14 kwietnia 2018

Amor: Zakończenie


Waltteri pomógł ciału osunąć się na ziemię. Zrobił to ostrożnie, by nie zrobić mu szczególnej krzywdy. Następnie, oparł go o ścianę. Nawet nie zwrócił uwagi na jego kolor włosów czy na słowa tamtej kobiety. Drżącymi rękami, wybrał numer Lieluna.
- Coś się stało? Czy macie go? - Zapytał mężczyzna, po natychmiastowym odebraniu telefonu.
- M…mam…chyba… Jestem w górnym kręgu… i… mógłbyś przyjść? Najlepiej ze strażą… uśpiłem go.
- Gdzie dokładniej? – Usłyszał głos w słuchawce, lecz wydawał się mu odległy.
- Pierwszy apartamentowiec idąc główną drogą – Mruknął nieco nieobecny.
Zakończyli rozmowę i wampir opuścił telefon, siadając na ziemi, naprzeciwko nieprzytomnego mężczyzny. Władcy podziemi nie zajęło długo, aby dotrzeć do wampira z parą strażników. Wymienił z nim kilka słów, a towarzyszom kazał wziąć mężczyznę do pałacu na przesłuchania. Nawet nie był świadom, że ten jest niewinny, ale nie zamierzał ryzykować. Wolał przesłuchać niewinnego, niż pozwolić winnemu odejść i kontynuować to co zaczął. Następnie zmartwiony o Canisa zapytał, gdzie znajduje się wilkołak. Odpowiedź nie do końca mu się podobała. Z słów wampira wynikało, że Amor miał współpracownika, który mógł aktualnie zagrażać jego pracownikowi.
W tym momencie pół-elf usłyszał swój telefon i po sprawdzeniu ekranu szybko odkrył, że to połączenie od pracowników rezydencji. Szybko zaakceptował rozmowę i po krótkiej rozmowie odkrył, że wilkołak jednak nie jest zagrożony. Co więcej, Canisowi udało się złapać drugiego z możliwych Amorów. Sytuacja jednak wymagała szybkiego powrotu Lieluna, ze względu na stan Canisa. Dowiedział się, że ten zakazał towarzystwa kogokolwiek i podejrzewał, że wie czemu tak się stało. Wilkołak musiał oberwać strzałą Amora, a to stwarzało zagrożenie dla pracowników rezydencji jak i możliwych odwiedzających. Władca podziemi razem ze swoim prywatnym ochroniarzem szybko wrócili do Rezydencji. Ta się nie znajdowała daleko, to i nie zajęło im to zbyt długo. Pół-elf spojrzał na wampira, a następnie położył dłoń na jego ramieniu, aby ten zwrócił na niego uwagę. Widział, że ten jest nieco nieobecny i tym samym chciał się upewnić, że ten na niego zwraca uwagę.
- Idź do podziemi i sprawdź czy nasz gość jest grzeczny – powiedział do niego, chcąc udać się do wilkołaka. Nawet w tym stanie ufał Waltteriemu z kimś tak niebezpiecznym jak Amor. Chciał mieć pewność, że ten już nie ucieknie z ich celi.
- Nie, ja chcę... Ja chcę zobaczyć co z Canisem... – oznajmił, ledwie stojąc na nogach.
- A ja muszę się upewnić, czy nikomu nie zagraża – powiedział stanowczo Lielun.
- Ale ja muszę wiedzieć czy nic mu się nie stało – kontynuował z łzami w oczach.
- Z tego co przekazali mi strażnicy, nie miał żadnych ran i chodził o własnych siłach – wytłumaczył mu.
- To znaczy, że mogę go zobaczyć – ruszył w stronę schodów.
Lielun zmarszczył brwi i zacisnął lekko szczękę, gdy wampir jawnie go nie posłuchał. Nie był typem osoby, która karała nieposłuszeństwo, ale uznawał, że w niektórych sytuacjach wymaganie posłuszności było akceptowalne. Na przykład w tej chwili, gdy Waltteri zdawał się bardziej nieogarnięty niż zwykle. Zwykle Lielun uznawał jego delikatne zacofanie za urocze, ale w tej chwili było to irytujące i niebezpieczne. Nie mógł ani go zatrzymać siła, ani pozwolić mu pójść do wilkołaka.
- Jeżeli chcesz zdrowia Canisa, to udasz się do cel i wyciągniesz z Amora informacje dotyczące tego, ile działa jego specyfik. Bez zabijania więźnia – kontynuował stanowczym tonem, idąc z wampirem w stronę sypialni wilkołaka.
- Nie zrobisz nic Canisowi? – upewnił się przejęty.
- Nie, nie zrobię - uśmiechnął się łagodnie do wampira. - Jest on cennym pracownikiem, jak i przyjacielem.
- Zależy mi na nim – odparł po tym jak pokiwał parę razy głową.
- Mi również – odpowiedział pół-elf i pogłaskał starszego po głowie.
- Porozmawiam z amorem – mruknął, przybierając minę ukazującą złość.
- Tylko pamiętaj, aby zachować go przy życiu – poinformował go. Ich ”gość” był zbyt cenny, aby pozwolić mu umrzeć.
- Nawet jak już się dowiem wszystkiego? – zapytał niezadowolony.
- Tak. Nawet wtedy. Lecz gdy odkryję już wszystko co mnie interesuje i uznam, że bezpieczniejszym będzie go uśmiercić, obiecuję, że oddam go tobie.
Wampir uśmiechnął się, przytulił Lieluna, a następnie udał się w stronę cel. Władca mógł odetchnąć, nie musząc się już martwić o jego bezpieczeństwo. Wiedział, że pojmany Amor był bezpieczniejszy od rozochoconego wilkołaka. Wiedział również, że sam nie zamierzał ryzykować spotkania z takową istotą. Z tego powodu planował skorzystać z magii dla własnego bezpieczeństwa, upewnić się, że Canis na pewno nie jest ranny, a następnie zablokować jego drzwi i okna, by ten nie był w stanie się wydostać, ani nikt nie mógł wejść do jego sypialni.
Wilkołak nie reagował, więc Lielun uznał, że ten go nie słyszy przez szum wody. Zamierzał mu dać pół godziny, nim w razie czego zainterweniuje. Póki co stał przy jego drzwiach z niewidoczną barierą w ich framudze. Spokojnie wyczekiwał, aż Canis wyjdzie ze swojej łazienki. Nie tylko liczyło się jego bezpieczeństwo, ale również i prywatność strażnika.
- Co... co tu robisz? – zapytał, gdy już wyszedł z łazienki w samym ręczniku. Lielun spojrzał na niego stojąc opartym o ścianę przed drzwiami z ramionami skrzyżowanymi na piersi.
- Chciałem się upewnić, że jeden z moich ulubieńców na pewno przeżyje – odpowiedział.
- Tylko mnie podrapał, nic mi nie jest – przyznał i odszedł do szafy w poszukiwaniu ciuchów.
- Również i trafił cię strzałą – przypomniał sobie władca słowa jednego ze strażników.
- Nie, to było, cokolwiek to było, to na tym nożu – poprawił go.
- Pracownicy zatem mnie źle poinformowali. Przepraszam za tego rodzaj pytania, ale czy odczuwasz efekt afrodyzjaku bądź eliksiru miłości? – kontynuował niemalże przesłuchanie. Chciał się jak najszybciej dowiedzieć dokładnie jaki był stan wilkołaka, a następnie wrócić do Amora. Obawiał się również, że Waltteri już mógł być w trakcie pozbawiania przestępcy życia. Uwaga władcy powróciła na wilkołaka, gdy ten założył spodnie dresowe.
- Tak. Już nie tak bardzo, ale nadal – sięgnął po podkoszulek. - Myślę ze to był afrodyzjak. Sam. Skoro mogę nadal myśleć - wzruszył ramionami.
- Masz zatem wolne do wieczora. Nie zamierzam ryzykować, przez co wymagam abyś został w pokoju. Twoje posiłki zostaną przyniesione i przydzielę ci strażnika. Jakbyś coś potrzebował to starczy, że się do niego zwrócisz.
- Dziękuję – powiedział wilkołak, a elf wyczuł nutkę smutku w jego głosie.
- To ja dziękuję, za złapanie go – powiedział z delikatnym uśmiechem. – Przyślę ci Waltteriego. Martwił się o ciebie – poinformował go jeszcze i udał się do lochów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz