21 lutego 2018

"Amor": Canis



Leżałem przy tronie władcy, na miękkim dywanie i starałem się odespać nocną zmianę. Nie dane  mi to było, gdy tylko do sali wpadł mężczyzna.  Jego naglący, nerwowy ton od razu mnie obudził. Dzień świętego Walentego? Nigdy nie obchodziłem  szczególnie świąt. Głównie dlatego, że matka nie miała na nie czasu. Jednak, nie to było istotą informacji. Seria gwałtów, prychnąłem, już rozdrażniony. Jakiś imbecyl stwierdził, że to świetna zabawa. No oczywiście, jakby tylko tego brakowało w Dolnym Kręgu. Bieda i ciągłe mordy to za mało. Dodajmy jeszcze trochę gwałtu. Wstałem i wolno okrążyłem tron, wiedząc, że Władca Dolnego Kręgu zwróci na to uwagę. Teraz jednak bardziej zajęty był, co z tą sytuacją zrobić. Towarzyszyłem władcy, gdy ten udał się do bocznej sali,  dyktować  ogłoszenia,  które następnie szybko zostaną rozwieszone po całym mieście. Uważnie słuchałem, by jak najwięcej zapamiętać. Dobrze, przynajmniej nie będę musiał męczyć się ze żmudnym dukaniem - to jest,  czytaniem całego ogłoszenia.
Gdy tylko skończyli dyktować, do władcy podziemi przyszła nagła wiadomość. Miał, w celach bezpieczeństwa udać się do Górnego Kręgu. Zmarszczyłem  nos, niezadowolony. Tam będę zbędny. A i tak prawdopodobnie nie przepuszczą mnie, do tej, jakże idealnej dzielnicy hipokrytów, snobów i bogaczy. Przemieniłem się w człowieka. Władca i tak nie dbał, czy mam coś na sobie, czy nie, więc nie spieszyłem się, by znaleźć sobie okrycie. Wolałem najpierw dowiedzieć się, czy mam zostać w rezydencji i pilnować i strażników, i służby, czy mogę udać się na miasto, by wytropić sukinsyna. W końcu kto wie, na co ten jeszcze wpadnie.
Uśmiechnąłem się kącikiem ust, przypominając sobie, jak usłyszałem odpowiedź, jakiej oczekiwałem. Bardziej pożyteczny, według władcy, będę pomagając ująć złoczyńcę, niż pilnując i tak dobrze strzeżonej rezydencji.  Potem szybko chwyciłem ubrania, lepsze do tego, by szlajać się po Dolnym Kręgu, niż luźny T-Shirt.  Już w spodniach, z odpowiednią ilością kieszeni, w pośpiechu wciągałem na siebie koszulę, gdy zobaczyłem wampira, prywatnego ochroniarza Lieluna, wchodzącego do sali. Nienawidzę koszul. Właśnie jakimś cudem zdołałem zaplątać się w rękaw. I chyba nawet  jest tyłem do przodu. Wzdycham ciężko.
Starałem się wyplatać i wyszło  jeszcze gorzej, koszula zasłoniła mi widok, a ja pochyliłem się, by ją z siebie zrzucić. Przydzwoniłbym głową w szafkę, gdyby nie została przesunięta. Zdziwiony spoglądam na wampira, który pomaga  mi zachować równowagę. Mrużę oczy, trochę odruchowo marszcząc nos. No tak, wampir pierwotny. One mają zdolności. Nie powinienem o tym zapominać.
- Dziękuję. -Mamroczę, poprawiając koszulę. Jest chyba za duża. To raczej przez to zdołałem się tak tragicznie zaplątać. Stoimy w sali, prowadzącej na schody na górne piętro i do sali tronowej.
- Nie ma za co! Caaaaniś, a słyszałeś o aamoorkuuu? - Odpowiada wesoło Waltteri, zaplatając ręce na plecach.  Wzdycham, schylając się, by zawiązać buty.
- Tak. I nawet mam już zgodę, by  go wytropić. - Odpowiadam, mocując się ze sznurówkami ciężkich, ale wygodnych butów.  -  Drażni mnie. - Dodaję, prychając.
- Mogę iść z tobą? Proszeeee - Waltteri uśmiecha się.
- Jak masz ochotę... - Mówię ostrożnie, patrząc na niego, wiążąc drugiego buta.- Tylko ostrzegam, będę szukać w najgorszych miejscach Dolnego Kręgu. - Uśmiecham się pod nosem  do wspomnienia. Miejsca, które przyjemność mam już znać. Ciekawe, jak bardzo starzy znajomi stracili szacunek.
- To fajnie! - Słyszę w odpowiedzi. Zdziwiony unioszę brwi, ale uśmiecham się szybko kącikiem ust.
- Jesteś gotowy, czy masz coś zabrać? - Pytam, wstając i przeciągając się. Ignoruję niepokojący dźwięk strzelających stawów. Ze zirytowaniem przypominam sobie, że nie wziąłem broni z pokoju. Jakiś nóż też by się przydał. I trochę z ukrytych pieniędzy, by przekupić tych, których nie będzie dało się zastraszyć.
- Gotowy - odpowiedział od razu, tupiąc nogą. Nadal nie przestaje mnie zadziwiać, jak radosny jest. Że jeszcze ma na to siłę.
- To daj mi chwilę - Ruszam w kierunku schodów na górne piętro. - Muszę skoczyć po broń - Tłumaczę, wchodząc szybko po schodach. Pokoju nie zamykam, więc wpadam do niego szybko, wygrzebuję co mi jest potrzebne i wracam na dół. Schodząc po schodach zapinam pas na  pistolet -coś typu Springfielda. Wiem, że to stary typ, antyczny wręcz - ale strzela. Jest wygodny i tani. Tyle mi do szczęścia potrzeba.  Nie, żebym planował go bardzo używać. Zwyczajnie, jak wchodzisz do niektórych miejsc, to nie bez broni.  Widząc smutną minę wampira, unoszę brew ku górze.
- Co jest? - Pytam szybko, poprawiając pas i chowając broń pod luźną koszulą.
- Przez tego głupiego Amora nie ma Lilka - Skarży się wyraźnie niezadowolony.
- Tym lepiej będzie, jak szybko  sukinsyna ktoś wytropi i złapie -  Odpowiadam, kierując się ku drzwiom wyjściowym.  Zanim wariat pogorszy już i tak ciężkie życie istot Dolnego Kręgu. Przecież nieszczęście nigdy nie dotyka tych dobrze ustawionych.
- Zabijemy go? - Wesoło pyta Waltteri, idąc tuż obok mnie. Marszczę nos w niezadowoleniu.
- Władca Dolnego Kręgu chyba chciał go żywego - odpowiadam, otwierając ciężkie drzwi i przytrzymując je chwilę dla wampira.
Idziemy w ciszy, dopiero po chwili zauważam, że nie jestem w stanie wyczuć charakterystycznego zapachu Waltteriego. Za mało kontaktu miałem z wampirami, by się przyzwyczaić i do ich zdolności, i do zwyczajów.  Jak najszybciej skręcam z ulicy prowadzącej do rezydencji. Bycie na widoku, gdy gdzieś biega jakiś wariat z łukiem i strzałami nasączonymi narkotykami, to głupi plan.
Boczne uliczki, nie można ukryć, są brudne. I śmierdzą. I są ciasne, i ciemne.  Sama przyjemność, by się nimi przemieszczać. Waltteri, ku mojemu zdziwieniu nie komentuje tego w żaden sposób, jedynie za mną podążając. W sumie, nie wytłumaczyłem mu nawet, gdzie idziemy.
- Zaraz będziemy na placu, gdzie toczą się nielegalne walki - mówię cicho, nadal idąc równym, marszowym krokiem. - Jak nam się poszczęści, może wypatrzę kogoś ze starych znajomych - mówię z przekąsem, wychodząc na plac targu. Strzelam cicho kośćmi dłoni, rozglądając się spokojnie. Plac nie jest tak pusty, jak oczekiwałem, ale czego się dziwić. Wizja gwałtu nie jest niczym niespotykanym w Dolnym Kręgu. Tak więc, ryzyko postrzelenia przez Amora nie jest aż tak przerażające, by wszystko porzucić.
- Poznam kogoś nowego - Wampir zauważa wesoło. Patrzę na niego, nadal nie wierząc, czy naprawdę jest tak radosny czy tylko tak dobrze udaje.  Odwracam wzrok, by jeszcze raz przejrzeć istoty kręcące się po placu. Powinien w okolicy być ktoś mi znajomy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz