Uciekłem, wszystko poszło tak, jak planowaliśmy. Teraz byłem względnie bezpieczny, przez tą drobną chwilę, nie musiałem się martwić, kiedy znowu spróbują mnie dopaść. Miałem szansę na lepsze życie. Wydawało się też, iż przynajmniej póki co będę miał dach nad głową. Będę bezpieczny. Tak długo na to czekałem, nie mogłem uwierzyć, że to się w końcu stało. Że naprawdę uciekłem, pozbyłem się przekleństwa dolnego kręgu. Chciałem płakać, jednocześnie się śmiejąc. Przetarłem twarzy, próbując uspokoić ekscytacje, której nie czułem przynajmniej kilka dobrych lat. Przypomniałem sobie, że Christopher pytał o moje umiejętności, a także, że musiałem mu już zwrócić resztę obiecanej kwoty.
Ukucnąłem więc, ściągając torbę z ramienia i w pierwszej kolejności, wyciągnąłem sakiewkę z monetami.
- Tu jest reszta… wracając jednak do pytania, głównie zajmuje się magią. Udało mi się zdobyć trochę więcej niż mówiłem… ale nie całą kwotę, więc wciąż ci zalegam -Wytłumaczyłem z prostotą, a ten w reakcji zabrał ode mnie pieniądze i ze skrupulatnością począł je liczyć przy stole, co doskonale słyszałem. Dźwięk w mych uszach odbijał się od ścian i wracając do mnie tworzył pozorny obraz apartamentu. Był duży, acz minimalistyczny. Dopiero teraz dokładnie się na nim skupiłem.
- hokus pokus... Że pokazowo czy... ?
-Nie, elfia magia –Mruknąłem, podnosząc się do pozycji stojącej, by następnie zapiąć torbę i zarzucić ją na ramię, ostrożnie począłem po tym chodzić po mieszkaniu, delikatnie oglądając wszystko palcami. Słuch umiał pokazać mi że istnieje przedmiot, lecz tylko dotyk umiał podać mi dokładną jego nazwę. W przypadku przedmiotów dużych, sam ich zarys wystarczył, bym był w stanie je rozpoznać. Krzesło czy stół, były można powiedzieć, wyraźne, lecz na przykład długopis był pustym kształtem.
- Czyli co? -Zapytał, wciąż nie pojmując, zdziwiony byłem, iż mieszkając w mieście stworzonym całkowicie przez magię i elfi kunszt, nie rozumie jej pojęcia.
Nie głowiąc się jednak nad odpowiednimy słowami, podszedłem do jednej z jego obumierających roślin. Fakt że je trzyma, zdziwił mnie, fakt że umierają, już nie.
-Na przykład coś takiego. Patrz – Wypowiadając te słowa, sprawiłem, iż roślina znów zaczęła zielenieć. Umiejętności w lecznictwie miałem co prawda nikłe i w ostateczności wychodziło mi głównie uleczenie siebie. Aczkolwiek, wystarczyło by naprawić prosty organizm roślinny.
- Jak ty to... - Brzdęk monet ucichł
-Odbudowałem ją, pobudzając jej funkcje życiowe -Wytłumaczyłem, z czułością głaszcząc liść, czułem wdzięczność bijącą w energii rośliny.
- Ona umierała? Czemu? - Zapytał, podchodząc powoli bliżej.
-Brak jej składników odżywczych, ziemia jest stara, a wody dostaje za dużo –Obróciłem głowę w jego stronę, oczy otworzyłem, taki odruch, gdy skierowany byłem w stronę kogoś, miałem od zawsze. Aczkwiek ze względu na przepaskę, nie był w stanie zobaczyć mojego martwego wzroku. Czułem się z tym trochę lepiej
- Skąd mam niby wiedzieć czy ma za dużo czy za mało? – Zapytał podirytowany
-Wszystko zależy od gatunku, przecież ci nie powie, warto się zainteresować czymć, co się hoduje. To żywa istota – Odparłem nieco zły na jego ignorancję
- Żywa istota? To tylko roślina, dekoracja jak inne meble -Rzucił, tonem, jakoby chciał mi powiedzieć, że oszalałem.
-Żyje, oddycha, odżywia się, rozmnaża się, komunikuje się z innymi przedstawicielami gatunku, może zachorować. – Wytłumaczyłem mu, po prostu najzwyczajniej w świecie wkurwiony jego zupełną niewiedzą
Ten zaśmiał się kpiąco w reakcji
- No to co ci mówi? Że jesteś kretynem?
-Nie jestem przedstawicielem jej gatunku, aczkolwiek wyczuwam stan roślin tutaj, wszystkie umierają. Kto wychodzi na kretyna?-Zapytałem prowokująco, wiedziałem, że zdążyło go to wkurwić, naprawdę komicznie łatwo było go urazić. Nie uderzył mnie jednak, zacisnął jedynie pięść i wrócił do liczenia monet, oznajmiając mi pokrótce, iż mam zająć się roślinami, jeżeli tak mi na nich zależy. Zależało, więc w ciszy począłem leczyć kolejne. Jedynym dźwiękiem między nami znów było echo monet.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz