Waltteri pomógł ciału osunąć się na ziemię. Zrobił
to ostrożnie, by nie zrobić mu szczególnej krzywdy. Następnie, oparł go o
ścianę. Nawet nie zwrócił uwagi na jego kolor włosów czy na słowa tamtej
kobiety. Drżącymi rękami, wybrał numer Lieluna.
- Coś się stało? Czy macie go? - Zapytał
mężczyzna, po natychmiastowym odebraniu telefonu.
- M…mam…chyba… Jestem w górnym kręgu… i… mógłbyś
przyjść? Najlepiej ze strażą… uśpiłem go.
- Gdzie dokładniej? – Usłyszał głos w słuchawce,
lecz wydawał się mu odległy.
- Pierwszy apartamentowiec idąc główną drogą –
Mruknął nieco nieobecny.
Zakończyli rozmowę i wampir opuścił telefon,
siadając na ziemi, naprzeciwko nieprzytomnego mężczyzny. Władcy podziemi nie
zajęło długo, aby dotrzeć do wampira z parą strażników. Wymienił z nim kilka
słów, a towarzyszom kazał wziąć mężczyznę do pałacu na przesłuchania. Nawet nie
był świadom, że ten jest niewinny, ale nie zamierzał ryzykować. Wolał
przesłuchać niewinnego, niż pozwolić winnemu odejść i kontynuować to co zaczął.
Następnie zmartwiony o Canisa zapytał, gdzie znajduje się wilkołak. Odpowiedź
nie do końca mu się podobała. Z słów wampira wynikało, że Amor miał
współpracownika, który mógł aktualnie zagrażać jego pracownikowi.
W tym momencie pół-elf usłyszał swój telefon i po
sprawdzeniu ekranu szybko odkrył, że to połączenie od pracowników rezydencji.
Szybko zaakceptował rozmowę i po krótkiej rozmowie odkrył, że wilkołak jednak
nie jest zagrożony. Co więcej, Canisowi udało się złapać drugiego z możliwych
Amorów. Sytuacja jednak wymagała szybkiego powrotu Lieluna, ze względu na stan
Canisa. Dowiedział się, że ten zakazał towarzystwa kogokolwiek i podejrzewał,
że wie czemu tak się stało. Wilkołak musiał oberwać strzałą Amora, a to
stwarzało zagrożenie dla pracowników rezydencji jak i możliwych odwiedzających.
Władca podziemi razem ze swoim prywatnym ochroniarzem szybko wrócili do
Rezydencji. Ta się nie znajdowała daleko, to i nie zajęło im to zbyt długo.
Pół-elf spojrzał na wampira, a następnie położył dłoń na jego ramieniu, aby ten
zwrócił na niego uwagę. Widział, że ten jest nieco nieobecny i tym samym chciał
się upewnić, że ten na niego zwraca uwagę.
- Idź do podziemi i sprawdź czy nasz gość jest
grzeczny – powiedział do niego, chcąc udać się do wilkołaka. Nawet w tym stanie
ufał Waltteriemu z kimś tak niebezpiecznym jak Amor. Chciał mieć pewność, że
ten już nie ucieknie z ich celi.
- Nie, ja chcę... Ja chcę zobaczyć co z Canisem...
– oznajmił, ledwie stojąc na nogach.
- A ja muszę się upewnić, czy nikomu nie zagraża –
powiedział stanowczo Lielun.
- Ale ja muszę wiedzieć czy nic mu się nie stało –
kontynuował z łzami w oczach.
- Z tego co przekazali mi strażnicy, nie miał
żadnych ran i chodził o własnych siłach – wytłumaczył mu.
- To znaczy, że mogę go zobaczyć – ruszył w stronę
schodów.
Lielun zmarszczył brwi i zacisnął lekko szczękę,
gdy wampir jawnie go nie posłuchał. Nie był typem osoby, która karała
nieposłuszeństwo, ale uznawał, że w niektórych sytuacjach wymaganie posłuszności
było akceptowalne. Na przykład w tej chwili, gdy Waltteri zdawał się bardziej
nieogarnięty niż zwykle. Zwykle Lielun uznawał jego delikatne zacofanie za
urocze, ale w tej chwili było to irytujące i niebezpieczne. Nie mógł ani go
zatrzymać siła, ani pozwolić mu pójść do wilkołaka.
- Jeżeli chcesz zdrowia Canisa, to udasz się do
cel i wyciągniesz z Amora informacje dotyczące tego, ile działa jego specyfik.
Bez zabijania więźnia – kontynuował stanowczym tonem, idąc z wampirem w stronę
sypialni wilkołaka.
- Nie zrobisz nic Canisowi? – upewnił się
przejęty.
- Nie, nie zrobię - uśmiechnął się łagodnie do
wampira. - Jest on cennym pracownikiem, jak i przyjacielem.
- Zależy mi na nim – odparł po tym jak pokiwał
parę razy głową.
- Mi również – odpowiedział pół-elf i pogłaskał
starszego po głowie.
- Porozmawiam z amorem – mruknął, przybierając
minę ukazującą złość.
- Tylko pamiętaj, aby zachować go przy życiu –
poinformował go. Ich ”gość” był zbyt cenny, aby pozwolić mu umrzeć.
- Nawet jak już się dowiem wszystkiego? – zapytał niezadowolony.
- Tak. Nawet wtedy. Lecz gdy odkryję już wszystko
co mnie interesuje i uznam, że bezpieczniejszym będzie go uśmiercić, obiecuję,
że oddam go tobie.
Wampir uśmiechnął się, przytulił Lieluna, a
następnie udał się w stronę cel. Władca mógł odetchnąć, nie musząc się już
martwić o jego bezpieczeństwo. Wiedział, że pojmany Amor był bezpieczniejszy od
rozochoconego wilkołaka. Wiedział również, że sam nie zamierzał ryzykować
spotkania z takową istotą. Z tego powodu planował skorzystać z magii dla
własnego bezpieczeństwa, upewnić się, że Canis na pewno nie jest ranny, a
następnie zablokować jego drzwi i okna, by ten nie był w stanie się wydostać,
ani nikt nie mógł wejść do jego sypialni.
Wilkołak nie reagował, więc Lielun uznał, że ten
go nie słyszy przez szum wody. Zamierzał mu dać pół godziny, nim w razie czego
zainterweniuje. Póki co stał przy jego drzwiach z niewidoczną barierą w ich
framudze. Spokojnie wyczekiwał, aż Canis wyjdzie ze swojej łazienki. Nie tylko
liczyło się jego bezpieczeństwo, ale również i prywatność strażnika.
- Co... co tu
robisz? – zapytał, gdy już wyszedł z łazienki w samym ręczniku. Lielun
spojrzał na niego stojąc opartym o ścianę przed drzwiami z ramionami skrzyżowanymi
na piersi.
- Chciałem się upewnić, że jeden z moich
ulubieńców na pewno przeżyje – odpowiedział.
- Tylko mnie podrapał, nic mi nie jest – przyznał i
odszedł do szafy w poszukiwaniu ciuchów.
- Również i trafił cię strzałą –
przypomniał sobie władca słowa jednego ze strażników.
- Nie, to było, cokolwiek to było, to na tym nożu –
poprawił go.
- Pracownicy zatem mnie źle poinformowali.
Przepraszam za tego rodzaj pytania, ale czy odczuwasz efekt afrodyzjaku bądź
eliksiru miłości? – kontynuował niemalże przesłuchanie. Chciał się jak
najszybciej dowiedzieć dokładnie jaki był stan wilkołaka, a następnie wrócić do
Amora. Obawiał się również, że Waltteri już mógł być w trakcie pozbawiania przestępcy
życia. Uwaga władcy powróciła na wilkołaka, gdy ten założył spodnie dresowe.
- Tak. Już nie tak bardzo, ale nadal – sięgnął po
podkoszulek. - Myślę ze to był afrodyzjak. Sam. Skoro mogę nadal myśleć -
wzruszył ramionami.
- Masz zatem wolne do wieczora. Nie zamierzam
ryzykować, przez co wymagam abyś został w pokoju. Twoje posiłki zostaną
przyniesione i przydzielę ci strażnika. Jakbyś coś potrzebował to starczy, że
się do niego zwrócisz.
- Dziękuję – powiedział wilkołak, a elf wyczuł nutkę
smutku w jego głosie.
- To ja dziękuję, za złapanie go – powiedział z
delikatnym uśmiechem. – Przyślę ci Waltteriego. Martwił się o ciebie – poinformował
go jeszcze i udał się do lochów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz