Widząc, że elf i tak ma problem z wypowiedzeniem całości, nie przerywałem mu ani nie spieszyło mi się jakoś szczególnie z udzieleniem mu odpowiedzi. Tym bardziej, że nie była prosta. Dotarło do mnie, że nie do końca potrafię uwierzyć w tę dobroć wszelaką prezentowaną przez elfa. Coś mnie w nim irytowało, a wręcz nakazywało postrzegać jego zachowanie za dziwne. I kiedy do mnie mówił, zorientowałem się, że swoim podejściem przypomina mi matkę. Kogoś, kto zamknie oczy na zło i będzie dalej gadał o światłości, nawet, jeśli wskaże się mu makabrę palcem. Tylko co konkretnie tak bardzo mnie w nich irytowało? Sam już nie byłem pewien. Czemu denerwuje mnie dobro, którego właśnie doświadczam?
Odruchowo miałem ochotę naciągnąć kaptur na rogi. Zresztą, nie pierwszy raz podczas pobytu w ogrodzie. No tak. Oto byłem ja, zakrywający demoniczne rogi, zupełnie, jakby miało to wymazać moje pochodzenie. Chyba nie ma nikogo bardziej żałosnego w całym Enthelionie. Amelie pragnęła widzieć we mnie tylko anioła, a ja wstydziłem się przed nią za to, że musiała mnie oglądać, ale kaptur niczego nie zmieniał.
Odruchowo miałem ochotę naciągnąć kaptur na rogi. Zresztą, nie pierwszy raz podczas pobytu w ogrodzie. No tak. Oto byłem ja, zakrywający demoniczne rogi, zupełnie, jakby miało to wymazać moje pochodzenie. Chyba nie ma nikogo bardziej żałosnego w całym Enthelionie. Amelie pragnęła widzieć we mnie tylko anioła, a ja wstydziłem się przed nią za to, że musiała mnie oglądać, ale kaptur niczego nie zmieniał.
- Nie - rzuciłem w końcu, brzmiąc na zirytowanego, chociaż bardzo chciałem to opanować. - Jesteś w błędzie. Nie mam nic do ciebie, bo to nie z tobą jest problem, ani nie ze społeczeństwem. Powiedz mi - kontynuowałem, decydując się wyznać mu to, za co się nienawidziłem. Nie umiałem tego ukrywać przed nikim, kto okazywał mi zaufanie. Czułem, że byłoby to oszustwem wobec tej istoty. - Wydaje ci się, że uważam się za margines tylko ze względu na domieszkę innej krwi? A może bardziej ze względu na to, skąd się ta domieszka wzięła? - zapytałem z ironią, chociaż moje serce nieznośnie przyspieszało. W ułamku sekundy moja obojętność została wypalona przez rozpaczliwą nadzieję, iż Einar nie zmieni zdania. - Jak wyglądam dla ciebie teraz? - dokończyłem nieco ciszej.
- Jesteś zabawny i szczery. W moich oczach widzę cię jako osobę samotną, którą odrzuciło społeczeństwo. Oddałeś mi mój najcenniejszy przedmiot. Nie musiałeś, to też o tobie świadczy, zrobiłeś wszystko, by nie zniszczyć mi życia, wystarczyło tylko słowo i nigdy nie opuściłbym pałacu. Twoja rasa naprawdę mnie nie zniechęca, to że ta krew pochodzi od demona to nic złego Kele. A rogi masz urocze - uśmiechnął się leciutko.
- Od demona, który siedzi teraz w dolnym kręgu - prychnąłem, zrazu oddając się napływowi tępej nienawiści, której nie umiałem powstrzymywać na wspomnienie mojego ojca.
- To gdzie on jest, nie definiuje ciebie.
Puściłem jego słowa mimo uszu, odwracając się nieco i wbijając wzrok w ziemię... znaczy, trawę, w sumie ścieżkę? Było mi wszystko jedno, byleby skupić się na czymkolwiek poza cholernym bólem, który jak zwykle pojawił się nie wiadomo skąd i totalnie mnie poraził, począwszy od słabego ukłucia w sercu, kończąc na wrażeniu gotowania się krwi w tętnicach. Wiedziałem, że zaraz odpuści, ale nie miałem najmniejszej ochoty, by ktoś to oglądał. Wystarczyło mi biadolenie Tetris, tej najbardziej przejętej i najmniej pojmującej.
- Jasne. Tak, wiem. Prędzej mnie piekło pochłonie, niż pójdę w jego ślady - zażartowałem po kilku, może kilkunastu sekundach, szybko wracając do tematu. - A co do twojego wyplątywania się. Przyłażąc tutaj, brałem pod uwagę, że sprawy pójdą źle. Co prawda liczyłem na twoją dyskretną pomoc, za którą jestem naprawdę wdzięczny - zaśmiałem się lekko. - Ale gdyby jednak mnie złapali, jak myślisz, wsypałbym cię? - zapytałem retorycznie. - Może też jestem naiwny, ale wolałbym się przyznać do kradzieży. Cóż. Tam się udało, tutaj nie. Zgaduję, że teraz znowu moja kolej na pomoc - westchnąłem i wzruszyłem ramionami, uśmiechając się do niego. - Mogę się postarać, ale nie obiecuję ci, że zadowolę twoją rodzinę. - Ponownie obejrzałem się w stronę korytarza, wewnątrz jakiego zniknęły dwie osobistości Enthelionu i nieco zniżyłem głos. - A myślałem, że to mój stary jest straszny - zażartowałem z ironią.
Elf podszedł do mnie, a ja zerknąłem na niego pytająco, kiedy ten chwycił mnie za nadgarstek. Nic nie powiedział, zdawał się po prostu skoncentrowany na tym prostym geście. Zdziwiło mnie to, ale nie wycofałem dłoni. Wkrótce poczułem, jak palący ból ustępuje. No tak, uzdrawiająca magia elfów. Odkryłem, że zupełnie zapomniałem o tej zdolności, lub raczej przestałem łączyć jego rasę z czymkolwiek pozytywnym. I zaczynałem czuć się z tym głupio. Za to, co wielokrotnie mówiłem o elfach chociażby w klubie, Einar powinien mnie stąd wyrzucić. W ogóle nie powinno mnie tu być.
- Dzięki... - mruknąłem, nieco speszony, gdy już się odsuwał.
- Nie jest zły, jest rygorystyczny, zawsze był surowy, ale po śmierci matki... Czasem jest po prostu zimny... - kontynuował, jak gdyby nigdy nic. - Właściwie, za co twój ojciec trafił do dolnego?
Naprawdę? Nie masz żadnych innych pytań, cholerny chochliku?
- Przykro mi, że twoja matka nie żyje - przyznałem zgodnie z prawdą, wciągając przy tym powietrze w płuca, by przygotować się nerwowo na udzielenie mu odpowiedzi. - Mój ojciec? Um... W zasadzie za parę rzeczy - rzuciłem luźnym tonem, ironizując osobę tego skurwiela. - Głównie za gwałty ze szczególnym okrucieństwem na kobietach, z czego tylko jedna przeżyła, by złożyć zeznania. A co? - Wbiłem w niego wzrok należący do tych pytających, czy coś jest nie tak.
- Och... - bąknął i zamilkł.
Spojrzałem na niego z uśmiechem, ale nie był to uśmiech radości. Znowu czułem się pusty w środku.
- Więc uważasz, że moje rogi są urocze. A wiesz, co myślę o nich ja? Zwłaszcza, kiedy patrzy na mnie matka, która powinna się mnie pozbyć? Nigdy nie zrozumiem, dlaczego tego nie zrobiła. Nie mogę znieść tego, że ona musi mnie takim oglądać. Brzydzę się sobą.
Wszystko powiedziałem praktycznie na jednym wdechu. W pewien sposób rozczarował mnie mój napływ szczerości. Rzadko dzieliłem się z kimś tą historią. To było zwyczajne użalanie się nad sobą.
- Hej, to jaki jest... naprawdę nie definiuje ciebie... Sądzę, że nie zrobiła tego dlatego, bo jest tego samego zdania, co ja, nieważne, kto jest twoim ojcem... ty możesz być całkiem inny. Po prostu w ciebie wierzyła. Też musisz to zrobić.
- Moralizatorska gadka, co? - mruknąłem, nieprzekonany jego słowami. - Zauważyłem, że inni rzadko mnie ignorują. Nie wiem, może to jakaś tendencja do mieszania się w nie swoje sprawy? Tak czy inaczej, albo traktują mnie z rezerwą, albo zaczynają gadać o wierze. To trochę zabawne, nie sądzisz? Demon i wiara. Chociaż... - urwałem na krótki moment, by po chwili kontynuować z rozbawieniem. - Hej, chyba właśnie to mnie definiuje, zważywszy na rasę. Tylko, że ja już chyba zdecydowałem za siebie. Ja nie wierzę w nic. Bo jak można wierzyć w siebie, nie potrafiąc panować nad, powiedzmy, pewnymi myślami? - Wspomnieniami uciekłem do kilku wydarzeń, podczas których zachowałem się inaczej, niż bym chciał. Nie pojmowałem dlaczego. Tak się po prostu stało, a czas pozostawił mnie bez wyjaśnienia, z głuchym żalem i świadomością, że mógłbym postąpić inaczej. - A może po prostu nie oczekuję już od siebie bycia dobrym... sam nie wiem. W każdym razie nie oczekuję, że inni będą mnie traktować lepiej. Bo skoro ja nie wierzę, to czemu inni mieliby czynić to za mnie? - dodałem retorycznie, zerkając na elfa.
Tak naprawdę miałem już dosyć gadki o samym sobie. Po co ją kontynuowałem? Zgadłem, że w normalnych warunkach po prostu uciąłbym rozmowę. Czy teraz bałem się to zrobić z faktu rozmowy z księciem Enthelionu? Ogarniał mnie niesmak na samą myśl o podlizywaniu się elicie. Ale nie, to nie to. Jakoś... jakoś po prostu nie było mi wygodnie odpowiedzieć mu, że drażni mnie ten temat. Jednocześnie zastanawiałem się, czy jemu nie nudzi się gadanie o moim życiu. Już pewnie tak. Z tym, że domyślałem się, iż on też nie zmieni tematu z obawy o urażenie mnie, czy coś takiego. Heh, nie ma to jak towarzyskie pogawędki.
- Przepraszam - rzucił cicho Einar, zaczynając wpatrywać się w ziemię.
- Hm? - mruknąłem, wytrącony z zamyślenia. - Ale za co ty mnie, chochliku, przepraszasz? - zapytałem, doświadczając dziwnego wrażenia, iż odgadł moje myśli. Ale chyba nie czyta w myślach... A może? Nie, no raczej nie... Wtedy wiedziałby, iż nie zamierzałem go szantażować. Więc o co mu, do cholery, chodzi? - Huh, ten temat chyba nam nie leży. Ja nie jestem ciekawym obiektem rozmowy, pogadajmy o czymś innym. Ładny macie ogród. Zwierzątka też tu trzymacie? Nie, żebym słyszał jakieś plotki na mieście - zaśmiałem się.
- Za to... Za moją wścibskość i w ogóle - odpowiedział cichutko, ignorując wzmiankę o zwierzętach.
Westchnąłem ciężko, przyglądając mu się znużonym wzrokiem spod przymrużonych powiek.
- Serio? A co, jeśli nie czuję, żebyś musiał mnie przepraszać? Czy to znaczy, że powinienem iść do kąta przemyśleć swoje postępowanie? Raz babka w szkole kazała mi iść do kąta. Poszedłem na kąty, ale na kąty Enthelionu. I więcej do szkoły nie wróciłem - zaśmiałem się, przywołując tę jakże bawiącą mnie historię. - Ej, przez ciebie znowu gadam o sobie. Dość. Teraz ty mówisz coś o sobie, natychmiast. Bo jeszcze wyjdę na egoistę - nadal się śmiałem.
- Nie ma we mnie niczego ciekawego zbytnio - mruknął jakiś przygaszony. Nie chciałem psuć mu humoru, ale nie byłem tak wspaniałym clownem jak Tetris.
- W sumie - zacząłem, rozglądając się znowu po ogrodzie. - Zawsze zastanawiało mnie, czy życie w pałacu jest interesujące. Lub raczej czy wszyscy jego mieszkańcy uważają takie życie za ciekawe. Być może w twoim życiu nie ma zbyt wielu pasjonujących rzeczy, bo bez obrazy, ale jednak jesteś księciem - zaśmiałem się. - No ale łamiesz reguły, co zasadniczo czyni CIEBIE interesującym, bo nikt w Enthelionie się czegoś takiego nie spodziewa. Nawet król - dodałem ze złośliwym uśmiechem. - Czyż nie?
- Owszem, nie zdaje sobie z niczego sprawy - odrzekł ponuro, jakby nie zwracając już na mnie uwagi.
Ucichłem na chwilę, godząc się ze świadomością, że zmiana tematu nie wyszła. Spodziewałem się.
- Słuchaj, wiem, że nie jestem najlepszym rozmówcą - powiedziałem, już bez śmiechów i durnych żartów. - I rozumiem, że chciałeś być dla mnie miły. Doceniam to, ale po prostu chciałem ci uświadomić, że nie oczekuję tego. Ani nie chcę, żebyś postrzegał mnie jako przypadek specjalnej troski, który czuje się urażony wzmianką na przykład o jego rodzinie. I poza tym, to dobrze, że są takie istoty jak ty. Bo jest wielu innych skrzywdzonych przez los, którzy potrzebują kogoś, kto w nich uwierzy, kto ich wesprze. - Patrzyłem prosto w jego oczy, nawet, kiedy starał się unikać kontaktu wzrokowego. - Ale ja nie należę do tej grupy, Einar. Nie chcę być dla nikogo ciężarem. Już i tak jestem. Czuję się winny, przyjmując od kogokolwiek pomoc, czy słowa pocieszenia. Bo wiem, że nie potrzebuję ich tak bardzo, jak niektórzy w tym mieście. - Urwałem, czując się źle z tym, że go zasmuciłem. Przecież chciał dobrze. Czy musiałem to spieprzyć? - Mogę już iść, jeżeli chcesz. Myślę, że masz wiele zajęć.
"Ciekawych czy też nie, ale na pewno ciekawszych ode mnie", pomyślałem.
- To nie tak, że chciałem być miły, czy też cię pocieszyć. Nie postrzegam cię jako przypadek specjalnej troski. Nie robię tego bo mi cię szkoda. Ja tylko... Po prostu taki mam charakter... - zapanowała między nami chwilowa cisza, podczas gdy przyglądałem się uważnie jego nieznacznym ruchom, chcąc ustalić, czy ma do mnie jakieś pretensje. - Jeżeli tylko zechciałbyś...to chciałbym, byś został... Chciałbym cię poznać nie dlatego że mi cię szkoda, chcę... chcę to zrobić bo zacząłem odczuwać do ciebie sympatię... tak po prostu, jesteś inny, niż reszta - zarumienił się.
- Ale że tu i teraz? - uniosłem brwi i uśmiechnąłem się do niego, nawiązując tylko do jednej części wypowiedzi, bo przegrałem wewnętrzną walkę z powagą. Chociaż bardzo się starałem, czułem, jakby ktoś wewnątrz mnie wręcz dopingował tej złej stronie.
- Słucham? - jego policzki jednoznacznie wykazały, że pojął, o co mi chodzi. - N...nie... nie chodziło mi o... - zaczął się bawić palcami, co mnie lekko rozczuliło, ale nie przeszkodziło w kontynuacji.
- No nie powiem, TO jest sposób na bliższe poznanie kogoś - wypaliłem, zastanawiając się, jak bardzo stracę w jego oczach za takie żarty.
- Często go używasz? - zapytał zgryźliwie, zrazu tracąc to onieśmielenie. Zaczynało mnie zastanawiać, czy chłopak przypadkiem nie potrafi udawać zawstydzonego na pokaz.
Rozszerzyłem nieco powieki, niemalże podejrzewając uroczego elfika o próbę urażenia mnie. Rzecz jasna, nie myślałem tak na poważnie. Uwielbiałem jego umiejętność droczenia się z rozmówcą.
- Nie, ale możemy sprawdzić, czy rzeczywiście jest taki skuteczny - rzuciłem ze śmiechem, kiwając z niedowierzaniem głową, bo dotarło do mnie, że właśnie wymieniam żarty z podtekstem erotycznym z księciem Enthelionu.
Elf otworzył usta, by coś powiedzieć, po czym najwidoczniej z tego zrezygnował, zamykając je. Jego buzia wyrażała głęboką konsternację.
- Ach tak? Skoro tak bardzo nalegasz... Wolałbyś na łóżku, czy na łonie natury?
Znieruchomiałem i wbiłem w niego oniemiałe spojrzenie, pytające o przyczynę totalnego rozjebywania mnie i rozkładając ręce w geście bezradności.
- Poddaję się. Czuję się, jak na komisariacie. Wszystko, co mówię, może być wykorzystane przeciwko mnie - powiedziałem rozżalony, by po chwili zmienić ton na prowokujący. - Ale wiesz, ciebie lubię, ty mnie możesz wykorzystywać - odrzekłem, ściszając głos i przybliżając się do niego.
Zaśmiał się.
- Okej, zapamiętam to sobie.
- Zabrzmiało prawie jak groźba - również się zaśmiałem.
- W końcu każde słowo mogę wykorzystać przeciwko tobie - odpowiedział mi zaczepnie, ale jego ton był przyjazny, niesugerujący żadnej złośliwości.
- Oczywiście, że tak. Jesteś księciem. Nawet milczenie możesz wykorzystać przeciwko mnie. "Ojcze, on mnie zignorował". "Mój synu, to skandal, proszę przygotować stos" - zażartowałem, zerkając przy tym na Einiego. - Mam nadzieję, że nie urażają cię żarty na temat monarchii. To tylko żarty. Nie postrzegam cię tak. Ale - podkreśliłem, kiwając przy tym palcem. - Myślę, że niektóre elfy chętnie by sprawdziły, czy krew mieszańców to dobra podpałka. Więc ten scenariusz jak najbardziej ma sens.
Zastanawiało mnie, czy znowu będzie smutny. Zasadniczo łatwo było go doprowadzić do stanu braku odpowiedzi, a to nie sprzyjało rozmowie.
Chłopak westchnął i... um, przytulił mnie. A ja poczułem się, jakby ktoś wymienił mi krew w żyłach na beton. Totalnie zesztywniałem. Nie, żebym nie chciał mu uświadomić, że nie musi czuć się odpowiedzialny za ELFY, ale każdy gest i każde słowo wydały mi się złymi.
Był tak blisko, że mogłem poczuć jego zapach. Niezależnie od tego, jak bardzo to było niewłaściwe, woń podobała mi się. Ponadto, dopiero teraz zwróciłem uwagę na to, iż Einar należy do drobnych, nieprzeciętnie drobnych elfów. Głową sięgał akurat na wysokość mojego serca. Spojrzałem na chłopaka, odczuwając nagły, mimowolny i niemalże nieprzyjemny napływ czułości wobec niego. Tak silny i ślepy, jak napady szału i, podobnie do nich, wymazujący całą resztę odczuć. W tamtej chwili nie potrafiłem wyobrazić sobie bycia zirytowanym na tego małego chochlika.
Po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że przestałem oddychać. Bo nawet oddychanie zdawało się niestosowne, kiedy ta istotka znajdowała się tak blisko.
- ...Hej, nie chcę zepsuć twojego ubioru... - wykrztusiłem, mając szczerą ochotę go objąć, ale czując, że to niestosowne, zważywszy, iż znowu zrobiło mu się mnie szkoda.
- Zepsuć? - zapytał zdziwiony, odsuwając się, ale nieznacznie, nadal dzieliło nas jedynie parę centymetrów.
Zapatrzyłem się w jego oczy o dość niespotykanym odcieniu. Przypominały mi rozżarzone węgliki i idealnie pasowałyby dla demona. Nie posiadał jednak w swoim spojrzeniu typowego, demonicznego wyrazu niechęci wobec świata ani żadnej z negatywnych cech, jakie mogłyby przyjść do głowy po wspomnieniu tej rasy. To, czym się natomiast charakteryzowały, była olbrzymia pasja. Dziwnie kontrastująca z drobnym ciałem, ale odbijająca jego niezłomnego ducha.
- Racja, w sumie nie obchodzi mnie stan twoich ubrań - stwierdziłem, przyciągając go do siebie i obejmując z uśmiechem. - Bo ubrania zawsze można zdjąć - dodałem z humorem, do którego niestety mój elfi kumpel będzie się musiał chyba przyzwyczaić.
- Zdjąć by zastąpić je bluzą z kapturem i jeansami - powiedział szeptem, ale widocznie rozbawiony.
- No ja myślę. Nie, żebym namawiał cię do ryzykowania, ale chętnie cię jeszcze zobaczę w klubie.
- Chętnie zaryzykuję - stwierdził, wsuwając mi kosmyk za ucho.
Zerknąłem na jego odsuwającą się już dłoń, po czym wróciłem wzrokiem do jego wyjątkowych oczu, obdarzając go zawadiackim uśmiechem. Nie, żebym nie zauważył, jak bardzo elf dążył do pomniejszenia dystansu między nami.
- Hm... - mruknąłem z zastanowieniem, sięgając dłonią do jego naszyjnika i niby przypadkiem muskając palcami szyję elfa. - Powiedziałeś, że to twój najcenniejszy przedmiot. Mogę wiedzieć dlaczego? - zapytałem, przesuwając przypominające nić ogniwa między palcami, by dotrzeć do przywieszonego na łańcuszku orła.
- Otrzymałem go od matki, ten naszyjnik... dzięki niemu może mnie chronić - uśmiechnął się lekko z tą całą swoją wrażliwością.
Pokiwałem w zamyśleniu głową.
- Wybacz, jeśli to pytanie było niewygodne. - Bałem się, że znowu go zasmucę, a temat zmarłej matki zdawał się do tego idealny. - Ale w takim układzie cieszę się, że zdołałem ci go zwrócić - rzekłem, przypominając sobie nieznaczny błysk, który jakimś cudem wyłapałem w ciemnościach przeszywanych blaskami konsoli Tetris. - To nie moje, ale i tak przeraża mnie myśl, że ktoś inny mógłby to podnieść przede mną.
- To naprawdę kochane z twojej strony. - Zarumienił się nieco i uśmiechnął.
- To nic takiego - objaśniłem mu kolejny raz ze znużonym westchnieniem. - Poza tym, że nadal nie wiem co robię w pałacu na audiencji u księcia Enthelionu, to nic takiego - parsknąłem rozbawiony.
- Chciałbym cię tu zapraszać częściej - wyznał po chwili.
- Ale twoja rodzina nie chciałaby mnie tu widzieć - zaśmiałem się. - Co nie zmienia faktu, że osobiście wolałbym wkurzać twoją rodzinę niż narażać cię na wykrycie.
- Jestem zszokowany, iż aż tak zależy ci na tym bym nie miał problemów - odpowiedział mi z wielką dozą optymizmu.
Wzruszyłem ramionami.
- Wkurzanie twojej rodziny jest aż tak niebezpieczne, że moje zachowanie cię szokuje? To najwyraźniej zostałem fanem sportów ekstremalnych - rzuciłem tak poważnym, że niemal ponurym tonem. - Ty w mojej sytuacji zrobiłbyś to samo, bo jesteś za dobry. Dlatego czułbym się źle, gdybym postąpił wobec ciebie inaczej, ok? Myślę, że to proste.
I poza tym, wiedziałem, że Einar ma o wiele więcej do stracenia niż ja. Nie wspominając, iż czułem najzwyczajniejszą potrzebę chronienia go. Ku mojemu zdziwieniu, ta dziwna fala czułości dla elfa nie odpłynęła ze mnie, a jedynie osłabła na tyle, bym mógł prowadzić z nim normalną dyskusję - i wracała z każdym jego gestem wobec mnie.
- I tak nie pozwoliłbym ci nic zrobić, nieważne jak byś ich nie zdenerwował - powiedział ze słyszalną szczerością.
- Wiesz... teraz to ty mnie zaskoczyłeś - przyznałem. - Ale nie oczekuję, że będziesz naginał ich cierpliwość z mojego powodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz