15 lipca 2019

Od Einara C.D Adama


  Dzisiejszej nocy, coś się we mnie rozpadło, z cichym hukiem rozbiła się bańka w której żyłem, przez szereg lat. I czułem się nagi i przerażony, osamotniony w ciemności w której nagle się znalazłem. Nie chciałem myśleć, o tym co mogło się stać, gdyby tylko nie przechodził obok, nie zareagował. To wydawało mi się tak surrealistyczne, jak sen. Co mogło się wydarzyć, za każdym razem, ilekroć wymykałem się nocą? Skuliłem się na zimnych kafelkach łazienki, mając chęć jedynie zanieść się głuchym szlochem. Siłą się powstrzymałem, nie chciałem sprawiać problemu Adamowi i jego rodzinie, poza tym… nie wypadało mi. Czy się domyślił? Jego siostra, zdawało mi się że w jej oczach dojrzałem błysk zrozumienia, czy powie mu? Jak zareaguje? Co zrobi ojciec, gdy dowie się, że zniknąłem?  Z tą ostatnią myślą zerwałem się na równe nogi, trzymając w dłoniach zwiniętą w kulkę chłopięcą piżamę ‘’Powinienem wrócić teraz’’. Przeszło mi przez myśl, a serce zalała adrenalina, chwilowa pewność, że jeżeli teraz bym się pojawił w domu, nikt by się nie dowiedział. Byłoby tak, jakby nic się nie wydarzyło. Acz po chwili powróciła rzeczywistość, umiejętnie ściągając mnie na ziemię. Nie byłoby, nawet jakbym wrócił, nic już nie będzie takie, jak było, nie ważne co zrobię. Nie ważne nawet, co zrobi ojciec, teraz i tak, nie byłem w stanie otworzyć portalu, a wejście przez główną bramę, skończyłoby się jeszcze gorzej. Spojrzałem na prosty materiał ubrania trzymanego w rękach, moja twarz przybrała wyraz nagłej obojętności. Zerknąłem na drzwi, wiedząc, że muszę za chwilę wyjść, nie mogłem w nieskończoność siedzieć i rozmyślać, nie było na to miejsca i czasu. Nie ważne. Niczego nie zmienię, już niczego nie da się zmienić, niczego ocalić. Pozostało mi jedynie skorzystać z chwili spokoju jaka mi pozostała. Pomyślałem jeszcze, iż chciałbym by ta noc trwała wiecznie, nie nadszedłby poranek, a z nim konsekwencje.
  W mglistym poczuciu pustki, zsunąłem ze swego ciała brudne od ziemi ubrania i wszedłem pod prysznic, odkręciłem wodę. Przez chwilę po prostu po mnie spływała, była z lekka za zimna, ale nie wyregulowałem temperatury. Namydliłem ciało, wgapiając się w ścianie, pozwalając wodzie i pianie po prostu spływać z mojej skóry, nawet nie zauważyłem, że wśród kropel wody po twarzy przemykają mi łzy. Zdawało mi się, że w tej jednej chwili, nic nie czułem, choć zarazem wrzałem.  Kalejdoskop emocji nachalnie zmieniał barwy, jakoby się rozregulował. A za tymi wszystkimi wymyślnymi kolorkami pozostawała tylko szarość. Skończyłem. Zakręciłem wodę, przez chwilę stałem w bezruchu. A do moich uszu dochodził, jedynie ich własny pisk i dźwięk wody kapiącej z słuchawki. Z letargu ocknął mnie napływający na ciało chłód, zamrugałem kilka razy, przecierając twarz dłońmi. Potem wyszedłem spod prysznica i począłem w pośpiechu się wycierać, by przebrać się w daną mi piżamę. Przyjemnie przylegała do ciała, wzór na niej był już nieco sprany i nie przypominała w niczym stroju w jakim spałem na co dzień. Był prosty. Czasem brakowało mi tej prostoty, w której żyli, przytulności niewielkiego mieszkania, bez poetyckich zdobień. I rodzinnego ciepła które od nich biło. Nie, to nie tak, że nie czułem się kochany, że nie czułem troski, po prostu... u nich to zdawało się działać tak prosto. Bez zbędnej fanaberii. Uczucia bez opakowania.  Uśmiechnąłem się krzywo, zapewne gdybym powiedział to na głos, każdy wokół uznałby mnie za niewdzięcznika. Takie narzekanie nie leżało w mojej naturze na co dzień. Zagryzłem wargę, usprawiedliwiając samego siebie zdenerwowaniem i w końcu wyszedłem z łazienki, brudne ubrania pozostawiając złożone w kostkę. Nie miałem koncepcji co z nimi zrobić.
  -Jesteś wreszcie -Zagaił wilkołak, gdy tylko mnie zobaczył. Wesołość i życzliwość jego tonu skrywała za sobą swego rodzaju chłód. Niepewność. I podejrzewałem że mogło mu przeszkadzać jak długo zajęło mi szykowanie się w łazience, lub też co gorsza, jego siostra powiedziała mu, kim jestem. Albo sam się domyślił. W mojej głowie znów pojawiło się milion myśli, ale żadna nie mogła przygotować mnie na to, co finalnie usłyszałem.
  ‘’Jesteś mi przeznaczony.’’ Padło, po krótkiej wymianie zdań. I nie rozumiałem. Wszystkie moje przemyślenia, zmartwienia, uleciały. Została jedynie biel moich myśli, istna nicość. Nie wiedziałem co mogę pomyśleć, a co dopiero powiedzieć. Między nami zapadła więc cisza. Burzliwa, niezręczna. Adam wykonał kilka wdechów.
  - Wiem, że to może być dla ciebie trudne. Zwłaszcza, że jesteś elfem. - Nerwowo zastukał palcami o blat stołu. - Dlatego nie oczekuję akceptacji.
Skierowałem na niego spojrzenie. Zdając sobie sprawę z czegoś. Uratował mnie, gdyż wyczuł że jego przeznaczony partner jest w niebezpieczeństwie. Przecież to brzmiało nierealnie, całkowicie irracjonalnie. Byłem pewny, że to musi być sen, jednocześnie wiedząc z całkowitą pewnością, że nie śnie. Jaka była odpowiednia odpowiedź? Czy była taka? Otworzyłem usta, by zaraz po tym je zamknąć.
  - Przeznaczony -Powtórzyłem w końcu głucho, patrząc na niego, a jednak mój wzrok znajdował gdzieś daleko, zagubiony. Wszystkie emocje we mnie wrzały naprzemiennie. Zwątpienie, niechęć, strach i czysta radość. Dlaczego w ogóle się cieszyłem? Bycie komuś przeznaczonym… Przeznaczenie. Nie tylko ja jemu, jego wilczej naturze, ale wszystko dziś potoczyło się tak, byśmy się poznali. Jakby ktoś wyjątkowo mocno pociągnął za nasze czerwone nici, by doszło do tego momentu. Nie bacząc na konsekwencje.
  - Na nic nie liczę, nie musisz mi nawet odpowiadać. -Zapewnił
Acz przecież nie chodziło o to, przecież liczył, jego oczy połyskiwały oczekiwaniem. Każdy na coś liczył wystawiony na takie momenty, czyż nie?
  -Nie przeszkadza mi, twoja rasa… to powinno być oczywiste – Wydusiłem w końcu z siebie, na początek z delikatnym uśmiechem politowania, jednak nie patrzyłem już na niego. Myślałem nad swoją decyzją. Nawet jeżeli teraz nie powiem mu kim jestem, jutro się dowie. Czy jeżeli się zgodzę, będę musiał postawić się ojcu? Sprzeciwić jego woli? Czy można w ogóle zgodzić się lub nie na przeznaczenie? Cały dzisiejszy dzień okazał się niedopasowanym dominem. Możliwe że miało doprowadzić właśnie do tej chwili…Chciałem w to wierzyć. Czy ojciec nie nazwałby tego dziecinnym marzycielstwem?
  Podczas moich rozmyślań, Adam odsunął się, odszedł ode mnie i zasiadł na fotelu, z lekka zgarbiony. Wyglądał jakby sam zbierał myśli, potem westchnął. Sam usiadłem sztywno na miękkiej, wysłużonej już sofie. Aktualnie nakrytej starannie pościelą, przejechałem po niej mimowolnie dłonią, wydawała się leciutko szorstkawa. Poświęciłem chwilę, by gapić się bez celu na materiał, potem znów spojrzałem na wilkołaka. W mieszkaniu panowała względna cisza.
  - Cieszę się, że nie przeszkadza ci moja rasa, ale nie to jest w głównej mierze przyczyną moich obaw – Stwierdził, milknąc na chwilę, nie wtrąciłem się - Za tym, że jesteś mi przeznaczony, stoi coś znacznie trudniejszego. To znaczy, że będę cię kochał aż do dnia mojej śmierci – Mówiąc to, słyszałem jak zadrżał mu głos. Przełknął ciężko ślinę, ponownie zamilkł, ale już nic nie dodał.
  Cisza. Przestań być dzieckiem Einar, nikt ci nie powie, jaka jest właściwa decyzja. Tak...muszę ją podjąć sam i przyjąć na barki to co się potem stanie… To musi być dojrzała decyzja, nie mogę mu rzucić pierwszej lepszej obietnicy, której nie będę mógł spełnić. Wstałem, serce waliło mi jak młotem, ale wyraz twarzy miałem spokojny.
  - Nie wiesz kim jestem, prawda? -Na mojej twarzy pojawił się delikatny nieśmiały uśmiech, byłem niemal pewny, że w innym wypadku nie odważyłby się na to wyznanie, ale wolałem się upewnić.
  -A powinienem? -Rzucił zdezorientowany.
  -Nie chcę, by to odgrywało znaczącą rolę w naszej relacji. Acz chyba lepiej byś wiedział... Że jestem następcą tronu
  Zamilkł w odpowiedzi, a ja mu na to pozwoliłem, sam też niczego nie wtrącałem. Pozwoliłem mu przetworzyć tę informację. Wpatrywał się przez dłuższą chwilę w ziemię, a potem zmierzył mnie wzrokiem, jakby się czegoś doszukiwał.
  - Czy to jakiś żart? - Wyrzucił w przestrzeń, ni do mnie, ni do kogokolwiek innego- Proszę, powiedz, że to żart – Wykrztusił na końcu desperacko
Pokręciłem powoli głową, mimo wszystko, wiedziałem, że postąpiłem dobrze, choć czułem się głupio.
  -Wybacz, powinienem był powiedzieć wcześniej. Mój ojciec zapewne zjawi się tu, gdy tylko się dowie, że zniknąłem. Nie chciałem ci sprawiać kłopotu, ale pragnąłem chwilę być traktowany normalnie, mieć taką...sam nie wiem. -Spuściłem wzrok, zdając sobie sprawę, że po prostu go wykorzystałem, ale nie przechodziło mi to przez gardło – Tak jak powiedziałem… nie chcę by to na wszystkim zaważyło. Dlatego… dlatego chciałbym ci zaproponować… - Wziąłem głęboki oddech – Byś został moim ochroniarzem. Wtedy… będziemy mieć możliwości...by się poznać. To… wszystko wydaje się niemożliwe, ale… skoro się wydarzyło, to… chyba tak miało być. I prosiłbym cię, bym jednak mógł przeczekać tu do jutra, po prostu… Nie chciałbym teraz konfrontacji z ojcem, po tym, co się stało. - Uniosłem kącik ust, a na mojej twarzy wykwitł rumieniec, zdawałem sobie sprawę, jak to wszystko wygląda. Koniec końców, stojąc z boku, to wszystko mogło wydawać się co najmniej komiczne. Mi jednak nie było do śmiechu. Poznałem kogoś, komu byłem przeznaczony i kto...myślę że był przeznaczony mi. Nie wiedziałem, czy jako partner...ale na pewno ‘’ktoś’’. I musiałem obudzić w sobie determinacje, by tego bronić. Być gotowym na to, że będę musiał przeciwstawić się ojcu. Bo podjąłem decyzje, prawda? I nie mogłem teraz zawieść jego zaufania. Jutro...Albo dzisiaj, zależy jak kto liczy czas. Gdy się obudzę, zacznie się naprawdę ciężki dzień, możliwe, że najcięższy w moim życiu. I gdy o tym myślałem, chciałem po prostu się rozpłakać, ale nie pozwoliłem, by chociażby zaszkliły mi się oczy. Chciałem by Adam widział, że jestem pewny swoich słów. Pewność, A nie strach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz