10 lutego 2018

Od Waltteriego C.D Canis

   Noc była bardzo śliczna, a ja nie mogłem spać. Czułem głód, jednak miast się ruszyć po kawałek plastiku (czy czegoś tam z czego robią woreczki na krew, nie byłem chemikiem) z cieczą w środku, znudzony siedziałem na swoim łóżku i nasłuchiwałem dźwięków, którymi tętniła rezydencja. Mało ich było, większość leniwych istot spała i Liliś też spał. Pewnie byłby zły gdybym go obudził tylko po jedzenie. A jakbym tak zrobił to jakiejś dziewce pracującej w roli służącej, jeszcze zaczęłaby krzyczeć. Głupie baby. Marszcząc brwi, zerknąłem za okno. A może tak wyruszyć na polowanie? Nie chciało mi się, trzeba było do tego zaangażowania, a od kiedy mieszkałem u pół elfa, nie musiałem już się w to bawić i nie tęskniłem za tym. Musiałbym pewnie znowu kogoś gonić, włamać mu się do domu lub udawać kobietę przed jakimś upitym obrzydliwcem. Im dłużej o tym myślałem, tym czułem większą niechęć. Westchnąłem więc jedynie głęboko i niemal jak odpowiedź z nieba na moje marudzenie o posiłek, usłyszałem TO. Ciężkie łapy wilka, nieporadnie starające się zachować ciszę przy swoich ruchach. Oraz ten zapach, tak tylko on tak pachniał. Piesek Lieluna. Uśmiechnąłem się od ucha do ucha, a moje serce zabiło mocniej z nagłej ekscytacji, na myśl o tym co chciałem zrobić.    Lecz zaraz mina mi zrzedła. Musiałem być miły, Liliś mógłby być zły jeżeli pieskowi by się coś stało. W końcu zwierzaczek często leżał mu u stóp. Głupi wilk, czy on jeszcze nie pojął, że nie musi być tak blisko naszego pana? Był tylko kupą futra na czterech łapach. Pupilkiem. Gdyby pojawiło się PRAWDZIWE zagrożenie, to oczywiste że tylko ja mógłbym chronić władcę. Prychnąłem podirytowany, chwilowo zdominowany przez uczucie zazdrości, lecz szybko się zreflektowałem.
   Z drugiej strony, musiałem docenić, że się stara, nie wyglądał na kogoś, kto zdradziłby Lilę przy pierwszej lepszej okazji, a elf nauczył mnie już, że w dolnym kręgu nawet przyjaciel wbija ci nóż w plecy dla zysku. Głupie istoty, lecz teraz nie był czas na takie rozmyślania.
Zeskoczyłem z łóżka i bezgłośnie ulotniłem się z pokoju, ruszając śladami przerośniętego wilka.    Liczyłem, że to prawda, że zmienia się w człowieka. Nie wyobrażałem sobie, wgryzania się w jego futro. Powolnie krocząc za nim, zastanawiałem się, jak się z nim dogadać i nawet nie zauważyłem kiedy jawnie zacząłem go śledzić. A ten na moje nieszczęście, gdy tylko to zauważył, obrócił się w moją stronę z zaciekawieniem, niemal pytająco. Zastanowiłem się chwilę, wyszczerzyłem się.
   -Jak ci mija noc nasz kochany piesku?
Starałem się być miły, lecz ten nie zamierzał doceniać moich starań, parsknął, otrzepał się i ruszył dalej. A ja? Ja ruszyłem cierpliwie za jego osóbką. Szedłem krok w krok za nim, aż ten chyba w końcu się zirytował, bo kłapnął na mnie zębami.
   - Ale o co ci chodzi Caniś? – rzuciłem z niekłamanym wyrzutem, przecież nic nie zrobiłem i byłem uprzejmy.
Wilk jedyne co zrobił, to zawrócił, tylko po to, by usiąść pod pokojem Lilka i patrzeć na mnie z wyrzutem. Stanąłem przed nim, po czym zmarszczyłem brwi na ten gest, pełen irytacji.
   - Staram się być dla ciebie miły, a ty niczego nie umiesz docenić – mruknąłem urażony, nie rozumiejąc o co mu chodzi, czekałem jednak wytrwale na kolejny gest z jego strony. Smyrnął mnie przyjaźnie nosem, by następnie zmienić swoją pozycję na leżącą. Usiadłem przed jego ciałkiem i wyciągnąłem do niego rękę. Pogłaskałem jego łeb, po czym przekręciłem głowę
   - Nakarmisz mnie możeeeee? Lili śpi i nie chcę go budzić. – Nie wiem czemu pytałem psa, ale liczyłem że rozumie. Wilkołaki chyba mają na tyle rozumu by rozumieć słowa prawda? A może nie… Z drugiej strony zmieniają się w ludzi, więc chyba muszą być chociaż trochę inteligentne, prawda? Otóż na te pytania szybko zyskałem odpowiedź, w chwili kiedy natychmiastowo wstał i położył po sobie uszy, zmarszczył pysk i zaprezentował zębiska z uroczym warknięciem. Sam grzecznie wstałem widząc to i podniosłem ręce w obronnym geście poddania się.
    - Nie zamierzałem robić nic na siłę, nie spinaj się tak – wytłumaczyłem. Cóż, liczyłem, że jest bardziej posłuszny.
Odpowiedziało mi obrażone, oburzone fuknięcie, skrzywiłem się.
   - Ależ ty dumny, jakby kilka kropel krwi cię szczególnie zbawiło. - Zaczynałem czuć nieprzyjemną suchość w gardle, więc po prostu podszedłem do drzwi naszego władcy i złapałem za klamkę, chcąc jednak zaryzykować zezłoszczeniem go, ale pewnym posiłkiem, nim zacznę się sam robić agresywny.
Wilk ponownie uraczył mnie kłapnięciem zębiskami. Pomyślałem o tym chwilę, było w tym coś uroczego, że miał w sobie taką… godność, mimo swej rasy.
  - Pa, misiu. – Posłałem mu buziaka na pożegnanie i zniknąłem za drzwiami.
  - O co się kłócicie? – zapytał władca podziemi, leżąc w swoim łóżku, z zamkniętymi oczami.
  - Nie chciał mnie nakarmić – wyznałem urażony Lilisiowi, nawet nie przepraszając, ani za obudzenie go hałasami, ani za najście – Jeszcze się obraził, jest nieposłuszny.
   - Nie ma obowiązku cię karmić – westchnął jedynie mój pan.
   - I na mnie zawarczał, a ja się chce zaprzyjaźnić Liliii, no i jestem głodny, nakarmisz mnie?
   - Nie każdy chce przyjaźni – wytłumaczył mi prosto, choć do mnie i tak nie docierał sens tych słów. 
   - Chodź tu to cię nakarmię – Powoli potarł twarz dłonią i usiadł na łóżku, uśmiechnąłem się od ucha do ucha i zaraz wskakując na jego posłanie. Nagle, dopadło mnie postanowienie, którego od tej pory zamierzałem się trzymać.

   - Wiesz co? Nie odpuszczę mu, dopóki mnie nie polubi. - Po tych słowach wgryzłem się w szyję pół elfa, kochałem smak słodkiej, elfiej krwi. Delikatna i soczysta. Jednak teraz, teraz chciałem posmakować też wilczej posoki.
18:32
   Rankiem, obudziłem się w łóżku władcy, akurat w czasie gdy służba jadła śniadanie. Skąd znałem czas śniadań służby? Niejednokrotnie kręciłem się obok, by móc namówić kogoś na własne śniadanko. Lecz dziś miałem inny cel, moje procesy myślowe wędrowały wokół Canisa i stwierdziły następującą rzecz. Skoro jest dumny, to chyba nie jadł jak piesek z miski, tylko w tej mistycznej ludzkiej formie, której nie widziałem, prawda? Biorąc to pod uwagę wyskoczyłem z łóżka, tylko zerkając na śpiącego (lub udającego, że śpi) Lieluna i nie czekając na nic, wyszedłem, ruszając w stronę jadalni, czy jak tam się ten pokój nazywał. Najważniejszy był fakt, że jadła tam służba i strażnicy zamieszkujący rezydencje, a im bliżej byłem, tym lepiej wyczuwałem JEGO specyficzny zapach. Wesoło wbiegłem do Sali i kierując się zapachem, spojrzałem na jednego z mężczyzn. Właściwie, jego wygląd od razu przywodził mi na myśl dzikość wilka, zajmując komuś miejsce dosłownie przed nosem, usiadłem obok niego. Oparłem łokcie o stół a następnie głowę na dłoniach.
   - Heeeej Canis. Słuchaj, przepraszam za wczoraj. – Nie można być tak gwałtownym, bo się obraża. Zakodowałem już to przez noc! Tak samo jak to, że rozumie słowa, ale czy umie mówić? A co jak używa języka… migaczy? Migającego… Migowego! No to się wtedy nie dogadamy zupełnie.

  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz