Grube futro na karku
nadawało mu wygląd rasowej suki, a mężczyzna całujący jego klatkę piersiową pod
połami odzienia potęgował ten efekt wizualny. Było już ciemno, wygiął bladą
szyję do tyłu, a oddech uwidocznił się na zimnym powietrzu Dolnego Kręgu. Poczuł
ruch długich kolczyków o prostym, subtelnym wzorze, znikających teraz w
brązowych kosmykach. Czuł średnio zręczne ręce mężczyzny, odpinające kolejne
guziki jego cienkiej koszuli. Palant nie wie, że pizga, czy resztki komórek
mózgu przeniosły mu się do fiuta? Balik uśmiechnął się, zadowolony z własnych
niewypowiedzianych słów. Czemu właśnie temu dupkowi postanowił poświęcić swój
wieczór? Ciemne niebo, które nieco znużonym wzrokiem badał, nie miało mu
zamiaru odpowiedzieć na te, ani na inne pytanie. Chyba dlatego, że wymachiwał
kasą jak głupi i sam mu się cisnął do paska? Władca niebiańskich penisów kurwa,
schlany kretyn. No ale co się dziwić, syren wyglądał jak wygrana na loterii dla
każdego z tych przegrywów w tej zapyziałej dziurze. Jak dobrze, że był ponad
to. Ponad zatwardziałymi heterykami, którym hipnozą trzeba było nieraz
wyjaśniać, iż sami się o to prosili. Nad krytycznymi spojrzeniami skarlałych od
mroku stworzeń, zawistnych o wszystko co miał.
Był nawet ponad tego uskrzydlonego palanta będącego o krok od robienia mu loda na śniegu. Ciekawe za jaki grzech zgniły mu piórka, trudno się domyślić. Myślał sobie, że jak świętoszek może się szmacić na prawo i lewo, a potem zmyć to z siebie jednym paciorkiem. Bóg ich zostawił, więc rozpierzchli się jak zdziczałe barany na stromej dolinie. Owczym pędem biegnące ku upadkowi, potykające się o własne kończyny. Ilu czystych aniołów żyło jeszcze w tym smutnym jak pizda mieście? W tej części na pewno niewielu. Ah ileż ten dureń nie przecierpiał i ile nie prosił o wybawienie, a ileż musiał się z tego Wołodi spowiadać. Syren ani nie uważał tego za konieczne, ani tym bardziej za przyjemne do słuchania w obskurnym barze. A już na pewno nie wierzył w zbawienie przychodzące do takich żałosnych… Zachłysną się powietrzem, w cichej odpowiedzi na dwie zimne dłonie obejmujące jego żebra. Ciekawe jak jego nocny kochanek zachłyśnie się nim, a zaraz potem własną juchą. Jak merdający ogonem pies z wywalonym jęzorem, drugi mężczyzna spojrzał na górującego nad nim pana. Czego kurwa chce, pochwały za wyziębianie jego jednorazowego właściciela? Przynajmniej włosy miał ładne, długie i jasne. Ładniej wyglądałyby ciągnięte dłonią syreny, lub unoszące się swobodnie w przejrzystej wodzie. Łaskawie posłał mu więc zalotny uśmieszek i rzucił z przekąsem:
Był nawet ponad tego uskrzydlonego palanta będącego o krok od robienia mu loda na śniegu. Ciekawe za jaki grzech zgniły mu piórka, trudno się domyślić. Myślał sobie, że jak świętoszek może się szmacić na prawo i lewo, a potem zmyć to z siebie jednym paciorkiem. Bóg ich zostawił, więc rozpierzchli się jak zdziczałe barany na stromej dolinie. Owczym pędem biegnące ku upadkowi, potykające się o własne kończyny. Ilu czystych aniołów żyło jeszcze w tym smutnym jak pizda mieście? W tej części na pewno niewielu. Ah ileż ten dureń nie przecierpiał i ile nie prosił o wybawienie, a ileż musiał się z tego Wołodi spowiadać. Syren ani nie uważał tego za konieczne, ani tym bardziej za przyjemne do słuchania w obskurnym barze. A już na pewno nie wierzył w zbawienie przychodzące do takich żałosnych… Zachłysną się powietrzem, w cichej odpowiedzi na dwie zimne dłonie obejmujące jego żebra. Ciekawe jak jego nocny kochanek zachłyśnie się nim, a zaraz potem własną juchą. Jak merdający ogonem pies z wywalonym jęzorem, drugi mężczyzna spojrzał na górującego nad nim pana. Czego kurwa chce, pochwały za wyziębianie jego jednorazowego właściciela? Przynajmniej włosy miał ładne, długie i jasne. Ładniej wyglądałyby ciągnięte dłonią syreny, lub unoszące się swobodnie w przejrzystej wodzie. Łaskawie posłał mu więc zalotny uśmieszek i rzucił z przekąsem:
- To już niedaleko, wytrzymasz chyba jeszcze chwilę - dom
Baliqulariego był zaledwie paręnaście kroków dalej. Pijany umysł drugiego nie
odkodował chyba słów, bo głupawy wyraz twarzy wahał się między chęcią a
niechęcią do zostawienia bladej piersi syrena na tę krótką chwilę. W odpowiedzi
na te zatrzymanie, Wadim pewnym ruchem wyzerował odległość między ich biodrami,
przysuwając do siebie alkoholika. „H..hove” było jedyną wyjęczaną odpowiedzią. Czując
rozbawienie i pulsujące kocze słabszego, odsuną się szybko od jego ciała, z figlarnym
uśmieszkiem. Zawsze trochę śmieszyła go nieświadomość nazywania go „rybą”. Czy
to nie groteskowe? Facetowi, który zaraz umrze, miękną kolana i jęczy „ryba”.
Przezabawne. Górujący mężczyzna poszedł przodem do swojego domostwa, licząc na
to, że podążający za nim pijany anioł się nie wywróci. Pijany anioł, niebrzydko
brzmi. Włosy rozsypane na iskrzącym śniegu i rozlewający się karmazyn, czyż to
nie poetyckie? To musiał upadłemu przyznać, nie dość że na pewno smakuje, to
jeszcze wygląda dobrze.
W końcu obaj dotarli do drzwi, które z ulgą zamknął za sobą
gospodarz. Teraz tylko dotargać go na górę. Anioł jednak miał inne plany i już
był na kolanach przy rozporku Wołodi. Ten pozwolił futru zsunąć się na wysokość
łokci, kiedy drugi palcami mocował się z bardzo skomplikowanym mechanizmem
zamka. Nagle skrzydlata istota upadła na ziemię z krwawą dziurą w głowie. Bez ostrzeżenia.
Wadim uniósł brwi wpatrując się przymulonym wzrokiem spod przymrużonych powiek
na ciepły płyn wyciekający wraz z mózgiem na podłogę. Kurwa mać.
- Jak zwykle jesteś obrzydliwą dziwką – usłyszał obrzydzone
słowa białogłowego wróżka – Ile razy mówiłem o nie spraszaniu do domu siedlisk
wenery? – dorzucił z wyrzutem.
- Kuuuuuuuuuuuuurwaaaaaaaaaaaa – tym razem na głos stęknął
Wołodia. Mały chłystek mikrus jebany moralizator. Wenera przez powietrze, czy
myślał że syren jeszcze się nie nauczył używać prezerwatyw? Właściciel domu
myślał, że nie zastanie go zniesmaczony współlokator. Skarlały skurczybyk,
który myślał że jest mądrzejszy od wszystkich. W skali wiekowej był jebanym
płodem dla syrena. Cóż, zły na niego nie był, bo mimo wszystko mieszkali razem
i wspólnie prowadzili wymiany obelg. Śliczny złośnik. Ale na ten czas Balik był
głodny, więc spojrzawszy ukosem na pośmiertny wzwód zabitego, nachylił się
zamaszyście i chwycił go za włosy. Ciepłym mięsem nie będzie wiecznie, choć
teraz trudniej będzie zawlec go na piętro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz