Istoty nie chowały się w swych domach. Życie
ciągnęło się dalej. Nawet jeżeli ”Amor” był niewygodny dla wielu, nie powodował
on potrzeby zaszycia się w domu. Jakoś trzeba było zarabiać, coś trzeba było
jeść. Wszyscy mieli nadzieję, że to szybko minie. Choć byli też tacy, którzy
sami chcieli się zając irytującą istotą. Takimi osobami był Canis z Waltterim,
choć oni nie byli skuszeni nagrodą pieniężną. A przynajmniej nie był to ich
główny powód. Na placu zaś znajdowali się ci, którzy nie chcieli mieć z tym nic
wspólnego. Mieli tylko nadzieję, że to wszystko szybko minie. Wybór zatem był
spory. Najbliżej dwójki śmiałków stał młody elf, który aktualnie zajęty był składaniem
swojego pistoletu. Części leżały przed nim na stole, a on zdawał się być
niezwykle pochłonięty tą czynnością. Kawałek dalej stało dwóch mężczyzn
(demonów) i żartowali o czym, śmiejąc się okazjonalnie. Lepszy słuch wampira
czy wilka mógł wyłapać „wielki męski mężczyzna”, „no i oddał się jak pierwsza
rasowa dziwka”, „może to przez Amora?”. Znów kawałek dalej pojawiła się znajoma
twarz. Canis mógł rozpoznać w nim swojego dawnego przeciwnika – siwego wilkołaka.
Mężczyzna zdawał się być niezwykle zdesperowany, bowiem dobre czasy pełne
wigoru i siły już przemijały. Znajdowała się tu również młoda panienka, która
odstawała od reszty niczym owłosiony palec wśród gołej reszty. Mimo zimy i śniegu, miała na sobie
różową sukienkę sięgającą zaledwie ud oraz głęboki dekolt. Prawdopodobnie była
panienką do towarzystwa bądź może posiadała tylko taki styl. Reszta osób
przemieszczała się, przechodziła przez plac lub generalnie wyglądała na
zajętych, choć nie oznaczało to, że dzielna parka nie mogła spróbować do kogoś
zagadać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz