23 stycznia 2019

Od Hayden'a C.D: Laren


Hayden gustował w trupach. I choć brzmiało to absurdalnie, nie mowa tu była o fetyszu. Niczym detektyw, lubił odkrywać przyczynę ich śmierci. Robił to, jednakże dla własnego zaspokojenia ciekawości miast w celu wyłapania sprawcy bądź pomszczenia nieboszczyka. Ponadto fascynowało go to z jaką łatwością można było sobie podporządkować taką osobę. Nawet jeżeli była silna za życia, po śmierci (o ile odpowiednio się tym zajęło) można było stworzyć sobie sługę. Nawet dusze mogły stać się tobie podwładne, jeżeli wiedziałeś, jak to zrobić oraz byłeś wystarczająco potężny. Haydena prawdopodobnie można było nazwać mistrzem w swojej dziedzinie. Poświęcił jej całe swoje życie i to dosłownie. Umarł i urodził się na nowo. Wiedział, jak to jest umierać oraz jak jest po drugiej stronie. Rozumiał śmierć całym sobą. Ale nie miał podwładnego. Niekoniecznie ze względu na to, że źle na to patrzono w górnym kręgu, a raczej przez to, że nie odnalazł tej idealnej istoty. Skupywał truchła, ćwiczył na nich swoje umiejętności, a potem się ich pozbywał. Były zwykłymi kukłami. Lalkami stworzonymi do jego zabawy. Mimo to, miał do nich też pewien stopień szacunku. Świadom był, że negatywna zabawa jego umiejętnościami mogłaby przynieść negatywne skutki. On się tylko uczył i nie przesadzał w tym co robił. Okazjonalnie, gdy nuda silnie uprzykrzała mu wolne dni, potrafił nawet pomóc zbłąkanej duszy zrozumieć, że nie posiada już ona ciała.

***

Te popołudnie jak zawsze przeznaczyłem na drzemkę. Wylegiwałem się tym razem na sofie z ramieniem zakrywającym oczy. Pomimo tego stanu, byłem niezwykle uważny względem swojego otoczenia. Nawet najmniejsze dźwięki były w stanie mnie wybudzić i tak też się stało, kiedy ktoś zapukał do drzwi. W pierwszej chwili to zignorowałem, bowiem wiedziałem, że nie jest to mój brat. Podniosłem się jednak z mebla, kiedy pukanie nie zamierzało ustępować. Kojarzyło mi się z tamtym wendigo, choć wiedziałem, że nie mógł to być on. Powolnie podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Nie zadałem żadnego pytania ani nie przywitałem się z mężczyzną. Ledwie odszedłem na bok, aby ten mógł wejść do środka. Zamknąłem po tym za nim drzwi.
- Jak zwykle ciepłe przywitanie – oznajmił, strzepując z płaszcza śnieg. Spojrzałem na ten biały puch, topiący się na moim dywanie.
- Byłbym wdzięczny, gdybyś nie brudził – oznajmiłem cicho.
- Mhmmmm – zbędnie przeciągnął pomruk i podrapał się po brodzie. - Śnieg topnieje chłopcze.
Sama jego osoba przyprawiała mnie o niechęć. Może to kwestia, że znajdował się w moim mieszkaniu, a może przez to, że mnie pouczał. Gdybym był kotem to prawdopodobnie jeżyłbym teraz futro, może nawet wydając przy tym agresywny dźwięk. Ale nie byłem kotem i nie okazywałem za dobrze emocji. Dlatego pomimo wewnętrznej irytacji, moja twarz pozostała bez jakiegokolwiek wyrazu. Musiałem zaakceptować go, ze względu na nietypowe wynagrodzenie, jakie miałem od niego odebrać. Nie zdołałem jednak tego wypowiedzieć. Mój wzrok opadł na ślady butów, jakie za sobą pozostawił. Dekoncentrował mnie ten widok.
- Mogłeś chociaż wytrzepać buty przed wejściem – poinformowałem go spokojnie. Nie to, by mnie to jakoś specjalnie przejmowało. Ale też nie lubiłem jak to ktoś obcy wprowadzał nieporządek do mojego mieszkania. Była różnica między bałaganem utworzonym przeze mnie, a przez kogoś. Może to znowu wracało do tego, że generalnie nie lubiłem cudzej obecności w moim mieszkaniu. A chociaż takie ślady pozostawiały widoczny znak po cudzej aktywności.
- Chcesz wiedzieć co dla ciebie mam czy nie? – zapytał obojętnym tonem, a ja znów uniosłem wzrok by spojrzeć na jego twarz.
- Mhm… - mruknąłem w odpowiedzi.
- To zaoferuj co do picia, chłopcze – powiedział i nie otrzymując reakcji z mojej strony w końcu dodał – herbatę może – zaproponował zamyślony i rozejrzał się leniwie.
- Nie jestem kafejką. Masz to co mi obiecano? – zapytałem oschle.
- Kultury, bo nie będę miły gówniarzu – pogroził po głębokim wdechu.
Jeżeli uważał, że da radę mnie zastraszyć to się mylił. Teraz tym bardziej nie czułem chęci w oferowania mu jakiegokolwiek napoju. Nie było to spowodowane czymś tak szczeniackim, jak chęcią zrobienia mu na złość. Zwyczajnie nie uważałem tego za swój obowiązek. Miał poinformować mnie, gdzie i kiedy mogę odebrać swoją należność. Nic więcej. Z drugiej strony, gdy już pomyślałem nad tym logicznie, doszedłem do wniosku, że szybciej to minie jak nie będziemy marnowali czasu na zbędne sprzeczki. Zmarszczyłem nieco brwi i wykrzywiłem usta w niezadowoleniu.
- Za długo jestem w branży by pomiatał mną gówniarz - kliknął językiem. - Powiem ci tak, od teraz to należy do ciebie, więc to twój problem jak coś odpierdoli. Jak zdradzisz od kogo to masz to urwę ci jaja.
Mimowolnie zaśmiałem się. Pod koniec dnia był tylko wystraszonym ”starcem”, obawiającym się o swoje życie. Jak każdy inny. Nie ważne jak głośno szczekali, wszyscy obawiali się konsekwencji swoich czynów. Szczególnie, jeżeli miałby doprowadzić do ich przedwczesnej, bolesnej śmierci.
- Nawet nie wiedziałbym na kogo donieść – upomniałem go.
- I lepiej – oparł się o ścianę. - Zaraz powinni go przynieść. Z ciekawości, mamy wielu pojebów, po chuj ci wampir?
- Ta wiedza jest ci zbędna – odpowiedziałem prosto. Bo po co mu było wiedzieć? Choćby miał być jako zabawka do stosunku, nie powinno go to interesować. Nie chciał być częścią tej wymiany, nie potrzebował tej informacji. Miał mi tylko dostarczyć co moje i zapomnieć o sprawie. I lepiej byłoby dla niego, jakby zapomniał. Nie widziało mi się tracić wampira po tym jak się natrudziłem, by go otrzymać. A jeszcze nawet go właściwie nie otrzymałem.
Nie czekaliśmy za długo. Ktoś ponownie zapukał do mych drzwi i otworzył im mój towarzysz. Bezczelne zachowanie, ale nie zamierzałem się z nim o to wykłócać. Szczególnie jak moim oczom pojawiła się parka wilkołaków, niosąca sporych rozmiarów skrzynię. W końcu trumna rzucałaby się za bardzo w oczy. Postawili oni skrzynię w przedpokoju, a demon zamknął za nimi drzwi. Właściwie nie mogłem przestać myśleć o nich jak o możliwym posiłku. Na ich szczęście niedawno odbyłem swoje polowanie oraz nie rzucałem się bezmyślnie na innych. Choć kto wiedział czy w przyszłości nie staną się zwykłym pożywieniem. Chwilowo nawet zapomniałem, że w moim mieszkaniu robi się nieco tłoczno. Chciałem upewnić się, że dostanę to co było mi obiecane.
- Postawcie go w głównym pokoju – powiedziałem, po tym jak zostałem zapytany czy mają go gdzieś wnieść. Wilkołaki nie czekały na rozkaz. Podnieśli ponownie skrzynię i wnieśli ją do pokoju, stawiając w wolnej przestrzeni.
- Chcesz sprawdzić zawartość nim wyjdziemy? – zapytał demon, a ja skinąłem głową. Nie zamierzałem ich wypuścić, póki nie miałem pewności, że to nie jest zwykły żart. – To zajrzyj do środka.
Z łatwością otworzyłem skrzynię, odstawiając jej górną część na bok. Ujrzałem w środku trumnę. A może kapsułę raczej? Wyglądało niczym technologia Observera. Coś, co należałoby do statku kosmicznego. Przez okienko zobaczyłem twarz uśpionego wampira. Tą samą co na zdjęciach. Tyle mi wystarczyło. Gdyby miało być coś z nim nie tak, wiedziałem do kogo się z tym zwrócić. Znałem swoich pracodawców. I choć nie byli istotami, z którymi chciałoby się zadzierać, nie zniechęciłoby mnie to w domaganiu się poprawnej zapłaty.
- Możecie już iść – powiedziałem, po tym jak przeniosłem wzrok na demona.
- Nie narób bałaganu – doradził, po czym się ze mną pożegnał i cała trójka opuściła mieszkanie.
Odczekałem jeszcze krótką chwilę. Otworzyłem w końcu kapsułę, gdy miałem już pewność, że nikt nie zamierza wejść do mieszkania. Nie było to zbyt trudne. Technologia była intuicyjna. Teraz mogłem dokładnie sprawdzić wampira. Nie zamierzałem go budzić od razu. Chciałem wpierw wszystko przygotować nim miałem się wziąć za bezpieczne usunięcia drążka z jego piersi. Póki co skupiłem wzrok na jego twarzy. Była delikatna, kiedy spał. Można było go uznać za ładnego… Niczym porcelanowa lalka. Ciekaw byłem jaki będzie na żywo. Kiedy już go wybudzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz