Demonica podparła się rękami na biodrach i skierowała księżycowe oczy na młodego smoka. Zdarzało jej się widywać go wcześniej, ale nigdy z tak bliska. Rzecz jasna, nikt poza nią nie wiedział, że czasami nachodziła rodzinę Yanlei, by upewnić się, czy z synem Kaliope wszystko w porządku. Ona sama nigdy nie przyznałaby się przed sobą, że w jakikolwiek sposób jej zależy na bezpieczeństwie dzieciaka. „Przebywanie zbyt daleko od ofiary paktu powoduje dyskomfort. Nie zamierzam nikogo pytać o pozwolenie, po prostu podejdę do niego na tyle blisko, by dyskomfort zniknął. Po prostu zaspokajam w ten sposób swoje potrzeby”.
Lecz teraz miała wreszcie okazję z nim porozmawiać. No, może nie do końca była to wymarzona okazja, bo mina Qerisa po pojawieniu się chłopaka pozostawała nieodgadniona, ale Khadayam nie spodziewała się lepszych okoliczności. W zasadzie, w ogóle nie spodziewała się, że pozostaną połączeni.
Podobnie było teraz. Jeden z kącików wydatnych, pokrytych ciemnoczerwoną szminką ust Khadayam uniósł się na tyle, że biżuteria zdobiąca jej oblicze zadźwięczała. W tej postawie kobieta wyglądała bardziej diabolicznie niż zazwyczaj. Niepokojąco jasne tęczówki świdrowały Lotusa. Demonica obrzuciła go wcześniej pobieżnym spojrzeniem, ale ostatecznie jej uwaga skupiła się na punkcie, który pozostawał zakryty – ale nie dla dżina. Doskonale wiedziała, gdzie znajduje się runa, a nawet zdawało jej się, że ma ją przed oczami. Od lat nie była tak blisko osoby, z którą została złączona. Odczuła łączącą ich więź bardzo wyraźnie.
„Ten przepływ energii…”, pomyślała, walcząc z narastającą ekscytacją. „Jego energia jest tak czysta, zupełnie nieskalana, nienaruszona – zupełnie jak on – piękny, jasny chłopiec i piękna, jasna dusza, którą mogłabym po prostu…”.
Gdyby nie obecność starszego smoka, Khadayam straciłaby nad sobą kontrolę.
Nawet obecność Qerisa nie powstrzymała jej przed demoniczną żądzą zabrania sobie części energii Lotusa. Diablica myślała, że sama świadomość, iż chłopak jest synem Kaliope wystarczy, by zachowała trzeźwość umysłu. Nie wzięła jednak pod uwagę, że będzie jej trudno się oprzeć przy tak czystej energii, bo nie żywiła się energią, odkąd przybyła do Enthelionu. Całej sprawy nie ułatwiał fakt, że ona i Lotus byli połączeni paktem, co zapewniało jej nieograniczony dostęp.
I w tym miejscu skończyła się logika diablicy. Zabrałaby trochę dla siebie, tylko odrobinę, ale może nieco więcej; ostatnie, co ją powstrzymało, to prymitywny instynkt przetrwania. Z trudem oderwała wzrok od chłopaka i przeniosła go ponownie na Qerisa.
- Cukiereczek ma dobry węch. Po tatusiu? – zapytała wrednie, po części dążąc do tego, by Qeris wybuchnął i by odwrócił jej uwagę od chłopaka, który dla wygłodniałego dżina wydawał się nie tyle cukiereczkiem, co królewskim deserem.
- Zdecydowanie po mamie – odpowiedział Lotus.
Khadayam wzięła głęboki wdech, powoli obliczając swoje szanse przetrwania walki ze smokiem.
- Tak, twoja matka miała dobry węch… Używała kwiatowych perfum i namówiła mnie, żebym też spróbowała. Pewnie stąd poznajesz zapach. A skoro już mowa o kwiatach… - Przyjęła zamyśloną pozycję i ponownie spojrzała na Lotusa. – Mam nadzieję, że podoba ci się runa. Nie podlega reklamacji.
Zupełnie ignorowała Qerisa, który wyglądał, jakby miał zaraz się zapowietrzyć. Normalnie bardzo by ją to bawiło, ale w tamtej chwili musiała walczyć z demonicznym głodem.
- Ma ładny kształt, ale czemu znajduje się na moim ciele? – zapytał chłopak, przyglądając się jej.
Diablica już nabierała powietrza, by skonstruować przekonującą odpowiedź, gdy kątem oka zobaczyła, że staremu smokowi puszczają nerwy. Odruchowo porzuciła swoją dotychczasową postawę, pochylając się niczym zwierzę i cofając jedną nogę, by zachować gotowość do uniku.
- Co to do cholery ma być?! – wrzasnął starszy smok. – Najpierw Kaliope, teraz Lotus… wydaje ci się, że to śmieszne?! Że twoja wina zostanie odroczona?! – Sięgnął po jeden z ciężkich, bogato zdobionych wazonów i cisnął nim w dżina, jak gdyby obiekt nic nie ważył. – Grubo się mylisz!
Spodziewając się tego, demonica zrobiła płynny unik. Salę wejściową wypełnił huk tłuczonej porcelany. Khadayam obejrzała się przez ramię na drzwi, po których właśnie spadały drobne fragmenty porcelany.
„Byłoby zabawnie, gdyby ktoś właśnie wchodził”, przemknęło jej przez myśl.
- To był naprawdę ładny wazon… - skomentowała zamyślonym tonem, po czym powróciła do wyprostowanej pozycji i skupiła uwagę na Qerisie. – Nie wiem, ile razy mam ci to powtarzać, nadęty głupcze – zaczęła, pozwalając wszystkim nagromadzonym negatywnym emocjom powoli zebrać się w jej głosie. – Gdybym była odpowiedzialna za śmierć Kaliope, cholerne elfy w spółce z gołębiami wypieprzyłyby mnie do Dolnego Kręgu. – Nie dbała o arystokratyczną wymowę. Nigdy się tym nie przejmowała. Tak samo jak nie martwiło jej, że aniołowie nienawidzą, gdy mówi się o nich „gołębie”. – Pozwól więc, że powtórzę to jeszcze raz i niech ten będzie ostatni. Nie zmuszałam Kaliope do paktu, sama o niego poprosiła. To po pierwsze. – Wzięła głęboki wdech, a wraz z nim jej głos stał się głośniejszy. – Ja wywiązałam się z umowy, Kaliope nie zdążyła. To po drugie. – Nie zamierzała pozwolić Qerisowi przerwać, więc gdy dostrzegła ponowną falę gniewu widoczną na jego obliczu, zaczęła mówić jeszcze głośniej. – Demon nie może naznaczyć sobie przypadkowej osoby. Osoba musi wyrazić zgodę. W przypadku noworodka, jego dusza musi zostać sprzedana. Tak, dobrze słyszałeś. Kaliope oddała mi duszę Lotusa. To było jej ostatnie życzenie. Czego nie rozumiesz?!
Mogła podjąć próbę wytłumaczenia woli Kaliope, podobnie jak mogła zapewnić, że nie skrzywdziłaby Lotusa, ale w tej konkretnej chwili nie była już niczego pewna. Ani tego, że nie skrzywdziłaby Lotusa, ani tego, czy chce jej się cokolwiek tłumaczyć wściekłemu Qerisowi, ani tego, czy kiedykolwiek zamierzała spełnić prośbę Kaliope.
- Mama musiała mieć powód, by to zrobić. Morderca miał inny zapach niż ta demonica ojcze. Poza tym przed śmiercią. Odpowiedzialny za śmierć mamy osobnik się z nią kłócił - powiedział Lotus, ujawniając prawie wszystko co wie i się dowiedział.
Qeris przeniósł wzrok na syna. Na jego twarzy malowało się głębokie niedowierzanie. Khadayam zmrużyła oczy. Dotarło do niej, że słowa chłopaka muszą być dla starego smoka czymś nowym. Ona sama nie była wstrząśnięta tymi informacjami; odczuła nawet pewną ulgę na myśl, że teraz Qeris będzie musiał odpuścić zarzuty. No chyba, że nie uwierzy własnemu synowi.
- Hm… interesujące – skomentowała diablica. – Ja również widziałam mordercę. No, widziałam to za dużo powiedziane. Wyraźnie pamiętam jego oczy. – Skrzyżowała ręce na piersi, po czym uniosła dłoń, podpierając łokieć na dłoni drugiej ręki w geście zastanowienia. – W chwili śmierci Kaliope mnie przyzwała, więc nasze umysły zostały połączone. W tej samej chwili… - Urwała na moment, próbując się zmusić do użycia słowa „poprosiła”, ale nie potrafiła ująć tego w ten sposób. - …w tej samej chwili zażądała, bym przeniosła pakt na Lotusa i chroniła go. Możliwe, że to chwilowe złączenie trzech umysłów zostawiło ślad w pamięci. Chociaż, znając twojego ojca, zaraz usłyszysz, że to ja stworzyłam to wspomnienie w twojej głowie, by uciec od zarzutów. – Prychnęła, mrużąc oczy z dezaprobatą.
Ominęła fakt, że Kaliope najwyraźniej spodziewała się, że morderca wróci kiedyś po Lotusa. W obecnej sytuacji nie chciała, by ktoś od niej czegoś oczekiwał.
- Tato… - powiedział Lotus, kładąc spory nacisk na to pojedyncze słowo.
- Jaka matka taki syn – mruknął Qeris bardziej do siebie niż do reszty.
Khadayam aż szarpnęło ze śmiechu.
- No, na kłótnie małżeńskie to już trochę za późno! – Parsknęła.
Nie zdążyła jeszcze przestać się trząść, a w jej stronę już leciał kolejny obiekt. Tym razem obraz. Khadayam zaklęła paskudnie.
- Co jest z tobą nie tak, gadzie?! – zawołała, wracając do normalnej postawy po uniku. – Myślałam, że smoki lubią swoje skarby! – zadrwiła. – Nie wiem, czy nie zdążyło to do ciebie dotrzeć przez pieprzonych osiemnaście lat, ale choćbyś zrównał miasto z ziemią, żony ci to nie zwróci – wycedziła, niezrażona gniewem potężnej istoty. – Ja również straciłam na jej śmierci. A jeśli masz do mnie pretensje o to, że jej śmierć nie ma dla mnie takiego znaczenia, jakie ma dla ciebie… - Urwała i zaśmiała się krótko. – I tak nigdy nie wierzyłeś w uczucia demonów, prawda? To zresztą nieistotne. Nie zabiłam ani jej, ani nikogo innego w mieście, wliczając w to Dolny Krąg. Czy mi wierzysz, to już twoja sprawa. – Zerknęła na Lotusa, nie robiąc jednak zbyt długiej przerwy w mówieniu, aby nie pozwolić Qerisowi na kolejny wybuch złości. – Twoja matka kazała mi ciebie chronić. Nie wiem, czego arystokraci uczą swoje dzieciaki o demonach, ale na pewno wspomnieli wam, że pakty są z korzyścią dla demona. Ja z mojego paktu nie czerpałam żadnych korzyści. Nigdy. – Zrobiła pauzę, ale tylko na sekundę. – Myślisz, że spróbuję cię przekonać, że jestem dobra? Że twoja matka uwierzyła w to, że jestem dobra? Haha… Tak, to prawda. Kaliope wierzyła, że jestem dobra. Ale wiesz, co ci powiem? – Patrzyła chłopakowi prosto w oczy. – Myliła się. Skoro wydawało jej się, że demon będzie narażać własną skórę, by chronić kogoś przed nieuchwytnymi mordercami, użerając się przy tym ze starym gadem… - Wzięła głęboki wdech i powróciła na moment spojrzeniem do Qerisa. – Mogłabym zrobić z twoim synem cokolwiek, wiesz o tym? Mogłabym. Jesteś niezwykle irytujący. Ale mimo tego, że jestem demonem, dotrzymuję słowa. Dżiny trzymają się swoich prostych zasad. Nie wykorzystam tego paktu dla własnych potrzeb, bo powiedziałam Kaliope, że jej pomogę w zamian za… Nieważne. Umowa została zerwana, Kaliope nie żyje. Trudno. Mogłam pożreć jej duszę w chwili śmierci, ale tego nie zrobiłam. Mogłabym odebrać zaległą zapłatę po tym, jak oddała mi własne dziecko, ale tego również nie zrobiłam. – Irytacja kobiety rosła z każdą sekundą. – Ale domyślam się, że to dla ciebie nic nie znaczy. W końcu nie jesteś demonem. – Powróciła spojrzeniem do Lotusa. – Runa zwiększyła aktywność, bo jesteś pełnoletni. Demony z reguły nie kończą swoich paktów, ale ja chcę mieć już spokój. Mam wystarczająco dużo problemów, a ty i twój ojciec jesteście tylko kolejnymi na liście. Przeniosłam na ciebie pakt ze względu na Kaliope, ale skoro jej ostatnia wola znaczy dla was jeszcze mniej niż dla mnie, to niech tak będzie. Pozwolę ci podjąć decyzję. Możesz się zastanowić. Jeśli nie chcesz tego paktu, unieważnię go. A wtedy nie chcę więcej słyszeć o całym rodzie Yanlei.
Obróciła się w stronę drzwi i machnęła ręką. Ogromny obraz, którym rzucił Qeris i który zastawiał wejście, odleciał na bok i uderzył w ścianę z hukiem.
- Odpowiedzi ma udzielić Lotus, a nie ty. Czy to jasne, Qeris? – zapytała diablica, stojąc tyłem do arystokratów.
Wyciągnęła dłoń przed siebie i poruszyła palcami. Fragmenty stłuczonej porcelany zadźwięczały i uniosły się z podłogi. Khadayam mruknęła coś w języku Arughar.
- Qee’dhe – powiedziała niemal bezgłośnie, a fragmenty stłuczonego wazonu, łącznie z porcelanowym pyłem, poczęły składać się w całość tuż przed kobietą. – Wróć.
Po kilku sekundach wazon był już w całości; w kilka następnych sekund zniknęły wszelkie pozostałości pęknięć i ślady naprawy. Wreszcie, po całym procesie, jaki zajął w sumie dziesięć sekund, Khadayam chwyciła wazon i podeszła niespiesznie do Lotusa, oddając mu obiekt.
- To naprawdę ładny wazon – powtórzyła swoje wcześniejsze słowa.
Gdy tylko chłopak odebrał od niej ozdobę, cofnęła się i udała do wyjścia.
- Przekonajmy się, czy jaka matka, taki syn – rzuciła jeszcze na odchodne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz