Hayden gustował w trupach. I choć brzmiało to
absurdalnie, nie mowa tu była o fetyszu. Niczym detektyw, lubił odkrywać
przyczynę ich śmierci. Robił to, jednakże dla własnego zaspokojenia ciekawości miast
w celu wyłapania sprawcy bądź pomszczenia nieboszczyka. Ponadto fascynowało go
to z jaką łatwością można było sobie podporządkować taką osobę. Nawet jeżeli
była silna za życia, po śmierci (o ile odpowiednio się tym zajęło) można było
stworzyć sobie sługę. Nawet dusze mogły stać się tobie podwładne, jeżeli
wiedziałeś, jak to zrobić oraz byłeś wystarczająco potężny. Haydena prawdopodobnie
można było nazwać mistrzem w swojej dziedzinie. Poświęcił jej całe swoje życie
i to dosłownie. Umarł i urodził się na nowo. Wiedział, jak to jest umierać oraz
jak jest po drugiej stronie. Rozumiał śmierć całym sobą. Ale nie miał
podwładnego. Niekoniecznie ze względu na to, że źle na to patrzono w górnym
kręgu, a raczej przez to, że nie odnalazł tej idealnej istoty. Skupywał
truchła, ćwiczył na nich swoje umiejętności, a potem się ich pozbywał. Były
zwykłymi kukłami. Lalkami stworzonymi do jego zabawy. Mimo to, miał do nich też
pewien stopień szacunku. Świadom był, że negatywna zabawa jego umiejętnościami
mogłaby przynieść negatywne skutki. On się tylko uczył i nie przesadzał w tym
co robił. Okazjonalnie, gdy nuda silnie uprzykrzała mu wolne dni, potrafił
nawet pomóc zbłąkanej duszy zrozumieć, że nie posiada już ona ciała.
***
Te popołudnie jak zawsze przeznaczyłem na drzemkę.
Wylegiwałem się tym razem na sofie z ramieniem zakrywającym oczy. Pomimo tego
stanu, byłem niezwykle uważny względem swojego otoczenia. Nawet najmniejsze
dźwięki były w stanie mnie wybudzić i tak też się stało, kiedy ktoś zapukał do
drzwi. W pierwszej chwili to zignorowałem, bowiem wiedziałem, że nie jest to
mój brat. Podniosłem się jednak z mebla, kiedy pukanie nie zamierzało
ustępować. Kojarzyło mi się z tamtym wendigo, choć wiedziałem, że nie mógł to
być on. Powolnie podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Nie zadałem żadnego
pytania ani nie przywitałem się z mężczyzną. Ledwie odszedłem na bok, aby ten
mógł wejść do środka. Zamknąłem po tym za nim drzwi.
- Jak zwykle ciepłe przywitanie – oznajmił,
strzepując z płaszcza śnieg. Spojrzałem na ten biały puch, topiący się na moim
dywanie.
- Byłbym wdzięczny, gdybyś nie brudził –
oznajmiłem cicho.
- Mhmmmm – zbędnie przeciągnął pomruk i podrapał
się po brodzie. - Śnieg topnieje chłopcze.
Sama jego osoba przyprawiała mnie o niechęć. Może
to kwestia, że znajdował się w moim mieszkaniu, a może przez to, że mnie
pouczał. Gdybym był kotem to prawdopodobnie jeżyłbym teraz futro, może nawet
wydając przy tym agresywny dźwięk. Ale nie byłem kotem i nie okazywałem za
dobrze emocji. Dlatego pomimo wewnętrznej irytacji, moja twarz pozostała bez
jakiegokolwiek wyrazu. Musiałem zaakceptować go, ze względu na nietypowe
wynagrodzenie, jakie miałem od niego odebrać. Nie zdołałem jednak tego wypowiedzieć.
Mój wzrok opadł na ślady butów, jakie za sobą pozostawił. Dekoncentrował mnie
ten widok.
- Mogłeś chociaż wytrzepać buty przed wejściem –
poinformowałem go spokojnie. Nie to, by mnie to jakoś specjalnie przejmowało.
Ale też nie lubiłem jak to ktoś obcy wprowadzał nieporządek do mojego
mieszkania. Była różnica między bałaganem utworzonym przeze mnie, a przez
kogoś. Może to znowu wracało do tego, że generalnie nie lubiłem cudzej
obecności w moim mieszkaniu. A chociaż takie ślady pozostawiały widoczny znak po
cudzej aktywności.
- Chcesz wiedzieć co dla ciebie mam czy nie? –
zapytał obojętnym tonem, a ja znów uniosłem wzrok by spojrzeć na jego twarz.
- Mhm… - mruknąłem w odpowiedzi.
- To zaoferuj co do picia, chłopcze – powiedział i
nie otrzymując reakcji z mojej strony w końcu dodał – herbatę może – zaproponował
zamyślony i rozejrzał się leniwie.
- Nie jestem kafejką. Masz to co mi obiecano? –
zapytałem oschle.
- Kultury, bo nie będę miły gówniarzu – pogroził
po głębokim wdechu.
Jeżeli uważał, że da radę mnie zastraszyć to się
mylił. Teraz tym bardziej nie czułem chęci w oferowania mu jakiegokolwiek
napoju. Nie było to spowodowane czymś tak szczeniackim, jak chęcią zrobienia mu
na złość. Zwyczajnie nie uważałem tego za swój obowiązek. Miał poinformować
mnie, gdzie i kiedy mogę odebrać swoją należność. Nic więcej. Z drugiej strony,
gdy już pomyślałem nad tym logicznie, doszedłem do wniosku, że szybciej to
minie jak nie będziemy marnowali czasu na zbędne sprzeczki. Zmarszczyłem nieco
brwi i wykrzywiłem usta w niezadowoleniu.
- Za długo jestem w branży by pomiatał mną
gówniarz - kliknął językiem. - Powiem ci tak, od teraz to należy do ciebie,
więc to twój problem jak coś odpierdoli. Jak zdradzisz od kogo to masz to urwę
ci jaja.
Mimowolnie zaśmiałem się. Pod koniec dnia był
tylko wystraszonym ”starcem”, obawiającym się o swoje życie. Jak każdy inny.
Nie ważne jak głośno szczekali, wszyscy obawiali się konsekwencji swoich
czynów. Szczególnie, jeżeli miałby doprowadzić do ich przedwczesnej, bolesnej
śmierci.
- Nawet nie wiedziałbym na kogo donieść –
upomniałem go.
- I lepiej – oparł się o ścianę. - Zaraz powinni
go przynieść. Z ciekawości, mamy wielu pojebów, po chuj ci wampir?
- Ta wiedza jest ci zbędna – odpowiedziałem prosto.
Bo po co mu było wiedzieć? Choćby miał być jako zabawka do stosunku, nie
powinno go to interesować. Nie chciał być częścią tej wymiany, nie potrzebował tej
informacji. Miał mi tylko dostarczyć co moje i zapomnieć o sprawie. I lepiej byłoby
dla niego, jakby zapomniał. Nie widziało mi się tracić wampira po tym jak się
natrudziłem, by go otrzymać. A jeszcze nawet go właściwie nie otrzymałem.
Nie czekaliśmy za długo. Ktoś ponownie zapukał do
mych drzwi i otworzył im mój towarzysz. Bezczelne zachowanie, ale nie
zamierzałem się z nim o to wykłócać. Szczególnie jak moim oczom pojawiła się
parka wilkołaków, niosąca sporych rozmiarów skrzynię. W końcu trumna rzucałaby
się za bardzo w oczy. Postawili oni skrzynię w przedpokoju, a demon zamknął za
nimi drzwi. Właściwie nie mogłem przestać myśleć o nich jak o możliwym posiłku.
Na ich szczęście niedawno odbyłem swoje polowanie oraz nie rzucałem się
bezmyślnie na innych. Choć kto wiedział czy w przyszłości nie staną się zwykłym
pożywieniem. Chwilowo nawet zapomniałem, że w moim mieszkaniu robi się nieco tłoczno.
Chciałem upewnić się, że dostanę to co było mi obiecane.
- Postawcie go w głównym pokoju – powiedziałem, po
tym jak zostałem zapytany czy mają go gdzieś wnieść. Wilkołaki nie czekały na
rozkaz. Podnieśli ponownie skrzynię i wnieśli ją do pokoju, stawiając w wolnej
przestrzeni.
- Chcesz sprawdzić zawartość nim wyjdziemy?
– zapytał demon, a ja skinąłem głową. Nie zamierzałem ich wypuścić, póki nie
miałem pewności, że to nie jest zwykły żart. – To zajrzyj do środka.
Z łatwością otworzyłem skrzynię, odstawiając jej
górną część na bok. Ujrzałem w środku trumnę. A może kapsułę raczej? Wyglądało
niczym technologia Observera. Coś, co należałoby do statku kosmicznego. Przez
okienko zobaczyłem twarz uśpionego wampira. Tą samą co na zdjęciach. Tyle mi
wystarczyło. Gdyby miało być coś z nim nie tak, wiedziałem do kogo się z tym zwrócić.
Znałem swoich pracodawców. I choć nie byli istotami, z którymi chciałoby się
zadzierać, nie zniechęciłoby mnie to w domaganiu się poprawnej zapłaty.
- Możecie już iść – powiedziałem, po tym jak przeniosłem
wzrok na demona.
- Nie narób bałaganu – doradził, po czym się ze
mną pożegnał i cała trójka opuściła mieszkanie.
Odczekałem jeszcze krótką chwilę. Otworzyłem w
końcu kapsułę, gdy miałem już pewność, że nikt nie zamierza wejść do mieszkania.
Nie było to zbyt trudne. Technologia była intuicyjna. Teraz mogłem dokładnie
sprawdzić wampira. Nie zamierzałem go budzić od razu. Chciałem wpierw wszystko
przygotować nim miałem się wziąć za bezpieczne usunięcia drążka z jego piersi. Póki
co skupiłem wzrok na jego twarzy. Była delikatna, kiedy spał. Można było go
uznać za ładnego… Niczym porcelanowa lalka. Ciekaw byłem jaki będzie na żywo.
Kiedy już go wybudzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz