Dzwonek do moich drzwi nie działał. Oczywiście nie
było to coś, o czym wszyscy mogli wiedzieć. Właściwie to nie byłem pewien czy
ktokolwiek poza moim bratem był tego świadom. Nie zapraszałem nikogo do domu
ani nikt za bardzo się u mnie nie zjawiał z własnej woli. Bo po co?Jak zawsze,
musiał jednak być ten pierwszy raz. W trakcie, kiedy ktoś starał się skorzystać
z niedziałającego urządzenia (te usunąłem by mnie nie drażniło swoim dźwiękiem)
ja spokojnie drzemałem. Osoba ta mimo wszystko się nie poddała i już po chwili
pomieszczenie wypełniło rytmiczne uderzanie w drewnianą powierzchnię.
Otworzyłem oczy, lecz dalej leżałem na miękkim mchu. Przez chwilę miałem
nadzieję, że może to było tylko częścią snu, lecz jednak dźwięk nie ustąpił. Co
gorsza, dołączyło do tego irytujące wołanie.
- Halo! Ja do pana... Eee... Hadana! Może pan
łaskawie wyjść?!
Nie miałem nadziei na jego spokojnie odejście.
Raczej nie uznałby, że nie ma mnie w domu. Skoro znał moje imię, to mógł także
znać moją rutynę albo też szczerze zależało mu na spotkaniu ze mną. A ja nigdy
nie wychodziłem z domu, poza okazjonalnym polowaniem czy inną potrzebą. Ponadto,
już łatwiej mi było wstać i kazać mu odejść, niżeli czekać aż się znudzi. W ten
sposób mogłem szybciej wrócić do drzemki, zamiast być zmuszonym wysłuchiwać
kontynuacji jego darcia się. Otworzyłem drzwi frontowe będąc w samych spodniach
dresowych oraz czarnej koszulce i spojrzałem na nieznajomego.
- Czego? – syknąłem.
- Ty jesteś ten Hayden? Mam do ciebie sprawę –
wzruszył ramionami.
Cała jego postura mówiła „nie chcę tu być”. Więc
czemu odczuwał aż taką potrzebę dobijania się do moich drzwi? Mógłbym uznać jego
czyn za pomyłkę, gdyby nie fakt, że ponownie wypowiedział moje imię. Tym razem
przynajmniej poprawnie.
- Teraz nagle wiesz jak prawidłowo brzmi moje
imię? – warknąłem. Nienawidziłem być budzonym. – Jaką sprawę.
- Wyluzuj, każdemu się zdarza – po tych słowach
zamilkł i spojrzał w bok. Nie dałem mu kontynuować swojej przemowy, o ile w
ogóle miał taki zamiar. Chwyciłem go za przód ciuchów i pociągnąłem nieco w
górę, tak że stał na paluszkach swoich stóp. Kazanie mi się uspokoić, wyluzować
czy cokolwiek po tych liniach z pewnością nie pomagało w tej sytuacji.
Nagle uświadomiłem sobie, co robię. Nienawidziłem
tego w sobie. Tego, że momentami tak łatwo było mnie sprowokować. Musiałem się
udać niezwłocznie na polowanie i uspokoić umysł. Tylko wpierw musiałem się pozbyć
natrętnego chłopaka. Pchnąłem go, tym samym puszczając, i wziąłem głębszy
wdech. Chłopak się zachwiał, ale nie przewrócił. Otrzepał również koszulkę i
spojrzał na mnie wilkiem.
- Mów czego potrzebujesz, albo nie marnuj mojego
czasu – oznajmiłem już normalniejszym tonem.
- Potrzebuję twoich usług.
- Nie przyjmuję zleceń – skłamałem.
Przyjmowałem, ale nigdy w dolnym kręgu. Nie umieli
zapłacić, a mi się nie chciało bawić w ich skłamane powody do ożywiania.
Właściwie to nie przejmowałem się moralnym punktem tego czy ożywiony był
wykorzystany do dalszych przesłuchań bądź wydania swoich kumpli. Zwyczajnie nie
chciałem problemów. Wolałem swoje spokojne ciche życie.
- E... A jak będzie ładna zapłata? Tylko tak na
zewnątrz nie wypada – spojrzał na mnie wymownie.
- Pytasz mnie czy składasz mi stanowczą ofertę –
na nowo zaczynał mnie denerwować. Nienawidziłem, kiedy ktoś nie umiał przejść
do konkretów i unikał głównego tematu.
Chłopak również okazał swoją irytację poprzez
swoje gniewne spojrzenie. Nie powiem, można było to uznać za zabawne, może urocze,
ale na mnie podziałało zaledwie łagodząco. Szczególnie, kiedy ładnie poprosił o
możliwość wejścia do środka i porozmawiania na temat mojego wynagrodzenia. To pokazało,
że może jednak mu zależy. Z tego też powodu odsunąłem się na bok i dałem dostęp
do swojego mieszkania.
- Właź – rzuciłem prostą komendę, którą chłopak
wykonał. Rozglądał się przy okazji po pomieszczeniu, jakby zwiedzał jakieś
muzeum.
Zamknąłem drzwi i wszedłem za nim do pomieszczenia,
aby usiąść na skraju łóżka. Chłopak był zaledwie niższy o głowę, więc w tej
pozycji musiałem unieść wzrok, aby spojrzeć mu w twarz. Cierpliwie czekałem aż
sam powróci do tematu. Liczyłem na to, że przejdzie do konkretów i nie wyskoczy
z podziwianiem mojego mieszkania, czy czymś równie zbędnym. Chłopak jednak nic
nie powiedział. W zamian wyciągnął wcześniej schowaną kopertę i mi ją
przekazał. Wyciągnąłem po nią dłoń, przyjąłem i przerwałem, aby dostać się do
jej zawartości. Tam znalazłem kilka zdjęć.
Przedstawiały one bladą istotę leżącą w trumnie.
Normalne truchło, gdyby nie fakt, że miał przebite serce. Nie do końca
rozumiejąc sensu tych fotografii przeszedłem do listu i szybko odkryłem, że
miał on być moją nagrodą. Ktoś znał moje hobby i wiedział, co mi zaoferować. Ponoć
trup był niezwykle stary, mimo że wyglądał jakby umarł góra dzień temu. Blady,
ale nie miał nigdzie sińców. Mogło to oznaczać, że spuszczono z niego całą
krew, ale nie było nigdzie śladów igieł czy głębszych cięć. Samo przebicie
serca nie usunęłoby szkarłatnego płynu z jego ciała. Mogło to oznaczać zastosowanie
magii, kłamstwo albo… Wampira. Pierwotnego. Wolałem jednak wpierw przekonać się
co mi dają, zanim ślepo rzucę się do wykonania zadania. Nie chciałem być
rozczarowany ani ruszać się z domu na marne.
- Zaprowadź mnie – rzuciłem do chłopaka.
Według listu miał mnie zaprowadzić w wyznaczone
miejsce, więc musiałem się jeszcze z nim pomęczyć. On również nie wyglądał na zadowolonego
tym faktem. Zrobił zniechęconą minę i rzucił „za jakie grzechy”, choć
ostatecznie ruszył w stronę drzwi. Zastanawiało mnie czy na pewno jest z Manes.
Może całość była oszustwem, pułapką. Był zbyt głupi, by ktokolwiek go wysłał z
czymś takim. A może właśnie takiego wysłali, z obaw, że zostanie zabity? Czy
komukolwiek dałem wrażenie, że mógłbym być zagrożeniem? Nie mogłem sobie
przypomnieć.
Zostawiłem arkusz papieru oraz fotografie i
założyłem buty na gołe stopy. Wspólnie z chłopakiem wyszedłem przed budynek,
choć nie zamknąłem drzwi na klucz. Nie obawiałem się o zawartość mieszkania.
Lesslie zadbał o odpowiednie runy, a ja znałem poziom magii swojego brata. Do
dolnych nie trafiają tacy, którzy byliby w stanie pozbyć się bariery przez
niego postawionej. Schowałem dłonie do kieszeni i spokojnie podążyłem za
nieznajomym. Bo tym wciąż dla mnie był. Nieznajomym, któremu wciąż nie ufałem.
Nie lubiłem. I wątpiłem, bym kiedykolwiek go miał polubić. Zrobię swoje,
dostane swoje i wrócę na swoje. Z nową, ciekawą zabawką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz