11 marca 2018

Amor: Canis & Waltteri


   Na targu panował niewielki ruch, nikt nie sprzedawał dziś niewolników. Ogólnie istot było mało, jeden demon, jakaś syrena. Lubiłem syrenki, fajne rybki , chciałbym akwarium z tymi ślicznymi słodziakami. Może powinienem zaproponować to Lilusiowi? W Sali tronowej było dość pusto, duże akwarium byłoby urozmaiceniem. Syreny śliczną ozdobą. Piękne, chichoczące, wyobrażałem sobie siebie w kręgu tych uroczych rybek.  A może w ramach nagrody poproszę o te rybki, jedną, albo dwie… może trzy? Opiekowałbym się nimi, karmił, głaskał.
   Odstawiając to słodkie gdybanie na później, rozejrzałem się po reszcie placu. Jakieś trzy osoby szeptały między sobą. Kobieta sprzedawała śliczne pieski, były inne, zdeformowane. Wyglądały na takie, które potrzebują trochę ciepła. Dostrzegając, że póki co nie dzieje się nic niepokojącego, spojrzałem w niebo
   -Lubię noc, jest ładna –Powiedziałem na głos do Canisa
   -Nawet na ulicach dolnego kręgu? – Zapytał spoglądając na mnie
   -Oj Canis, noc jest taka sama wszędzie. Noc sama w sobie nie ocenia, po prostu jest.  –Wytłumaczyłem mu wesołym i ciepłym tonem. To, że  wokół nas było ponuro i niebezpiecznie, nie zmieniało faktu, że piękna noc nikogo nie oceniała.
   Mężczyzna jedynie zmarszczył brwi z prostym ,,Yhm’’ Nie zamierzałem go zmuszać do tego tematu, więc skupiłem się na uroczych zwierzątkach, które sprzedawała owa kobieta.
   -Myślisz że mógłbym kupić pieska? –Zapytałem, patrząc na zdeformowane istoty
   - Nie do mnie takie pytania. – Odpowiedział wzruszając ramionami- tylko nimi trzeba się zajmować.
Miałem zapytać czy sądzi, że Lielun by się zgodził, jednak podszedł do nas arlif, wysoki na dwa metry wilk, stojący na dwóch łapach. Zapytał, czy nie szukamy wojownika
   -Wojownika? –Odpowiedziałem pytaniem na pytanie, lekko zdziwiony
   - Mogę dla was kogoś zabić, postraszyć, połamać, wygrać walkę uliczną – Wymienił szybko listę usług.
   Otwierając usta, już miałem zapytać, czy jest możliwość nakarmienia wampira, oczywiście za pieniądze. Jednak przypomniałem sobie, iż był to arlif, a arlify w żadnym wypadku nie smakowały dobrze. Więc tylko spojrzałem na Canisa, czekając aż przejmie pałeczkę.
   - Dzięki. Sam wole wykonywać brudną robotę.
Pokiwałem głową, potwierdzając jego słowa i uśmiechnąłem się do wilczego arlifa ciepło, licząc że odejdzie bez problemu. Ten wykonał lekki krok w naszym kierunku, zupełnie jakby ktoś go popchnął. Poczułem nagły zapach krwi. Zmarszczyłem brwi
   -Krwawisz –Zauważyłem i szybko dojrzałem zakapturzoną postać, kucającą gdzieś na dachu pubu. Nie miałem jednak czasu by poinformować o tym Canisa. Wilk zaczął obwąchiwać  mojego towarzysza, szybko łącząc fakty, korzystając z chwili jego nieuwagi , ugryzłem go, wpuszczając do jego żył odpowiednią ilość jadu, by szybko go uśpić. 
Arlif jednak zareagował natychmiast, silnymi łapskami złapał mnie w pasie. Sparaliżował mnie strach oraz rozchodzący się po ciele ból, moje ciało dawało znać, iż taki uścisk, to już dla niego za dużo. Wyrywając się, zupełnie zapomniałem o istnieniu umiejętności jakie posiadałem. Już przygotowywałem się na to iż skończę połamany na ziemi. Jednak uderzył o ziemię jedynie wilk.    Padając na brzuch, obnażył przed nami strzałę wbitą w swoje plecy. Byłem pewny, że czekają mnie bolesne sińce i mimo że miałem świadomość, iż to nie jest teraz ważne, stałem w chwilowym szoku, przestraszony i spłoszony.
   Na szczęście wilkołak był bardziej skupiony, szybko przeciągnął mnie na bok, akurat w momencie, gdy strzała wbiła się w ziemię tuż obok nas
   -Widziałeś strzelca?
   -Dach… pubu –Powiedziałem dopiero po chwili ciszy
   -Wszystko w porządku? –Upewnił się mężczyzna
   -Nic… przestraszyłem się tylko  -Wytłumaczyłem, słysząc, jak syrena o której wcześniej myślałem, woła o pomoc. Zerknąłem w stronę tej istoty, jak zdążyłem zauważyć, chłopaka, nad którym aktualnie pochylał się demon, w swej oryginalnej formie. Przyciskał jego głowę do ziemi, zdejmując jego ubrania. Canis skupił się na Amorze, wyjął broń i celował gdzieś w dach. Z tego też powodu, to ja zareagowałem, zabijając demona stalagnatami, które przebiły jego ciało od boku. Niewiele myśląc syren uciekł.  Patrzyłem chwilę na trupa, dopóki mojej uwagi nie odwrócił Canis
   - Idziemy? –Zapytał, wskazując brodą na pub, ostrożnie kiwnąłem głową, porzucając pomysł wypicia krwi z martwego demona. W końcu, krążyła w nim ta dziwna trucizna, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz