15 lutego 2018

Od Kelezarra C.D: Einar

Zerknąłem na niego z dozą podejrzliwości. Nie wiedziałem, co o nim myśleć. Elf przypominał mi swoiste wahadło. Wyciągając go spod ściany, byłem przekonany, że chłopak należy do biernych obserwatorów. Udowodnił mi, że jest inaczej. A teraz znowu wpadł w rolę zakłopotanego dzieciaka. Jeśli myślał, że tego nie widzę, to był w błędzie. Nikt tak szybko nie zmieniał tematu na wzmiankę o monarchii. No po prostu kurwa nikt. Istoty albo podłapywały temat, narzekając na dwór królewski i rządzące nim elfy, albo stawały w ich obronie, wyciągając kontrargumenty. No ale nie interesowało mnie, po czyjej stronie jest ten cały „Liam”, bo arystokratyczna gnida nie mogła oczywiście podać prawdziwej tożsamości.
W pewnym momencie nasze spojrzenia spotkały się. Elf zastygł, po czym znów uciekł gdzieś wzrokiem. Ze zrezygnowaniem musiałem przyznać, że trochę mi go szkoda. Koniec końców, coś nas łączyło. Obaj zakrywaliśmy jakąś część prawdy kapturem. W moim przypadku, kaptur miał chować najbardziej widoczną część demonicznej krwi. On zaś zniżał się społecznie. Starzy pewnie by go zabili, gdyby się dowiedzieli, że poszedł do klubu.
- Jasne – rzuciłem w odpowiedzi na zadane mi pytanie, ku zauważalnej uldze towarzysza. Tetris popchnęła nas w stronę parkietu. Zerknąłem na nią z politowaniem. - Mnie nie trzeba namawiać.
Poszedłem z nim nieco na bok, abyśmy – zgodnie z jego prośbą – jak najmniej rzucali się w oczy, ale by androidka mogła nas wyraźnie widzieć. Rozbawiał mnie sposób, w jaki Liam ukradkiem ją obserwował, kiedy już zdawała się być zajęta podskakiwaniem przy konsoli. Mimo to, jego taniec pozostał tak samo płynny i pełny gracji, jak wcześniej. Nawet, jeśli w jakimś stopniu przejawiał spięcie, na parkiecie wszystko znikało, nie zakłócając zręczności. A jednak nie należało to do typowych, imprezowych stylów. Było w nim za dużo perfekcjonizmu.
Zazwyczaj, wychodząc z kimś na parkiet w klubie, traktowałem to jako swoisty pojedynek i robiłem wszystko, byle udowodnić osobie, że mi nie dorównuje. On był pierwszym, przed którym nie pragnąłem dać sztywnego, pozbawionego emocji popisu. Pilnowałem się, by nie przechodzić do chorych układów, do jakich czasami zachęcała mnie Tetris. Imponowała jej demoniczna zwinność. Mnie nie do końca.
Korzystałem z okazji, by dokładniej zaobserwować jego styl. Podobał mi się. Przedstawiał też coś nowego, innowacyjnego. Łączył pewne kroki klasyczne z nowoczesnymi. Co nie zmieniało faktu, że odczuwałem nieodpartą potrzebę sparodiowania go. Z rozbawieniem przejmowałem część jego ruchów, do chwili, aż to zauważył.
- Czyżby spodobał ci się elfi styl? Wiesz, mogę cię trochę poduczyć – rzucił z kąśliwym uśmieszkiem.
- Doprawdy? Czymże sobie zasłużyłem na taki zaszczyt? - raptownie przybliżyłem się do niego, wyszczerzając się w uśmiechu.
- Po prostu nawracam demonki – odpowiedział niewzruszonym, żartobliwym tonem.
- A więc przeszkadza ci mój wewnętrzny demon…? - zapytałem, mrużąc oczy. Nie dając mu czasu na reakcję, wykonałem szybki półobrót, wbiegłem po ścianie i odepchnąłem się od niej nogami, po chwili lądując tuż za plecami zdezorientowanego elfa. - Jesteś pewny, że umiesz go nawrócić? - zapytałem z ustami tuż przy jego zakrytej kapturem twarzy, trzymając go przy tym za ramię.
Zadowolony z siebie, poczułem, jak jego mięśnie nieco się napinają. Powoli obrócił głowę, aż dostrzegłem jego zawstydzenie. Przypominał mi niewinnego chochlika, który uwielbiał stroić sobie żarty ze wszystkich naokoło. Pech chciał, że akurat natrafił na takiego demona, lubującego się w sprawdzaniu cudzej pewności siebie…
- O ile demon tego chce, ta dzika strona potrafi też być atutem – wydukał wstydliwie tym swoim urokliwie łagodnym głosem.
Pokiwałem głową, odpuszczając mu. Nie chciałem, by elf totalnie zapadł się pod ziemię. Obrócił się do mnie, zaskoczony brakiem odpowiedzi. Na to spojrzenie wzruszyłem tylko ramionami.
- Demon to nie zabawka. Mam nadzieję, że u elfów dobrze nauczają o tym, jakimi jesteśmy kanaliami. Byłoby szkoda, gdyby któryś z nich cię schwytał i wciągnął w pakt, czyż nie? - zapytałem ironicznie, obniżając nieco ton.
- Jeżeli będę ufał demonowi wystarczająco, nie obawiam się paktu. Zawsze jest ryzyko, że ktoś nas wykorzysta i zdradzi, jednak niezależnie od uprzedzeń elfów i niezależnie od tego, czy to lekkomyślne, jestem w stanie podjąć ryzyko – odrzekł z powagą.
- Zaufanie? Chłopcze, ile ty masz lat, że ciągle wierzysz w bajki? Najpierw upewnij się, czy istota w ogóle ma jakiś honor, a później myśl o zaufaniu. W tej relacji to ciebie bardziej martwi, że nie wiesz, kim jestem. Łapiesz to? - westchnąłem, z goryczą przypominając sobie ojca, a raczej to, co o nim wiedziałem. Nie tylko zgwałcił moją matkę. Tego samego dnia dokonał kilku brutalnych morderstw. I nikt się nie spodziewał. - Ci z dolnego jakoś tam najpierw musieli trafić – mruknąłem, obrzucając spojrzeniem tłumy przy barze. - Chcesz się czegoś napić? - Zmieniłem temat.
Oczekiwałem jakiejś reakcji, ale nic nie powiedział. Zniżył nieco głowę, jakby się nad czymś… zastanawiając? I uporczywie milczał. Zacząłem się zastanawiać, czy go w jakiś sposób uraziłem. Z drugiej strony, uważałem, że lepiej aby usłyszał te słowa ode mnie, niż doświadczył gorzkiej prawdy o życiu na własnej skórze.
- Wszystko w porządku? - Podszedłem do niego i zauważyłem to smutne, elfie oblicze, przyprawiające o wyrzuty sumienia.
Na dźwięk mojego pytania ocknął się i rozejrzał po sali, jakby czegoś szukał.
- Ja… chyba muszę już iść – stwierdził w końcu cicho.
- Nie zatrzymuję – rzuciłem oschle, podczas gdy w rzeczywistości czułem to nieprzyjemne kłucie od środka.
Dopiero, kiedy chłopak przemykał między klubowiczami, dotarło do mnie, jak bardzo go polubiłem. „Chyba jesteś zbyt samotny”, pomyślałem o sobie z ironią, bowiem nie przywykłem do tak szybkiego nawiązywania znajomości. A jednak. Znałem tego cholernego chochlika dopiero parę godzin, a już szarpały mną nerwy na samą myśl, że ktoś mógłby chcieć go skrzywdzić. Bo tak wyglądał ten świat, tylko niewinni obrywali. Złego diabli nie biorą.
Odprowadziłem go wzrokiem do wyjścia, po czym zawróciłem do Tetris. Zamierzałem dać jakiś końcowy popis, co by nie narzekała przez tydzień, że widocznie słabo grała, skoro nie tańczyłem. Jednakże, ledwo co podszedłem do konsoli, moje oczy wyłapały jakiś dziwny blask na podłodze. Przywiodło mi na myśl odłamki lustra z łazienki Tetris, ale wątpiłem, bym był aż tak śpiący, by majaczyć o szkle. Tym bardziej, że dokładnie w tamtym miejscu elf zakończył pierwszy taniec ze mną. Prędko wtopiłem się w tańczące istoty, by nie wzbudzić niczyjej podejrzliwości. Następnie, niby to wykonując jeden z bardziej skomplikowanych ruchów, sięgnąłem po lśniący przedmiot. Schowałem go do kieszeni i zerknąłem w stronę androidki, oczekując końca imprezy.

- Było nieźle, co? - rzuciłem do niej, oparty o ścianę w korytarzu prowadzącym do tylnego wyjścia. Niewiele istot z niego korzystało, a stanowił on o wiele prostszą drogę w godzinach kończących imprezę.
- Fantastycznie ^.^ A gdzie twój kolega? - zapytała, idąc obok mnie, chociaż tego kołysania biodrami nie nazwałbym chodem.
- Musiał iść – uciąłem, wyciągając z kieszeni podniesiony z parkietu przedmiot i oglądając go.
Był to naszyjnik. Nieprzeciętny, bo nie potrzebowałem jakichś szczególnych zdolności, by wyczuć emanującą od niego magię. Białą magię. Przywodzącą na myśl anielską, ale o wiele bardziej szlachetną. Aura wywierała na mnie takie wrażenie, że aż zapragnąłem ściągnąć rękawiczki, aby pozwolić biżuterii dotykać skóry dłoni. Nie dostrzegłem żadnego ogniwa w owym naszyjniku. Wyglądał jak długa, srebrna nić, na której przywieszono srebrnego orła. Zamyśliłem się.
- Szkoda :c – Usłyszałem od androidki, zanim zaczęła kolejny bezsensowny monolog.
- A właściwie – przerwałem jej, żałując, że nie znam miejsca zamieszkania elfa, co bym mógł zwrócić mu jego własność, bowiem nie ulegało wątpliwości, że naszyjnik pochodził od jego rasy. - Co takiego na jego temat miałaś w bazie danych?
- ...Ach! To! Gdybyś to zobaczył! Po wykonaniu automatycznego skanu, moja baza danych wyświetliła informację, że to Książę Einar!
Prawie się potknąłem.
- Że kto?
- Powtarzam sekwencję… och, moment, pewnie nie o to ci chodzi… - zakłopotała się, zbliżając dłoń do twarzy w geście zamyślenia.
- Nie, nie, wyjątkowo tym razem chcę, abyś powtórzyła sekwencję – nakazałem jej, z jakimś nieprzyjemnym przeczuciem, że chyba będzie lepiej, jeśli schowam to magiczne cacko.
- No dobrze. Powtarzam sekwencję: Książę Einar. Z rodu Herbology. Płeć, mężczyzna. Lat szesnaście. Data ur…
- Dobra, starczy. - Właśnie przepuszczałem ją w drzwiach, chociaż zdawała się niezbyt rozumieć ten zwyczaj. - Mogę mieć do ciebie prośbę? Zaktualizuj tę bazę danych. A zwłaszcza to. Okej?
- Nie ma sprawy :>
Rozstaliśmy się, a ja, niewyspany po całym tygodniu, z ulgą wróciłem do domu. Dwa dni weekendu były jedynymi, kiedy mogłem się wyspać bez udawania, że wstaję do szkoły.

I znowu obudził mnie kobiecy głos. Na litość boską, mamo, co znowu…?
- Kelezarr! Wstawaj! Ktoś do ciebie! - usłyszałem przez ściany, ale nie bardzo chciało mi się ruszyć.
- Heeej! - rozdarła się Tetris, z hukiem otwierając drzwi na oścież. - Muszę ci coś powiedzieć!
- Spierdalaj stąd, Shu – mruknąłem, naciągając kołdrę na głowę.
- Ale ja się czegoś dowiedziaaałam! - jęknęła robotycznie.
- Ale ja cię nienawidzę.
Zamiast odpowiedzieć, szarpnęła kołdrę i ściągnęła ją na ziemię. Podniosłem się do pozycji siedzącej, wbijając w nią wkurzone spojrzenie. A ona tylko tak stała, z rękoma założonymi za plecy, wyświetlając: ^.^. Z rezygnacją ruszyłem dupę z łóżka i poszedłem się ogarnąć. Niepokoiło mnie, że Tetris siedziała sobie w międzyczasie spokojnie na blacie w kuchni, nie zmieniając emotikony, nie tańcząc, a jedynie wymachując nogami niczym mała dziewczynka. W końcu do niej przyszedłem.
- Amelie wyszła do pracy? Dobra… Co tak ważnego chciałaś mi powiedzieć, że ściągasz mnie z łóżka rano o osiemnastej? - zapytałem z ironią.
- Byłam się zaktualizować ^.^ - odparła, nadal nie zmieniając niczego w swoim zachowaniu.
- I?
- Baza była aktualna ^.^
Odłożyłem sok, który właśnie piłem i uważnie zmierzyłem ją wzrokiem, zastanawiając się, czy ten durny robot przez przypadek nauczył się też stroić sobie żarty.
- To jakiś żart?
- Nie. Twój nowy kolega to Książę Einar ^.^
- Ja jebie, no co za mała elfia menda! - krzyknąłem, ale po chwili się roześmiałem, przypominając sobie wszystkie reakcje chłopaka z klubu. Nagle okazały się bardzo uzasadnione.
- Nie ma za co :>
- Tak, tak, dzięki – wykrztusiłem, z trudem opanowując rozbawienie. - Tylko, że jest problem.
- Jaki? - zapytała, powracając do kiwania głową w rytm muzyki.
- Coś ci pokażę. - Poszedłem do pokoju, wygrzebując z szuflady elfi naszyjnik. Przyjrzałem mu się jeszcze przez chwilę, po czym zaniosłem go do Shishuo. - Spójrz. Zgubił to. Wypadałoby oddać.
- O.O
- Też tak myślę.
- Orzeł, gatunek zagrożony wyginięciem, pozostała liczba osobn…
- Zamknij się – przerwałem jej, siadając na stole naprzeciwko blatu i kopiąc ją w nogę. - Mówiłem o tym, że przynależność do rodziny królewskiej tak z lekka komplikuje sprawę zwrócenia mu jego własności.
- Ależ czemu? Zawsze możesz poprosić o audiencję.
- Zwariowałaś? - rzuciłem, po czym pomyślałem nad tym przez moment. - Czekaj, w sumie… Hm… - zastanawiałem się, bawiąc się przy tym srebrnym naszyjnikiem. - Z czym ludzie zazwyczaj mogą przychodzić do księcia…
- Wczytywanie sekwencji… zło na świecie, uszkodzenia natury, choroby dotykające istoty nieśmiertelne, ube…
- Naprawdę? I on musi z nimi gadać? O kurwa, ja mu już teraz współczuję.
- Może odrzucić prośbę o audiencję :<
- O nie, tym razem nie odrzuci. A jeśli spróbuje, to go diabli wezmą. No chyba, że nie planuje już więcej przychodzić do klubu – zaśmiałem się. - Zawsze mogę mu to oddać przy okazji, ale grzechem byłoby nie ujrzeć jego miny w zamku. Martwię się tylko strażnikami. Wątpię, że nie rozpoznają tego naszyjnika.
- :c Ojoj. Więc może byłoby lepiej poczekać?
- Ja? I czekanie? Tetris, powiedz mi, jak długo ty mnie znasz?
- Wystarczająco c: Audiencje są organizowane od godziny dziesiątej. Nie zapomnij, żeby się stosownie ubrać. Zalecana jest wysoka kultura.
- Wiem, wiem – mruknąłem, zastanawiając się, kiedy ostatni raz zakładałem coś innego, niż koszulka, bluza, bądź kurtka. - A co u ciebie?
- Znalazłam pracę na soboty c: - pochwaliła się.
- Serio? Dziś jest sobota.
- Zaczynam od następnej >.<
Parsknąłem na widok jej zirytowania i porozmawiałem z nią o szczegółach, a co ważniejsze, miejscu nowej pracy.

W nocy planowałem jeszcze trochę pospać, ale niezbyt mi to wychodziło. Ku mojemu zaskoczeniu, odczuwałem pewną adrenalinę na myśl o odwiedzeniu zamku. Elfy źle mi się kojarzyły, a zwłaszcza ich zamek. Wiedziałem, co zwykli robić z marginesem społecznym oraz co uważali o mieszańcach. Spacer do zamku brzmiał dla mnie jak wizyta w piekle. Ale w końcu, kto mógł być większym specjalistą od piekła, jak nie demon?
Z braku zajęcia, ćwiczyłem. Lubiłem to robić i irytowało mnie, jeśli ćwiczenia stawały się za mało wyczerpujące. Tetris często mi wypominała, że powinienem ćwiczyć dla kondycji, a nie dla bólu. A ja za każdym razem kazałem jej spadać.
Wykąpałem się i ubrałem przed szóstą, chcąc uniknąć konfrontacji z matką. Wyparowałem z domu przed jej powrotem, odwiedzając jeszcze androidkę. Oczywiście nie obeszło się bez jej piskliwych komentarzy na temat mojego ubioru. Wkurzająca puszka na śrubki.
Po dziewiątej wyszedłem od Shishuo, z trudem tłumacząc jej, że lepiej, aby została w domu. Byłoby źle, gdyby załapała zwarcie przed dworem. Idąc do zamku, odkryłem, że w zasadzie żałuję, iż nie posiadam żadnego płaszcza. Obiecałem sobie w duchu, że wkrótce jakiś kupię.
Przed wejściem na teren dworu zrobiło mi się zimno i bynajmniej nie przez ujemną temperaturę i powolnie opadające z nieba płatki śniegu. Poczułem się jałowy w duszy.
- Dzień dobry – rzuciłem do elfki siedzącej za wysoką ladą, a ona podniosła na mnie wzrok znad sterty papierów. Widziałem, jak przez ułamek sekundy zatrzymała się na rogach. Ha ha. No cześć, jestem mieszańcem, a co? - Czy można umówić audiencję u Księcia Einara?
- Proszę podać powód audiencji – powiedziała wolno i wyraźnie, jakby się obawiała, że jej nie zrozumiem.
Istnienie elfów?
Istnienie elfiego prawa?
Petycja o rozszerzenie żerowiska syren na Górny Krąg?
Rada w sprawie wyrwania najbardziej tajemniczej laski w tym mieście?
- Droga pani, zapewniam, że to sprawa najwyższej wagi. Książę Einar musi o czymś wiedzieć.
Wbiła we mnie chłodne spojrzenie, jakby oburzyły ją moje słowa. Po chwili jednak zapisała coś w jakiejś księdze i poprosiła o moje dane. Podyktowałem jej wszystko, zawieszając się tylko na imieniu ojca. Podając je, zwiesiłem głowę. Nie chciałem widzieć reakcji na wymienienie rodzica skazanego na wygnanie do Dolnego Kręgu.
- W porządku. Termin audiencji, środa, o ile Książę wyrazi zgodę. Proszę przygotować się na przeszukanie – orzekła sztywno, z przyjemnością kończąc rozmowę ze mną.
- Dziękuję.
Wróciłem do Tetris, której szukanie zajęło mi trochę czasu, bo nie było jej w mieszkaniu. Na szczęście, kojarzyłem, iż jej ulubionym miejscem pobytu za dnia był park. Znalazłem ją na zamarzniętym jeziorze, gdzie, skomponowana kolorystycznie z wszechobecną bielą, wirowała na lodzie. Gwizdnąłem na nią, by mogła mnie usłyszeć, bo po dynamicznym balecie domyśliłem się, że słucha czegoś głośnego. Gdy już znalazła się obok mnie, zaproponowałem jej pójście na zakupy, na co – zgodnie z moim oczekiwaniem – przystanęła z ogromną radością.

Myślałem, że dni będą ubiegały powoli, ale najwidoczniej elfi pałac stresował mnie o wiele bardziej, niż bym zakładał. I żadne logiczne tłumaczenia dokonywane w myślach mi nie pomagały, między innymi dlatego, że moje pójście tam nie było ani trochę logiczne. Już pomijając mieszaną krew. No i nie wspominając o tym, że częścią mieszanki była krew demona. Ale z tym czymś?
Nawet godziny pracy, zazwyczaj dłużące się niezmiernie, zlatywały mi błyskawicznie. Po części dlatego, że martwiłem się o wisiorek. Nie byłem na tyle głupi, by ryzykować zgubienie go lub stracenie przez jakiegoś kieszonkowca. Zostawiałem go w domu. Z drugiej strony, nie miałem ochoty na rozpoczynanie dyskusji z matką, gdyby przyszło jej do głowy otworzyć szufladę.
Z wtorku na środę praktycznie nie mogłem spać. Kilkakrotnie śniło mi się, że ktoś włamał się do domu, wiedząc o naszyjniku. Zaś po czwartej usłyszałem we śnie, jakby z naszyjnika dobiegały kobiece szepty. Później już nie spałem. Zaczynałem sądzić, że pozbędę się tego świecidełka z prawdziwą ulgą.
Przygotowałem się bardziej, tym razem dbając nie tylko o ogół ubioru, ale też o jego stan. Nie, na co dzień nie należałem do osób, które by się przejmowały, że coś jest wymięte, czy nie pod kolor… w zasadzie nie posiadałem kolorowych szmat, poza paroma bluzami, więc nie miałem tego problemu. Uniknąłem też dyskusji z matką, bowiem bez żadnych wątpliwości uznała, iż zbieram się do szkoły. Iks de w chuj. No, poza tym, miałem jeszcze płaszcz. Niezbyt klasyczny, ale na pewno lepszy niż większość mojego okrycia wierzchniego. Tetris wybrała mi co prawda inny, ale z zasady nie ufałem do końca gustowi tego clowna. Zazdrościłem jej, bo do androida zmieniającego kolory pasował każdy ciuch.
Ostatnim, co musiałem zrobić, było zabranie naszyjnika. Wyciągnąłem go z szuflady, wpatrując się niemal oskarżycielskim wzrokiem w błyskotkę. Pomyślałem, że pewnie pierwszym, co przeszukają, będzie płaszcz, a może nawet każą mi go gdzieś zostawić? Ogólnie, przegrzebią mi kieszenie. Westchnąłem i z rezygnacją nieco rozpiąłem koszulę, decydując się założyć elfi wisiorek na szyję. Zapinając ją z powrotem, upewniłem się, czy ma odpowiednio wysoki kołnierz. Ciekawiło mnie, czy każą mi się rozbierać.
Po godzinie znowu spoglądałem na dwór. Tylko, że mniej chciało mi się tam iść. Czułem, że to się nie może skończyć dobrze. Jaka jest szansa, że nie zechcą sprawdzić biżuterii, która może chociażby być przeklęta? Przenosić różne pieczęcie, demony, pakty? Niewielka. A jaką miałem szansę, że nie rozpoznają cholernego, magicznego naszyjnika? Jeszcze, kurwa, mniejszą. Zdecydowałem też, że wolałbym przyznać się do kradzieży, niż wkopać chłopaka. Może wtajemniczył kogoś w wypady do klubu. A może nie. Wolałem nie spieprzyć mu życia.
Szedłem tam dosyć wolno, nie tyle ze stresu, co z chęci przyjrzenia się architekturze elfów. Nie znosiłem ich, ale nie mogłem im odmówić artystycznych talentów. Poza tym, docierało do mnie, że cały Enthelion trzymał się właśnie dzięki nim. A jednak wybór dokonywany przez istoty z braku innego wyboru niekoniecznie musiał być słusznym.
Zatrzymałem się przed strażnikami, odpychając od siebie towarzyszące mi, zbędne myśli.
- Stój! - rzekł jeden z nich, a ja mimowolnie zmierzyłem go wzrokiem, bowiem już kilka metrów dalej uznałem, że taka odległość byłaby całkiem bezpieczna. - Podaj cel wizyty w zamku!
- Audiencja u Księcia Einara – powiedziałem tonem pozbawionym emocji, przyglądając się uzbrojeniu straży. Mieli całkiem niezłe zabawki.
- Czy byłeś umówiony?
- Oczywiście, że tak. - Zerknąłem gdzieś w bok, czując kłopoty.
- Dobrze więc… - odrzekł po chwili. - Książę cię oczekuje. Zanim jednak wprowadzimy cię do sali, zostaniesz przeszukany.
- W porządku, ale… - zacząłem, bez protestów pozwalając im sprawdzić kieszenie płaszcza, a nawet dobrowolnie go z siebie zrzucając. - Zapewne chcielibyście wiedzieć, że to sprawa najwyższej wagi. Nalegam na natychmiastowe przyjęcie.
- Doprawdy? - W oku strażnika pojawił się znany mi błysk podejrzliwości. - Wcześniej nie nalegałeś na przyspieszenie audiencji, czyż nie?
- Można by powiedzieć, że w przeciągu ostatnich dni sytuacja uległa zmianie. Spodziewam się, że książę mnie oczekuje – powtórzyłem bardziej dobitnie. Zgadywałem, iż przez ten czas zdążył się zorientować, że coś zgubił. - Jeżeli w to wątpicie, idźcie zapytać Księcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz