18 września 2018

Urodziny Chrisa


Ten dzień zaczął się jak każdy inny i nic nie zapowiadało zmiany. Lenn był zaabsorbowany czytaniem swojej książki, a technika tejże czynności zawsze wydawała mi się absurdalna. Wciąż nie do końca rozumiałem sposobu w jaki sobie radził za pomocą magii, ale cóż, nie przejmowałem się tym zbytnio. Ja w tym czasie oddałem się jakże ciekawej rozrywce; graniu w pasjansa. Widzicie, nawet nowoczesne maszyny wymagały zajmowania swojego czasu. A póki co mój klient się guzdrał z wysłaniem swoich wymaganych poprawek. Poza nudą, nie było tutaj irytacji. Uwielbiałem klientów, którzy spędzali więcej czasu na doskonaleniu moich dzieł najwyżej klasy, nawet jeżeli mógłbym to uznać za brak respektu. Widzicie, od zawsze byłem świadom swojej wyższości w tym temacie i żadna biologiczna istota nie była w stanie poprawić moich projektów nie ważne jak bardzo się starała. A w próbie udowodnienia mi tego, tylko powodowała, że całość trwała dłużej, a tym samym ich rachunek się zwiększał. Był to jeden wielki profit.
Moją nudę przerwało, jednakże rytmiczne stukanie w drzwi frontowe. Westchnąłem ciężko, gdyż nie chciało mi się aktualnie odrywać od komputera, ale przecież nie wysłałbym do drzwi mojego drobnego towarzysza. Nie wiadome było kto stał za drzwiami, ani czy przypadkiem nie potnie się o cokolwiek w drodze do naszego gościa, jak to już mu się kiedyś przytrafiło. Dlatego, gdy ktoś ponownie zaczął dobijać się do drzwi, ja wstałem ze swojego fotelu i ruszyłem je otworzyć.
- Ale ty wolny jesteś, można uschnąć przed twoimi drzwiami. Może zamontuj sobie jakiś video-domofon? – mruczała moja niezadowolona w-sumie-przyjaciółka.
Z Sylvią znałem się już długi czas. Właściwie to czystym przypadkiem. Kiedyś wspólnie zachlaliśmy w barze i była jedyną osobą, która potrafiła dotrzymać mi tempa. Czy to z zdziwienia, czy z potrzeby towarzystwa do picia zaczęliśmy się regularniej spotykać. Nigdy nie miało to szans przerodzić się w romantyczny związek, choć raz zdarzyło nam się wymienić pocałunki. Nie miałem szans na nic więcej i nawet nie próbowałem w to brnąć. Nie byłem i nigdy nie będę typem osoby, która czuje potrzebę się o kogoś ubiegać. Solv o tym chyba wiedziała.
- Naraziłbym się na zobaczenie twojej twarzy w przybliżeniu i co wtedy? – zażartowałem, odsuwając się od drzwi, aby wpuścić ją do środka. – Napijesz się czegoś?
- A w ogóle to wszystkiego najlepszego dupku – oznajmiła i przytuliła mnie po wejściu do środka. - Masz urodzinkiiii... Albo datę produkcji. Jak zwał tak zwał, ale mam prezenty.
Owszem, znałem datę, kiedy mnie stworzono, ale nigdy zbytnio nie zwracałem na nią uwagi. Nie mieliśmy takich zwyczajów, jak obchodzenie urodzin. Właściwie to uznałbym to za absurdalne, gdyby nie to, że przynosiło ze sobą zyski. Solv zawsze przynosiła mi prezenty, które zawsze przypadały mi do gustu. Przeważnie dobrej jakości alkohol, więc nie zwróciłem jej nigdy uwagi.
- Do dziś nie wiem czemu tak zwracasz na to uwagę, ale wiesz, że ci nie odmówię – oznajmiłem po tym jak również ją przytuliłem i zamknąłem główne drzwi, aby następnie przejść do kuchni.  
- Urodziny są ważne. Sięgnę kieliszki, a ty zobacz prezenty. Kupiłam też coś dla twojego stworzonka – wyciągnęła torebkę prezentową ze swojej torby i mi ją podała.
- Ważne? – zapytałem w trakcie zaglądania do środka. W ten sposób otrzymałem chwilę ciszy ze strony anielicy, która widocznie sama zaczęła się zastanawiać nad sensem tej całej szopki, a ja mogłem skupić się na swoich prezentach. Dwie butelki ulubionego alkoholu jak zawsze ładnie ozdobione, małe pudełko oraz materiał, a dokładniej jakiś ciuch.
- W sumie sama nie wiem czemu, ale to pretekst do wypicia za to, by ci się nic nie przepaliło -wzruszyła ramionami.
- Więc polej – oznajmiłem, podając jej jedną z podarowanych mi butelek.
Solv polała nam do kieliszków, wręczyła mi jeden z nich, a następnie siadła na blacie. Podziękowałem jej za wręczone naczynie i dosypałem swego specyfiku, po czym upiłem większy łyk.
- Zawsze ceniłem twój gust w alkoholach – oznajmiłem, odstawiając kieliszek na bok, aby przyjrzeć się reszcie prezentów. Zacząłem oczywiście od pudełka, uznając je za ciekawsze. Wewnątrz znajdowała się obroża, z jakimiś diamencikami. Obok niej zaś zwinięta smyczka. Całość była ładna. Z delikatnego, lecz mocnego materiału. Coś co mi się stanowczo spodobało, co można było odkryć z mojego uśmiechu. Póki co jednak zamknąłem pudełko i odstawiłem na bok. Znów upiłem łyk oraz rozpakowałem dosyć „uroczy”, nieco erotyczny ciuch.
- To w sumie twoje ulubione trunki - zaśmiała się. - Ale w końcu prowadzę kluby, musze się rozeznawać, osobiście degustuje.
- Dużo degustujesz – oznajmiłem rozbawiony.
- Wszyscy potrzebujemy różnorodności - spojrzała na ciuszek, który dała mi w prezencie. - I jak? -uśmiechnęła się.
- Muszę cię zawieść, ale nie łączy nas fizyczna wieź – to również odłożyłem na bok, i zwróciłem do swej dłoni kieliszek. - Mierzyłaś go?
- Liczyłam, że przymierzy – oznajmiła zawiedziona.
- Zobaczymy, czy ubierze – zaśmiałem się. – Lenny! – zawołałem go.
Chłopak przyszedł niechętnie, po czym łagodnie zapytał „czego chcesz”. Istota pełna gracji i kultury.
- Napijesz się z nami? – zapytałem spokojnie.
- C… Co? – zapytał mocno zbity z tropu.
- Zapytałem czy nie chciałbyś się z nami napić alkoholu – powtórzyłem, nie pewien dokładnie o co pyta. Wolałem zaliczyć obie rzeczy na raz, niż się znów powtarzać.
- Jeżeli chcesz... Słyszałem, że... Masz urodziny. – chwilowo zamilkł. - Wszystkiego dobrego – podał mi rękę.
- Co ty taki sztywny? – zaśmiałem się i objąłem go wolnym ramieniem, wtulając w swój bok. – Ej, Solv. Polej młodemu.
Chłopak zesztywniał po tym, jak go wtuliłem w siebie. Widać było, że się stresuje. Gdybym był inny, pewno domyśliłbym się, że było to spowodowane tym jak ostatnio go potraktowałem. A tak zignorowałem w pełni jego reakcję i tylko dalej tak z nim stałem. Moja towarzyszka w tym czasie nalewała młodemu alkoholu do kieliszka. Nie widziałem sensu w żałowaniu mu. W sumie może miałem po prostu lepszy dzień. Miało to szansę na poprawienie naszych stosunków. Chyba.
- Nic… Tak po prostu… - odpowiedział.
- Ładną runę mu postawiłeś, to twoja wizja artystyczna? Do twarzy Chrisowi... – powiedziała nieco uszczypliwie rozbawiona anielica.
Nie byłem zadowolony z tego komentarza. Chyba nie podobało mi się, że ktokolwiek zauważył, że to jego runa, a nie zwyczajny tatuaż. Z drugiej stronny Solv była upadłą. Oczywiste, że znałaby się na demonich wynalazkach. Bolało mnie, że komuś się udało mnie tak ograć. Zawsze uznawałem się za istotę wyższą od pozostałych. Którego nic nie ruszy. A tu zwykły dzieciak spowodował, że na mojej skórze pojawiło się coś, co mnie kontrolowało i nie mogłem nic z tym zrobić. Nieświadomie zacisnąłem lekko ramię na Lennim i dopiłem do końca zawartość swojego kieliszka.
- To nie jest... Żadna wizja artystyczna... To znak umowy między nami. Nie stworzyłem mu jej po złości... Ktoś twojego pokroju powinien wiedzieć, dlaczego tworzymy je w widocznych miejscach.
Jego ton był poirytowany, lecz czułem, że jego ciało jest spięte. Świadom byłem, że irytuje go temat runy. Tak jakby czuł się zagrożony, że ktoś zwrócił na nią uwagę i jeszcze coś z nią zrobi. Nie rozumiałem jednak dalej czemu tak zaborczo do tego podchodził. Większość czasu mnie tylko tym irytował. Puściłem młodego, aby dolać sobie alkoholu akurat jak Solv się zaśmiała w odpowiedzi na słowa Lenna.
- Jesteście naprawdę uroczym duetem, nie przejmuj się dzieciaku. Chrisowi ładnie w twojej runie. Ładnemu we wszystkim ładnie – po wypowiedzeniu tych słów poczochrała mnie po głowie. Odsunąłem się od niej, lekko unosząc łokieć, aby nie mogła podejść. Nie byłem zadowolony z takiego potraktowania, ale zadowolony byłem z komplementu.
- Chyba wpasowuje się w resztę tatuaży – stwierdziłem. – A tak nawiązując do twoich słów. Lenn, Solv ci kupiła ubranie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz