tylko raz. Wtedy ja nie musiałbym zbyt wiele mówić, a słuchanie jednym uchem zdecydowanie bardziej mnie satysfakcjonowało. Nigdy nie wiadomo, która prosta rozmowa może przynieść ciekawe informacje.

<Poddałam się lol xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz