22 września 2018

Od Akio C.D: Hayden

Gwar rozmów przetaczał się co chwilę raz głośniejszymi, raz cichszymi salwami po pomieszczeniu. Brzękały kufle, piwo się lało i rozchlapywało na drewnianej posadzce, tworząc niebezpieczną powierzchnię i nieprzyjemny odór. Główną część jakże wesołego zgromadzenia stanowiły typowe opryszki. Znalazł się nawet jeden stereotypowy drągal z hakiem zamiast ręki. Większość z nich stanowiła demoniczny margines światowego marginesu.
Więc co tam robił młody, szczupły, porządnie wyglądający młodzieniec, siedzący w kącie sali i smętnie popijający słabe piwo, mające opinię pomyj?
Głowę Akio zajmowały same czarne myśli. Był zły, zirytowany do granic możliwości i - wiecznie naburmuszony jak nadąsana księżniczka. Wziął kolejny łyk tego ścierwa i stwierdził, iż był on ostatnim. Jego głowa wydała głuchy stuk, kiedy opuścił ją na przeraźliwie brudny blat lady, za którą śmiał się rubaszny barman, który nawiasem mówiąc dawno złamał punkt regulaminu pracy stanowiący o trzeźwości pracowników.
Akio wziął głęboki wdech, zapowietrzył się i wypuścił powietrze ze świstem, przeklinając swój marny los po raz tysięczny w swoim życiu.
–– Akiiś! –– Dobiegł go nad wyraz irytująco brzmiący głos, w którym rozpoznał tenor jednego ze złodziejów, członków Jadu. Zapomniał jego imienia.
Odwrócił się z niechęcią i zmierzył owego wzrokiem męczennika. Powstrzymał udawany odruch wymiotny na widok jego szczurzej twarzy i z drgającą powieką zwrócił się do niego.
–– Czego znowu? –– Mimo chęci, i to bardzo wielkich, nie udało mu się stłamsić bolesnego i opryskliwego jęku. 
–– Zlecenie, a co? A tak mniej oficjalnie to po prostu nie ma nikogo innego do tej roboty –– Szczurowaty splunął, wsadził ostentacyjnie ręce w kieszenie i zaczął się rozglądać po oberży z miną, która miała świadczyć, iż jest doświadczonym i poważanym bywalcem. Niedoczekanie.
–– Mhm... –– Akio z przyjemnością odwrócił od niego umęczony wzrok i udał, że szuka czegoś w kuflu. –– Masz może kilka plantae? 
–– Co ty, bieda w ciul, gościu! –– Złodziej zamachał rękoma, wywalając na wierzch dziurawe kieszenie spodni. –– Sam ćmika potrzebuję...
–– Jesteś złodziejem, możesz zawsze podwinąć –– Stwierdził Aki oczywistym tonem.
Szczur spojrzał na niego z grymasem.
–– To nie takie łatwe. Wiesz, musisz wyczaić bazę, kto, gdzie i jak... Potem praktyka! –– Zgrywał ważniaka. –– Musisz mieć serio lepkie łapki, oj nie, to nie przelewki!
Czarnowłosy wgapiał się z nieodgadnioną miną, jak i spojrzeniem, w ścianę. Naturalnie, powinien widzieć zamiast niej butle pełne trunków. Ale co się spodziewać po jakiejś byle jakiej knajpie w Dolnym Kręgu. Pustki na półkach. Oprócz pomyj. Tych barman miał aż nadto.
–– Dobra, skończ już... –– Wstał, rozejrzał się po tłumie, ocenił, wycenił, 'wyczaił bazę' i wrócił z jakąś sakiewką, mającą zastępować portfel. Brzęknęła kasa na ladzie, a szczurowaty lampił się tylko jak by ktoś wsadził mu kij w dupę. –– Dzięki za nauki, mistrzu...
–– A, pieprz się –– Tamten machnął ręką i klnąc pod nosem, ruszył do wyjścia swoim kaczkowatym chodem.
Aki tylko uśmiechnął się do siebie porozumiewawczo i wstał z sakwą w ręce. Odnalazł właściciela, rzucił na blat przed nim i, odprowadzany zdziwionymi, potem zirytowanymi, a następnie wściekłymi spojrzeniami, wyszedł przed knajpę.
–– Więc jaka to robota? –– Zapytał, przeciągając się.
Szczurowaty spojrzał na niego spode łba, opierając się o barierkę, która wyglądała, jakby miała lada chwila się rozpaść.
–– Masz odwiedzić takiego kolesia od ożywiania trupów –– Aki wziął dwoma palcami karteczkę podsuniętą mu bezczelnie pod nos. Był na niej jakiś adres.
–– Po grzyba nam nekromanta? –– Mruknął do siebie czarnowłosy, jednak tamten nie wyczuł retoryki i musiał wtrącić swoje trzy plantae (zamiast 'trzy grosze' c:):
–– A ciul ich wie! Byleby robota była –– Sarknął i zachybotał się na barierce.
Akio nie odpowiedział, potarł się tylko po karku. 
–– Ta, dzięki –– Rzucił tylko i odwrócił się, próbując skojarzyć, gdzie jest mieszkanie tego trupoożywiciela. Chyba gdzieś przy moście, choć nie miał pewności.
Był już przy furtce, gdy usłyszał upragniony dźwięk – jęk metalu, chlupot błota i głośne przekleństwa. Zaśmiał się donośnie, sprowadzając na siebie uważne i nienawistne spojrzenie złodzieja, i poszedł przed siebie.
––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––
Stał przed domem dwurodzinnym. 
'Nawet schludnie', ocenił.
Spojrzał jeszcze raz na wymiętoloną kartkę pełną tłustych odcisków i uznał, że może ją wywalić. Wylądowała w kałuży błocka, szybko przemakając.
Dostał informację, iż to wendigo. Wendigo! Nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. Co ma być, to będzie.
I nacisnął dzwonek.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz