16 marca 2018

Od Wołodii C.D: Altinay


 Grube futro na karku nadawało mu wygląd rasowej suki, a mężczyzna całujący jego klatkę piersiową pod połami odzienia potęgował ten efekt wizualny. Było już ciemno, wygiął bladą szyję do tyłu, a oddech uwidocznił się na zimnym powietrzu Dolnego Kręgu. Poczuł ruch długich kolczyków o prostym, subtelnym wzorze, znikających teraz w brązowych kosmykach. Czuł średnio zręczne ręce mężczyzny, odpinające kolejne guziki jego cienkiej koszuli. Palant nie wie, że pizga, czy resztki komórek mózgu przeniosły mu się do fiuta? Balik uśmiechnął się, zadowolony z własnych niewypowiedzianych słów. Czemu właśnie temu dupkowi postanowił poświęcić swój wieczór? Ciemne niebo, które nieco znużonym wzrokiem badał, nie miało mu zamiaru odpowiedzieć na te, ani na inne pytanie. Chyba dlatego, że wymachiwał kasą jak głupi i sam mu się cisnął do paska? Władca niebiańskich penisów kurwa, schlany kretyn. No ale co się dziwić, syren wyglądał jak wygrana na loterii dla każdego z tych przegrywów w tej zapyziałej dziurze. Jak dobrze, że był ponad to. Ponad zatwardziałymi heterykami, którym hipnozą trzeba było nieraz wyjaśniać, iż sami się o to prosili. Nad krytycznymi spojrzeniami skarlałych od mroku stworzeń, zawistnych o wszystko co miał.
 Był nawet ponad tego uskrzydlonego palanta będącego o krok od robienia mu loda na śniegu. Ciekawe za jaki grzech zgniły mu piórka, trudno się domyślić. Myślał sobie, że jak świętoszek może się szmacić na prawo i lewo, a potem zmyć to z siebie jednym paciorkiem. Bóg ich zostawił, więc rozpierzchli się jak zdziczałe barany na stromej dolinie. Owczym pędem biegnące ku upadkowi, potykające się o własne kończyny. Ilu czystych aniołów żyło jeszcze w tym smutnym jak pizda mieście? W tej części na pewno niewielu. Ah ileż ten dureń nie przecierpiał i ile nie prosił o wybawienie, a ileż musiał się z tego Wołodi spowiadać. Syren ani nie uważał tego za konieczne, ani tym bardziej za przyjemne do słuchania w obskurnym barze. A już na pewno nie wierzył w zbawienie przychodzące do takich żałosnych… Zachłysną się powietrzem, w cichej odpowiedzi na dwie zimne dłonie obejmujące jego żebra. Ciekawe jak jego nocny kochanek zachłyśnie się nim, a zaraz potem własną juchą. Jak merdający ogonem pies z wywalonym jęzorem, drugi mężczyzna spojrzał na górującego nad nim pana. Czego kurwa chce, pochwały za wyziębianie jego jednorazowego właściciela? Przynajmniej włosy miał ładne, długie i jasne. Ładniej wyglądałyby ciągnięte dłonią syreny, lub unoszące się swobodnie w przejrzystej wodzie. Łaskawie posłał mu więc zalotny uśmieszek i rzucił z przekąsem:

- To już niedaleko, wytrzymasz chyba jeszcze chwilę - dom Baliqulariego był zaledwie paręnaście kroków dalej. Pijany umysł drugiego nie odkodował chyba słów, bo głupawy wyraz twarzy wahał się między chęcią a niechęcią do zostawienia bladej piersi syrena na tę krótką chwilę. W odpowiedzi na te zatrzymanie, Wadim pewnym ruchem wyzerował odległość między ich biodrami, przysuwając do siebie alkoholika. „H..hove” było jedyną wyjęczaną odpowiedzią. Czując rozbawienie i pulsujące kocze słabszego, odsuną się szybko od jego ciała, z figlarnym uśmieszkiem. Zawsze trochę śmieszyła go nieświadomość nazywania go „rybą”. Czy to nie groteskowe? Facetowi, który zaraz umrze, miękną kolana i jęczy „ryba”. Przezabawne. Górujący mężczyzna poszedł przodem do swojego domostwa, licząc na to, że podążający za nim pijany anioł się nie wywróci. Pijany anioł, niebrzydko brzmi. Włosy rozsypane na iskrzącym śniegu i rozlewający się karmazyn, czyż to nie poetyckie? To musiał upadłemu przyznać, nie dość że na pewno smakuje, to jeszcze wygląda dobrze.

W końcu obaj dotarli do drzwi, które z ulgą zamknął za sobą gospodarz. Teraz tylko dotargać go na górę. Anioł jednak miał inne plany i już był na kolanach przy rozporku Wołodi. Ten pozwolił futru zsunąć się na wysokość łokci, kiedy drugi palcami mocował się z bardzo skomplikowanym mechanizmem zamka. Nagle skrzydlata istota upadła na ziemię z krwawą dziurą w głowie. Bez ostrzeżenia. Wadim uniósł brwi wpatrując się przymulonym wzrokiem spod przymrużonych powiek na ciepły płyn wyciekający wraz z mózgiem na podłogę. Kurwa mać.

- Jak zwykle jesteś obrzydliwą dziwką – usłyszał obrzydzone słowa białogłowego wróżka – Ile razy mówiłem o nie spraszaniu do domu siedlisk wenery? – dorzucił z wyrzutem.
- Kuuuuuuuuuuuuurwaaaaaaaaaaaa – tym razem na głos stęknął Wołodia. Mały chłystek mikrus jebany moralizator. Wenera przez powietrze, czy myślał że syren jeszcze się nie nauczył używać prezerwatyw? Właściciel domu myślał, że nie zastanie go zniesmaczony współlokator. Skarlały skurczybyk, który myślał że jest mądrzejszy od wszystkich. W skali wiekowej był jebanym płodem dla syrena. Cóż, zły na niego nie był, bo mimo wszystko mieszkali razem i wspólnie prowadzili wymiany obelg. Śliczny złośnik. Ale na ten czas Balik był głodny, więc spojrzawszy ukosem na pośmiertny wzwód zabitego, nachylił się zamaszyście i chwycił go za włosy. Ciepłym mięsem nie będzie wiecznie, choć teraz trudniej będzie zawlec go na piętro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz