Spokojnie siedziałem w zakurzonej bibliotece na piętrze mojego domu, czytałem jedną z wielu ksiąg zapisanych runami w moim rodzimym języku — demonów. Usłyszałem dzwonek, który informował mnie o czyimś przybyciu. Wstałem niechętnie i ubrawszy się w płaszcz, wyszedłem na podwórze. Przy bramie stała kobieta, ubrana na czarno i ze spuszczoną głową mogła oznaczać tylko jedno. Podszedłem do niej powoli, po czym otwarłem bramę i wpuściłem kobietę do środka.
-Tylko jedno może panią do mnie sprowadzać. - mruknąłem. - Moje kondolencje. Jak mógłbym pani pomóc?
-To chyba oczywiste, nie sądzi pan? Chcę, aby przygotował pan mojego męża do pogrzebu i go zorganizował. - odparła cicho, dusząc w sobie łzy.
-Rozumiem. Jakieś konkretne oczekiwania?
-Zostawiam wszystko w pańskich rękach.
-Herbaty? - zapytałem od niechcenia.
-Dziękuję. Ja już pójdę.
-Myślę, że zajmie mi to trzy dni. Do zobaczenia w takim razie.
Kobieta podeszła ze mną do drzwi, jak to kultura wymagała, otworzyłem je przed nią, wypuszczając ją na dwór, na którym zdążyło się ściemnić. Zanim odeszła dała mi dwie wizytówki, jedna należała do innego zakładu pogrzebowego, druga zaś do niedawno tu obecnej osoby. Obie położyłem na stoliku umiejscowionym niedaleko drzwi, tam, gdzie miejsce wszystkich tego typu rzeczy.
Jako że zbliżała się moja ulubiona pora dnia, miałem zamiar wyjść do miasta na spacer. Wychodząc, wszystko dokładnie zamknąłem, nie chciałbym, aby ktoś kręcił się na podwórzu, a co dopiero wewnątrz. Powolnym krokiem ruszyłem w stronę centrum miasta, niespiesznie przemierzałem kolejne ulice, mijałem następne domy i latarnie. U celu znalazłem się, kiedy panował już całkowity zmrok, tutaj nie było to odczuwalne, tutaj ciemną noc rozjaśniały uliczne latarnie, światła z domów i lokalów. Nocne życie rozpoczęło się wraz ze zmierzchem. Ciszę, która dotychczas zakłócana była przez codzienny zgiełk powozów i istot, teraz była zakłócana przez muzykę i nietoperze — tak pozwoliłem sobie nazwać ludzi żyjących nocą. Dźwięki otaczały z każdej strony, bębniły i odbija się echem w uszach, nie dawały słyszeć własnych myśli, druzgotały czaszkę. Jednocześnie irytowały i koiły. Dotarłszy do głównej ulicy całego zamieszania, zacząłem się trochę rozglądać. Wolałem mieć pewność, że nie spotkam tutaj nikogo, kto mógłby mnie znać i ewentualnie chcieć rozmawiać lub negocjować. Mój wzrok zatrzymał się na kimś, dokładniej na jakimś chłopaku, dopiero po dłuższej chwili zorientowałem się, że tak się stało. Nie znałem go z pewnością, a jednak przykuł czymś moją uwagę, nie znając przyczyny mojego zainteresowania, podążałem wzrokiem za sylwetką młodzieńca, przemierzającego ulice wtapiając się w tłum. Tchnęło mnie coś, aby pójść z niewiadomych mi przyczyn za nim, choć było to naiwne i dość głupie, posłuchałem się dziwnego odruchu i ruszyłem powoli za postacią. Podążałem za nim do momentu, w którym zniknął mi z pola widzenia przez natłok ludzi. Dopiero wtedy dotarło do mnie, ile czasu poświęciłem na to wszystko. Szybkim już krokiem wróciłem na główną ulicę, chcąc jak najszybciej wrócić do domu. Załatwiłem wszystkie sprawy, jakie do załatwienia miałem, po czym równie spiesznie wróciłem do swojego azylu.
Na następny dzień zamknąłem bramę na kłódkę, dając do zrozumienia, że dzisiaj zamknięte. Siedziałem w fotelu obitym czarną skórą i białym puchatym materiałem, próbując czytać kolejną z ksiąg, cały czas się rozpraszałem. Moje myśli zaprzątało szukanie powodu mojego wczorajszego zainteresowania beznamiętną, nieegzystencjalną istotą, mi tak naprawdę do życia nie potrzebną, jedną z lalek. Na owym rozmyślaniu przeminęła mi połowa dnia. W końcu zebrałem się, aby zacząć zajmować się pracą, a nie gdybaniem na temat nieznanej mi osoby. W ciągu następnych ośmiu godzin skupiłem całą swoją uwagę na pracy, co przyniosło oczekiwane przeze mnie efekty. Kończąc o dwudziestej drugiej, pozostało mi tylko zadzwonienie do kobiety i oznajmienie, że pogrzeb tak jak był zaplanowany, tak się odbędzie. Znów wyszedłem do miasta, tym razem przemierzałem ulice dachami budynków. Mimowolnie wypatrywałem chłopaka z poprzedniego wieczoru. Usiadłem na jednym z budynków w centrum miasta i po prostu przypatrywałem się istotom w dole. Spędziłem tam całą noc, gdy zbliżał się świt, postanowiłem wrócić do domu. Tam po raz kolejny starałem skupić się na pracy. Kiedy skończyłem, postanowiłem skupić całą swoją uwagę na znalezieniu istoty i zrozumieniu co było w nim takiego interesującego, że mój instynkt zareagował. Skontaktowałem się ze starym znajomym, który był w stanie mi w jakikolwiek sposób pomóc. Wiedział jak szukać, gdzie i kiedy, aby dostać tego, kogo się chce. Przez następne dni starał się namierzyć istotę, nie pomagało to, że praktycznie nic nie wiedziałem. Wyczułem po prostu specyficzną energię, która zmusiła mnie do ruszenia za nim. Następnego wieczoru postanowiłem spróbować znaleźć chłopaka na swój sposób. Wyszedłem do miasta i zmieniłem postać na swoją prawdziwą. Postać ta pozwalała mi na dokładniejsze wyczucie energii i jej zlokalizowanie. Jego była bardzo charakterystyczna, przyciągała mnie, więc nie zajęło dużo czasu, zanim udało mi się ją wyczuć. Tę postać byłem również w stanie ukryć w cieniu, co pozwoliło mi szybko i niezauważalnie przeniknąć przez tłum. Dotarłem do źródła, chłopak spokojnie przemierzał już mniej zatłoczone drogi. Wróciłem do typowej postaci i szybkim krokiem dogoniłem białowłosego. Znów nie bardzo kontrolując swoje ruchy, zatrzymałem chłopaka. Gdy się odwrócił, nagle wróciła mi świadomość.
Einar?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz