26 lutego 2019

Od Reinera CD: André

Przyglądałem się demonowi i już czułem kłopoty. Nie, nie uważałem, że się na mnie rzuci czy zagrozi mojemu dobytkowi. Ale przeczuwałem, że będzie coś knuł. Albo coś postara się ukraść, albo będzie męczący w targowaniu się. Czułem to w kościach, ale na mojej twarzy i tak widniał lekki uśmiech. Byłem w połowie swojego porannego napoju. Jak tak o nim teraz pomyślałem, to miałem nadzieję, że demon nie wyczuje dodatkowego specyfiku w mojej herbacie. Mimo wszystko wydawało mi się, że miał charakterystyczny zapach. Co, jeżeli by zrozumiał co to? Miałem wtedy grać głupka? Jezu, czemu ja się tym tak martwię. Obcy demon za niedługo sobie pójdzie i więcej go (chyba) nie zobaczę. Westchnąłem lekko i upiłem kolejny łyk.
Irytowało mnie jego ciągłe dotykanie wszystkiego i odkładanie gdzie popadnie. To, że w sklepie dla wielu panował chaos, nie oznaczało, że można było sobie ot tak przekładać przedmioty wedle zachcianki. Przedmioty były, gdzie były, bo tak miało być. Później będę musiał je przekładać, ale to już po tym jak jegomość opuściłby mój lokal. Póki co nie chciałem, aby przestawiał więcej przedmiotów i z tego powodu, kiedy jego dłoń sięgnęła po księgę, ja go ostrzegłem, aby jej nie dotykał. Nie było właściwie w niej nic specjalnego, a przynajmniej tak mi się wydawało. Nie do końca się znałem na takich duperelach, a runy wydawały się fałszywe. Tak czy siak wiedziałem, że kiedyś uda mi się ją opchnąć jakiemuś łatwowiernemu komuś, co to chciałby się zabawić w okultyzm. A póki co obserwowałem, jak mężczyzna cofa swą dłoń i podchodzi do lady.
Wsłuchiwałem się w jego słowa i okazjonalnie kiwałem głową. A więc chodziło o sprzedaż. Wkładał w to tyle duszy i pewności siebie, ale czy ja nie byłem taki sam? Jeśli chcesz coś sprzedać, musisz sprzedać ciekawą historyjkę. Bo po co byłby komuś stary śmierdzący koc? To był koc, w którym spał władca Ching chung, a ten zapaszek to jego wydzieliny, które niegdyś niewiasty uwielbiały wdychać. Czy coś po tych liniach. Trzeba jeszcze było patrzeć komu się tę historyjkę sprzedaje. W końcu nie mogło to zadziałać na kimś, kto posiada normalny poziom inteligencji. Mój klient widać uważał, że ma do czynienia z głupcem albo niewidomym.
Zgodziłem się, aby zaprezentował mi ten jakże wielce wartościowy przedmiot i cierpliwie czekałem, aż ujawni zawartość pudełeczka. Nie powiem, że zaprezentowany mi ptaszek nie przypadł mi do gustu. Lubiłem tego rodzaju zabaweczki. Miały w sobie swój urok. Ciekaw byłem kto go skonstruował. Roboty czy któreś z tutejszych istot. Czy był stary czy nowy. Umysł podpowiadał, że roboty, ale raczej się myliłem. Od demona na pewno nie dowiedziałbym się prawdy, więc nawet nie próbowałem zadawać mu pytań. Widziałem oraz słyszałem niedoskonałości repliki ptaka, ale też wiedziałem, że odrobina pracy i mógł znów być jak oryginał. O ile kiedykolwiek był w lepszym stanie niż w tym w jakim mi go zaprezentowano.
Spojrzałem na mężczyznę, kiedy ten zaoferował mi swoją cenę. Chyba śnił, jeżeli sądził, że dostanie aż tyle. Właściwie bym go wyśmiał i kazał iść stąd, gdyby nie fakt, że ptaszek mi się spodobał i można było na nim zarobić w przyszłości. O ile nie przepłacę wpierw za jego zakup.
- Słuchaj, dam ci 50 plantae, choć wątpię by i tyle był wart. Ale mam dobry humor, więc oferuję więcej niż powinienem – powiedziałem w końcu z miłym uśmiechem.
- Pardon, nie jestem pewien, czy dobrze usłyszałem... Była mowa o pięciuset plantae?... Très bien. Również uważam, że to godziwa zapłata za tak wysokiej klasy przedmiot - stwierdził uśmiechając się pod nosem lekko, a za razem nonszalancko.
- Pięććć-dziesiąąt - przeciągnąłem, aby na pewno usłyszał dokładnie co mówię. - Pięć i JEDNO zero.
Niefrasobliwy uśmieszek spełznął z ust Andre, ale...tylko na jedną chwilę. Ten, który pojawił się w miejsce starego był szerszy, bardziej wyrachowany i zdecydowanie mniej sympatyczny. A przynajmniej taki mógłby być jego zamiar. By wyglądał nieprzyjemnie, może i groźnie. Dla mnie nie wywierał wrażenia. Ot pies, który pokazuje kły, podczas kiedy ogon włazi mu między tylne łapy. To jemu bardziej zależało na sprzedaniu swojej zabaweczki niż mi na jej nabyciu. Nie straciłbym fortuny, jakbym jej nie kupił. Mogłem za to wiele stracić, jeżeli zaakceptowałbym jego zawyżoną stawkę.
   - Na początek może i mógłbym tyle wziąć... - zaczął powoli. - Pod warunkiem, że reszta zostałaby zapłacona w ratach lub innym terminie.
- Ja nie mam problemu z finansami. Mam, ile ode mnie wymagasz. Ale zwyczajnie nie widzę tej wartości w twoim kawałku złomu. Sama naprawa będzie mnie sporo kosztować. Jakbym chciał wymienić te sztuczne kamyczki, to jeszcze więcej na to pójdzie. Nie jestem ślepy, skończyły się przyjemności. Dam ci maksymalnie 100 plantae. Nie więcej, jak już to mniej. Bierzesz albo możesz opuścić mój lokal – mówiłem łagodnie, aczkolwiek stanowczo. Nie zamierzałem w to wkładać agresji.
Demon przez dobre kilka sekund bębnił palcami w czarne pudełko obite aksamitem. Gdy ptaszek skończył śpiewać, pieczołowicie schował go do jego wnętrza, zakrył przykrywką i ruchem nad wyraz oficjalnym splótł na nim palce.
- Oczywiście, je le comprends... - westchnął dramatycznie, lecz figlarne iskry w jego oczach nie zgasły ani na moment. - Eh bien, to co prawda nie jest suma, jakiej oczekiwałem, ale powiedzmy, że...udało ci się otrzymać ode mnie specjalny rabat - mrugnął porozumiewawczo.
Nie do końca podobało mi się wspomnienie rabatu. Niemalże jakby się za tym krył postęp. Może szczególnie się tego martwiłem, ze względu na jego rasę? Znałem się na demonach, bo sam nim byłem. Niektórzy jednak bywali wyjątkowo przebiegli. Ale cóż. Póki co nie zamierzałem patrzeć darowanemu koniu w zęby. Postanowiłem pozwolić sobie w razie czego żałować tego w przyszłości. Póki co dopiłem herbatę, odstawiłem kubek i powoli wstałem z cichym jęknięciem starca. Wyciągnąłem tablet z pułki i wszystko ogarnąłem.
- Pozwolisz, że zrobię zdjęcie produktu? – zapytałem.
- Bardzo proszę – odparł, a ja zacząłem robić zdjęcia. W pudełku, pudełka, ptaszka poza pudełkiem. Z góry, z boku, z dołu. Wszystko dokładnie uwieczniłem na zdjęciach. Następnie wpisałem cenę, jaką zaoferowałem nieznajomemu i podałem mu urządzenie.
- Sprawdź jeszcze czy wszystko się zgadza i podpisz proszę.
Przyjął urządzenie. Bez większego zainteresowania przebiegł wzrokiem po treściach wyświetlonych na ekranie, a gdy uznał, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, szybko i sprawnie poruszył palcem na ekranie składając tym samym podpis. Odłożył tablet na blat, po czym żartobliwym ruchem wyciągnął w moją stronę rękę i sugestywnie poruszył samymi koniuszkami palców. Ja zaś nieśpiesznie odłożyłem urządzenie na swoim miejscu i otworzyłem kasę. Równie powolnie zacząłem odliczać monety. Raz, a potem drugi, aby upewnić się, że wszystko się zgadza. Dopiero wtedy wręczyłem je demonowi.
- Miałeś coś jeszcze do zaoferowania, czyż nie? – zapytałem i zabrałem skrzyneczkę z ptakiem. Jeszcze sprawdziłem go w dłoni na wypadek, póki jego poprzedni właściciel znajdował się w moim sklepie. Nie byłbym w stanie cofnąć transakcji w momencie, jakby już opuścił budynek. Chciałem więc mieć pewność, że wszystko jest, jak powinno być. Nie zapowiadało się na oszustwo, także póki co schowałem skrzyneczkę pod biurko i spojrzałem na klienta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz