Leżałem przy tronie władcy, na miękkim dywanie i
starałem się odespać nocną zmianę. Nie dane
mi to było, gdy tylko do sali wpadł mężczyzna. Jego naglący, nerwowy ton od razu mnie
obudził. Dzień świętego Walentego? Nigdy nie obchodziłem szczególnie świąt. Głównie dlatego, że matka
nie miała na nie czasu. Jednak, nie to było istotą informacji. Seria gwałtów,
prychnąłem, już rozdrażniony. Jakiś imbecyl stwierdził, że to świetna zabawa.
No oczywiście, jakby tylko tego brakowało w Dolnym Kręgu. Bieda i ciągłe mordy
to za mało. Dodajmy jeszcze trochę gwałtu. Wstałem i wolno okrążyłem tron,
wiedząc, że Władca Dolnego Kręgu zwróci na to uwagę. Teraz jednak bardziej
zajęty był, co z tą sytuacją zrobić. Towarzyszyłem władcy, gdy ten udał się do
bocznej sali, dyktować ogłoszenia,
które następnie szybko zostaną rozwieszone po całym mieście. Uważnie
słuchałem, by jak najwięcej zapamiętać. Dobrze, przynajmniej nie będę musiał
męczyć się ze żmudnym dukaniem - to jest, czytaniem całego ogłoszenia.
Gdy tylko skończyli dyktować, do władcy podziemi
przyszła nagła wiadomość. Miał, w celach bezpieczeństwa udać się do Górnego
Kręgu. Zmarszczyłem nos, niezadowolony.
Tam będę zbędny. A i tak prawdopodobnie nie przepuszczą mnie, do tej, jakże
idealnej dzielnicy hipokrytów, snobów i bogaczy. Przemieniłem się w człowieka.
Władca i tak nie dbał, czy mam coś na sobie, czy nie, więc nie spieszyłem się,
by znaleźć sobie okrycie. Wolałem najpierw dowiedzieć się, czy mam zostać w
rezydencji i pilnować i strażników, i służby, czy mogę udać się na miasto, by
wytropić sukinsyna. W końcu kto wie, na co ten jeszcze wpadnie.
Uśmiechnąłem się kącikiem ust, przypominając sobie,
jak usłyszałem odpowiedź, jakiej oczekiwałem. Bardziej pożyteczny, według
władcy, będę pomagając ująć złoczyńcę, niż pilnując i tak dobrze strzeżonej
rezydencji. Potem szybko chwyciłem
ubrania, lepsze do tego, by szlajać się po Dolnym Kręgu, niż luźny T-Shirt. Już w spodniach, z odpowiednią ilością
kieszeni, w pośpiechu wciągałem na siebie koszulę, gdy zobaczyłem wampira,
prywatnego ochroniarza Lieluna, wchodzącego do sali. Nienawidzę koszul. Właśnie
jakimś cudem zdołałem zaplątać się w rękaw. I chyba nawet jest tyłem do przodu. Wzdycham ciężko.
Starałem się wyplatać i wyszło jeszcze gorzej, koszula zasłoniła mi widok, a
ja pochyliłem się, by ją z siebie zrzucić. Przydzwoniłbym głową w szafkę, gdyby
nie została przesunięta. Zdziwiony spoglądam na wampira, który pomaga mi zachować równowagę. Mrużę oczy, trochę
odruchowo marszcząc nos. No tak, wampir pierwotny. One mają zdolności. Nie powinienem o tym
zapominać.
- Dziękuję. -Mamroczę, poprawiając koszulę. Jest
chyba za duża. To raczej przez to zdołałem się tak tragicznie zaplątać. Stoimy
w sali, prowadzącej na schody na górne piętro i do sali tronowej.
- Nie ma za co! Caaaaniś, a słyszałeś o aamoorkuuu?
- Odpowiada wesoło Waltteri, zaplatając ręce na plecach. Wzdycham, schylając się, by zawiązać buty.
- Tak. I nawet mam już zgodę, by go wytropić. - Odpowiadam, mocując się ze
sznurówkami ciężkich, ale wygodnych butów.
- Drażni mnie. - Dodaję,
prychając.
- Mogę iść z tobą? Proszeeee - Waltteri uśmiecha
się.
- Jak masz ochotę... - Mówię ostrożnie, patrząc na
niego, wiążąc drugiego buta.- Tylko ostrzegam, będę szukać w najgorszych miejscach
Dolnego Kręgu. - Uśmiecham się pod nosem do wspomnienia. Miejsca, które przyjemność mam
już znać. Ciekawe, jak bardzo starzy znajomi stracili szacunek.
- To fajnie! - Słyszę w odpowiedzi. Zdziwiony
unioszę brwi, ale uśmiecham się szybko kącikiem ust.
- Jesteś gotowy, czy masz coś zabrać? - Pytam,
wstając i przeciągając się. Ignoruję niepokojący dźwięk strzelających stawów. Ze
zirytowaniem przypominam sobie, że nie wziąłem broni z pokoju. Jakiś nóż też by
się przydał. I trochę z ukrytych pieniędzy, by przekupić tych, których nie
będzie dało się zastraszyć.
- Gotowy - odpowiedział od razu, tupiąc nogą. Nadal
nie przestaje mnie zadziwiać, jak radosny jest. Że jeszcze ma na to siłę.
- To daj mi chwilę - Ruszam w kierunku schodów na
górne piętro. - Muszę skoczyć po broń - Tłumaczę, wchodząc szybko po schodach.
Pokoju nie zamykam, więc wpadam do niego szybko, wygrzebuję co mi jest
potrzebne i wracam na dół. Schodząc po schodach zapinam pas na pistolet -coś typu Springfielda. Wiem, że to
stary typ, antyczny wręcz - ale strzela. Jest wygodny i tani. Tyle mi do
szczęścia potrzeba. Nie, żebym planował
go bardzo używać. Zwyczajnie, jak wchodzisz do niektórych miejsc, to nie bez
broni. Widząc smutną minę wampira,
unoszę brew ku górze.
- Co jest? - Pytam szybko, poprawiając pas i
chowając broń pod luźną koszulą.
- Przez tego głupiego Amora nie ma Lilka - Skarży
się wyraźnie niezadowolony.
- Tym lepiej będzie, jak szybko sukinsyna ktoś wytropi i złapie - Odpowiadam, kierując się ku drzwiom
wyjściowym. Zanim wariat pogorszy już i
tak ciężkie życie istot Dolnego Kręgu. Przecież nieszczęście nigdy nie dotyka
tych dobrze ustawionych.
- Zabijemy go? - Wesoło pyta Waltteri, idąc tuż
obok mnie. Marszczę nos w niezadowoleniu.
- Władca Dolnego Kręgu chyba chciał go żywego -
odpowiadam, otwierając ciężkie drzwi i przytrzymując je chwilę dla wampira.
Idziemy w ciszy, dopiero po chwili zauważam, że nie
jestem w stanie wyczuć charakterystycznego zapachu Waltteriego. Za mało
kontaktu miałem z wampirami, by się przyzwyczaić i do ich zdolności, i do
zwyczajów. Jak najszybciej skręcam z
ulicy prowadzącej do rezydencji. Bycie na widoku, gdy gdzieś biega jakiś wariat
z łukiem i strzałami nasączonymi narkotykami, to głupi plan.
Boczne uliczki, nie można ukryć, są brudne. I
śmierdzą. I są ciasne, i ciemne. Sama
przyjemność, by się nimi przemieszczać. Waltteri, ku mojemu zdziwieniu nie
komentuje tego w żaden sposób, jedynie za mną podążając. W sumie, nie
wytłumaczyłem mu nawet, gdzie idziemy.
- Zaraz będziemy na placu, gdzie toczą się
nielegalne walki - mówię cicho, nadal idąc równym, marszowym krokiem. - Jak nam
się poszczęści, może wypatrzę kogoś ze starych znajomych - mówię z przekąsem,
wychodząc na plac targu. Strzelam cicho kośćmi dłoni, rozglądając się
spokojnie. Plac nie jest tak pusty, jak oczekiwałem, ale czego się dziwić.
Wizja gwałtu nie jest niczym niespotykanym w Dolnym Kręgu. Tak więc, ryzyko
postrzelenia przez Amora nie jest aż tak przerażające, by wszystko porzucić.
- Poznam kogoś nowego - Wampir zauważa wesoło.
Patrzę na niego, nadal nie wierząc, czy naprawdę jest tak radosny czy tylko tak
dobrze udaje. Odwracam wzrok, by jeszcze
raz przejrzeć istoty kręcące się po placu. Powinien w okolicy być ktoś mi
znajomy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz