27 lutego 2018

Od Tetris C.D: Solveigh

Po uzgodnieniu warunków nowej pracy, Tetris powróciła myślami do wydarzeń ubiegłego dnia. Sprawdziła godzinę, coraz bardziej się niecierpliwiąc. Uznała, że dała przyjacielowi wystarczająco dużo czasu na wyspanie się i postanowiła go odwiedzić. Chociaż nie wydawał się zbyt szczęśliwy z powodu pobudki, androidka wiedziała, że wieści, które mu przynosi, natychmiast go ożywią. Ona sama czuła się podekscytowana faktem poznania księcia Enthelionu. Nie wiedziała jednak, jakie uczucia konkretnie powinny jej towarzyszyć. Radość? Tak, cieszyła się, widząc młodego elfa doceniającego jej muzykę, a co więcej, dogadującego się na swój sposób z Kelezarrem, któremu - jej zdaniem - brakowało znajomych. Szacunek? Oczywiście, odczuwała ogromny respekt wobec rodziny królewskiej, ale czy okazywanie go w przypadku, gdy książę ukrywał tożsamość, było stosowne? A może strach? Bo kto wie, co mogłoby się wydarzyć w obliczu niefortunnego obrotu spraw w klubie...?
Shishuo rzadko rozmawiała z kimś o swoich zmartwieniach. Od dawna, to znaczy, od momentu kreacji, prześladowała ją paniczna obawa przed zwierzaniem się z problemów. Nie rozumiała tej fobii. Podobnie jak nie pojmowała wielu własnych odruchów, co przysporzyło jej licznych szyderców w Observerze. Jasne, występowała w największych lokalach jako gwiazda, ale z każdym kolejnym zwarciem stawała się coraz mniej DJką, a bardziej sensacją publiczną.
Po kilku drastycznych napadach, w których prześladowcy rozkręcali ją na części i wyrzucali fragmenty ciała do losowych zsypów, uciekła z serca technologii. Chciała dowiedzieć się prawdy o uszkodzeniu głównego czipa - zwłaszcza po codziennym odbieraniu wiadomości z powtarzającymi się nietolerancyjnymi hasłami: "Nie produkuje się wadliwych androidów". "Upośledzenie jest ludzkie. Człowieczeństwo trzeba zniszczyć". "Istniejesz przez nasze skrypty litości". Pytała programistów o przyczyny. I za każdym razem zbywali ją oklepanym tłumaczeniem o nieprzewidzianym, zupełnie zagadkowym zwarciu podczas procesu kreacji, jakie zablokowało dostęp do sporej części czipa. Przy czym każda próba odczytania sekwencji zapisu danych w uszkodzonym segmencie czipa miała skutkować błędem całego oprogramowania. Shu prędko przekonała się o minusach takiego życia.
Tak więc jednym z "niewiadomych skryptów", niewystępującym w prawidłowo działającej części oprogramowania, ale uciążliwie wpływającym na reakcje Tetris, był zapis o blokadzie udostępniania negatywnych myśli. Nie było to na dłuższą metę aż takie złe - zawdzięczała temu skryptowi cały swój optymizm i charyzmę, z jakich ją znano. Ponadto, nie zaliczała się do istot narzekających, użalających się, czy przewidujących czarne scenariusze. Większość uznawała androidkę za zbyt głupią na takie przemyślenia. Nie wiedzieli, co tak naprawdę nią powoduje.
Od chwili owej tajemniczej, nieudanej kreacji, wybrane czynności dążyły do aktywacji martwej części mózgu Shishuo. Nikt nie mógł przewidzieć tych czynności ani też nikt nie potrafił (a raczej, czego androidka nie była świadoma - nie chciał) wyjawić, z czym związane są ów odczyty. Uczyła się na własnych błędach. Ku jej zmartwieniu, początki zwarć bywały kolokwialne. Niektóre wynikały ze zwierzania się z poczucia samotności, a inne ze spojrzenia w lustro czy usłyszenia swojego prawdziwego imienia. Nauczyła się reagować na otoczenie skryptami, bo każde spontaniczne przemyślenie mogło wywołać katastrofę. Owszem, katastrofa to za duże słowo, bo Tetris z reguły nie zachowywała się agresywnie podczas zwarcia, co nie zmienia faktu, że dla niej takie zajścia stanowiły prywatną tragedię.

Rozważanie przyczyn takiego funkcjonowania systemu bynajmniej nie pomagało, a wręcz przeciwnie. Stąd Tetris wiedziała, że nie może wracać do problemu myślami, a przynajmniej nie przy innych. Pozwalała sobie na chwile zapomnienia jedynie w samotności. A jednym z tych nielicznych momentów okazał się spacer po zimowym parku. Koniec końców, maszyna lepiej znosi zimno, skutecznie zatrzymujące mieszkańców Enthelionu w ciepłych domach. Shishuo chadzała tam, gdzie brukowane ozdobną kostką drogi były odśnieżane, ale nogi niosły ją gdzie indziej. Stawiając zawsze bose stopy już w śniegu, opadała łagodnie w zaspach, podobnie do gęstego puchu zsypującego się z gałęzi zmrożonych drzew przy kłujących powiewach wiatru. Eteryczne włosy, zgodnie z jej wolą, szarpał ten nieszkodliwy dla niej wicher. Przed nią znajdowało się zamarznięte jezioro, a tafla lodu, choć może niestabilna i pokryta śniegiem, wyglądała zachęcająco. Bez wiedzy, że stoi już na jej środku, ze zgiętym bezwiednie lewym kolanem, prawą stopą odsłaniała szklistą powierzchnię lodu. Zerkając na wirującą wokół śnieżycę z wygasającym wyświetlaczem, coraz bardziej odsłaniającym jej dziewczęce, technologiczne oblicze, chociaż neony zdawały się błyszczeć, jakby miały za parę sekund się wypalić. I już bez uśmiechu, przyjmując barwy białe jak jej uczucia, pochłaniana była przez dudniącą w głowie czerń widoczną pod taflą, głębią ciemności kontrastującej ze światłem, a przecież trudno było doświadczyć w Observerze mroczniejszego aktu architektury nad nocne, deszczowe ulice. Wirowała więc w miejscu, zachwycona pędem piruetów, doświadczając rzadkiego dla androidów efektu rozmycia obrazu. Cóż bardziej ekscytowało od migających neonów, zapadających się w czerni, zatracanych w szybkości? I jeden, i drugi, i trzeci, obracała się, aż oszołomiony setkami błysków program zastukał niecierpliwie, a wówczas martwa część czipa zapragnęła ponownie zostać zasilona.
Dotarł do niej czyjś gwizd. Zatrzymała się, odkładając na lód nogę, której używała do utrzymania ciała w ruchu. Z opóźnieniem docierały do niej rzeczywiste bodźce, a system ponownie ładował skrypty. Jeszcze przez kilka sekund miała wrażenie potężnego motocykla, na którym miałaby jechać z zawrotną prędkością, ułożona niemal w pozycji leżącej. Przyciągnięcie jej uwagi przez Kelezarra zdawało się ostatecznym ratunkiem, wyciągającym ją z objęć nieświadomości i nieuchronnego zwarcia. Z wczytaną radością przystała na propozycję zakupów, które zresztą w sporej części pokryła z własnej kieszeni.

Pojedyncze przypadki nie należały do wyjątków. Każda minuta samokontroli kosztowała Tetris sporo energii. Wydawałoby się, że android nie powinien mieć problemów ze skupieniem na niewłaściwych myślach. Jednakże, od wielu lat programowani nieschematycznie, z bazami danych umożliwiającymi procesy błyskawicznego, kreatywnego myślenia, tracili już naturalną dla robotów zdolność zawieszenia strumienia świadomości w martwym punkcie. Nie, żeby nie potrafili tego dokonać. Wymagało to po prostu osobnych skryptów. Właśnie dlatego Tetris bardzo ograniczała swoje zachowanie, zaś motywem zapobiegawczym, zastępującym konieczność usypiania systemu w stanie bezczynności, była muzyka. Skutecznie koncentrowała świadomość na miksowaniu dźwięków, zawalając podręczną pamięć dziesiątkami utworów, ale wciąż nie oznaczało to usunięcia syndromów niestabilności. Wadliwy robocik zazwyczaj poszukiwał zbawczego towarzystwa. Często kończyło się na siedzeniu wciśniętą między donicę a kanapę, przyglądającą się odłamkom lustra i rozpaczliwie poszukującą jakiegoś tematu.
Kuchnia. Można by kupić owoców, ale już są. A może by coś ugotować? Ale piec chyba nie działa. Kupienie urządzeń kuchennych to dobry pomysł.
Okno, widok z najwyższych pięter jest wspaniały. Znowu pada śnieg, jest całkiem ładny. Może jakiś anioł pofrunie gdzieś nieopodal? Anioły to takie cudowne stworzenia, to znaczy, mają skrzydła. Gdybym była aniołem, tańczyłabym w powietrzu, we śniegu.
Kupiłabym i nauczyłabym się gotować. Można dużo gotować. I wszyscy jedzą. A może by zostać kucharką? Ale nie z sejfu pieniądze. Muszę sprawdzić konto. Ciekawe, czy Solveigh przelała pieniądze. Pewnie tak. Zawsze przelewa.
Tetris odruchowo załadowała informacje o koncie, wykorzystując wszechstronność headsetu. Ze zdumieniem odkryła, że zapłata owszem jest, ale o tysiąc plantae większa niż zazwyczaj. Popatrzyła przez kilkanaście sekund na cyferki, a jej mina wyrażała skomplikowane procesy myślowe, których dokonywała, by przypomnieć sobie raz jeszcze warunki umowy z menedżerką klubu i upewnić się, czy prawidłowo rozpoznaje cyferki. Nie chciało być inaczej - na konto za ubiegły miesiąc wpłynęło 3500 zamiast 2500. Tetris już miała wygenerować wiadomość do upadłej, ale, zawiesiwszy się na emotce po standardowej formułce wstępnej "Szanowna Pani ^.^...", obrzuciła wzrokiem mieszkanie i zdecydowała, iż chce z niego wyjść. Zbiegła po schodach i wolnym krokiem ruszyła w stronę klubu, bez zbytniej nadziei na zastanie w nim Solveigh, ale za to z poczuciem konieczności porozmawiania z kimkolwiek. Uwielbiała spędzać czas z Kelezarrem, ale pamiętała, że jej ukochany dzieciak miał odwiedzić zamek i, zgodnie z jego prośbą, cierpliwie czekała we własnych rejonach na powrót Kelsia z nowinkami dworskimi. W międzyczasie, klub wydawał się być świetną alternatywą.
Chociaż zmrok jeszcze nie zapadł, a w klubie przesiadywało mniej istot niż w weekendowe noce, od wejścia uderzyła ją znajoma, przyjemna atmosfera, a na pewno taka, w której nikogo nie dziwiło bujanie się Tetris w rytm muzyki. W ogóle, mało kogo dziwiła jej postać w tym imprezowym miejscu - bywalcy klubu albo nie zwracali na nią uwagi, pochyleni nad drinkiem, grą lub dekoltem kobiety siedzącej im na kolanach albo doskonale ją pamiętali z piątkowych występów. Androidka uśmiechnęła się, a jej wyświetlacz przełączył się na wizualizację fal dźwiękowych. Podeszła do baru, witając się z barmanem i pomniejszym zarządcą lokalu.
- No witaj, Tetris! A gdzie zgubiłaś młodego?
- A już myślałam, że macie tu jakąś sprawę do mnie - odpowiedziała z przekąsem. - Czyżby pojawiła się jakaś ciekawa możliwość pracy dla nieletniego?
- Dla każdego zainteresowanego - mruknął barman, przecierając szklanki. - Znowu przyjechał towar z Observera, połowa niezarejestrowana, bo niedopuszczona jako towary dla mieszkańców.
- Więc jak to przewieźli? - zdziwiła się androidka, przerzucając jednocześnie w systemie produkty z rodzinnego miasta i próbując odgadnąć, co takiego mogli sprowadzać do Enthelionu.
- A jak ty przewiozłaś motocykl z parteru? - zaśmiał się. - Wystarczy dobry polew wody.
- Ale ja nie używam motocykla... - spochmurniała nieco, z trudem analizując znaczenie sytuacyjne leksemu "polew".
- Jasne, oni też oznaczają swój towar jako nie do użytku. Teoretycznie mają czyste ręce, jeśli kogoś złapią. Ale w praktyce... - Nachylił się nieco do Tetris. - Potrzebują kogoś zaufanego w kwestii zmagazynowania transportu. Wiesz, rozumiesz, nie chcą, żeby jakiś zwolennik elfów doniósł zawczasu do urzędu.
- Huh? Znowu? - zdziwiła się ze zrezygnowaniem, przypominając sobie arlifa, nieużywającego konta w banku. - Ech, ojej... To brzmi nielegalnie - zasugerowała nieśmiało, troszcząc się, by Kelezarr nie miał problemów z prawem.
- Gdzie tam nielegalnie. Każdy kij ma dwa końce. Kompania zrzuca na klientów winę za nieprawidłowe używanie towaru, a osoby pracujące dla nich zarzekają się, że nie miały pojęcia o nielegalnym procederze. Bo trudno kogoś jednoznacznie obwinić, jeśli już coś zostało przepuszczone na granicy. Wpuściliście towar do miasta, wasz problem. Młodemu nic nie będzie.
Tetris westchnęła, nieprzekonana tym tłumaczeniem. Obiecała przekazać propozycję przyjacielowi, po czym zapytała o panią Solveigh Exilium. Rozmówca zastanawiał się przez chwilę, aż w końcu wskazał palcem przestrzeń gdzieś za robotem.
- Tam ją masz.
Tetris obróciła głowę, zrazu zauważając menedżerkę. Ta właśnie weszła, otrzepując swoje wzmocnione cudami technologii skrzydła i przygotowując je do złożenia. Androidka nigdy nie umiała ukryć ekscytacji na ich widok. Podziwiała wszystkie anioły za ich skrzydła, a te były dodatkowo cybernetyczne! Jako obywatelka Observera, nie mogła patrzeć na nie z obojętnością.
Gdy już obiekt jej zainteresowania przestał przesłaniać cel odwiedzin placówki, Shishuo podeszła do kobiety, z niepewnością zatrzymując się dwa metry od niej. Schowała rączki za plecami jak mała dziewczynka, uśmiechnęła się i zwróciła na siebie uwagę:
- Dzień dobry ^.^ Nie chciałabym zajmować pani czasu, ale przychodzę, by zgłosić błąd w przelewie...
Kobieta zatrzymała się, przykładając dłonie do skroni. Androidka zarejestrowała, że anielica wygląda na wykończoną, a zgłoszenie usterki zdawało się dopełniać cały ten ból wymalowany na jej twarzy.
- Błąd? - zapytała lekko nieprzytomnie, jakby nie rozumiejąc, czego ów błąd mógłby dotyczyć i dlaczego ta błyszcząca, neonowa osoba właśnie razi ją w nieco opuchnięte oczy.
- To znaczy... - zawahała się Tetris, żałując, że przyszła akurat dzisiaj. - Myślę, że nie jest to szczególny błąd. Zauważyłam, że na moje konto wpłynęło tysiąc plantae więcej, niż powinno. Więc... może po prostu zwrócę nadmiar kwoty i będzie po problemie? - zasugerowała nieśmiało, odruchowo przyjmując łagodną, lawendową barwę interaktywnych części ubioru, z wyświetlaczem przywodzącym na myśl lampę magmową.
- A, ten błąd skarbie - zaśmiała się lekko i dźwięcznie, a jej twarz przybrała ciut łagodniejszy wyraz. - Przejdźmy do mojego biura, musimy porozmawiać.
- :o ...Dobrze? - przystała, nie nadążając z generowaniem odpowiednich reakcji przy nagłym zmianie tonu rozmówcy.
Idąc za Solveigh, zastanawiała się, czy wszyscy pracodawcy żyją w jakiejś zgodzie o zaskakiwaniu swoich pracowników. No dobrze, bardziej zaprzątało jej głowę, czy zobaczy jeszcze kiedyś te piękne skrzydła, bo nie miała ku temu wielu okazji. Zaś w samym biurze menedżerki była tylko raz - przy podpisywaniu umowy. Tetris pomyślała, że lata mijają zdecydowanie za szybko.
Już w odpowiednim pokoju, Shishuo ostrożnie domknęła drzwi i zerknęła pytająco na upadłą, która usiadła za biurkiem i wskazała maszynie miejsce na fotelu przed nią. Robocik przycupnął naprzeciwko kobiety, przyglądając się jej wielkimi oczami, czego ta nie mogła dostrzec. Schowała dłonie między uda, z trudem opanowując nerwowy odruch podrygiwania jedną nóżką i oczekiwała na zabranie głosu przez Solveigh.
- Cóż... - Odchrząknęła. - Miałam ci powiedzieć, ale leczyłam kaca. Dostałaś podwyżkę cukiereczku, ale to nie wszystko. Otóż, twoje występy generują naprawdę spore zainteresowanie. Jeżeli być chciała... co byś powiedziała na pracę także w inne dni?
Androidka znieruchomiała na moment, wpatrując się w anielicę i przekrzywiając przy tym zabawnie główkę, podczas gdy na headsecie ukazywały się niekontrolowane ciągi emotek wyrażających na zmianę zaskoczenie, szczęście, a gdzieniegdzie przeplatały się brokatowe serduszka.
- Naprawdę? - niemal pisnęła, głosem bardziej przypominającym ludzki niż typowo dla niej robotyczny. - Ojeeeeej! <3 - ucieszyła się, w nagłym napływie entuzjazmu machając zgiętymi w łokciach rączkami i przypadkowo kopiąc biurko, czego nawet nie zauważyła. - Tak chcę ^.^, to znaczy, w zasadzie to podpisałam ostatnio umowę... - Przypomniała sobie o pracy w "Niebieskiej Łunie". - Mogę w każdy dzień, oprócz soboty. To znaczy, w sobotę kończę pracę o północy. Mogłabym być parę minut po północy w pani klubie, ale niestety, nie zezwalają tu na używanie motocykla :c - Rozłożyła ręce w geście bezradności, układając usteczka w przepraszającym wyrazie. - A jeździłabym dla pani, bo pani taka miła ^.^
Solveigh zaśmiała się wdzięcznie.
- Czwartki, piątki i niedziele, co ty na to?
- Oczywiście ^.^! Wszyscy narzekają na pracę, a dla mnie więcej pracy to więcej zabawy! ...Oraz komplement, bo, mimo wszystko, tutaj w Enthelionie nie wszyscy lubią moją muzykę :c - zauważyła, myśląc o elitarnych kręgach kulturowych. - Ale ja i tak pragnę się dzielić z nimi moją muzyką i cieszę się, że komuś się podoba ^.^ - gadała z przejęciem, migając we wszystkich odcieniach niebieskiego.
- Pokazałabyś się chociaż bez tego hełmu - mruknęła bardziej do siebie, niż do Tetris, która na te słowa odczuła niepokój.
Skrypty Shishuo podobnie do lawiny zasypały całą podręczną przestrzeń pamięci, dotkliwie uderzając ją zapisanymi obrazami. Obrazy te były zdjęciami, nakładającymi się na siebie w niekontrolowanym pokazie slajdów. Shu wiedziała, że jej nie wolno. Ściąganie headsetu było złe, powodowało zwarcie. Ale dlaczego? Przecież powiedziano jej, że usterki wynikają z prób wymuszenia dostępu do uszkodzonej części czipa. Jak więc zwarcie miałoby się łączyć z negatywnymi emocjami lub, co już w ogóle stanowiło rzecz śmieszną, patrzeniem w lustro bez przebrania? To nie miało żadnego sensu, podobnie jak motywy apokalipsy dokonanej przez istoty rozumne, o czym niedawno rozmawiała z Sesseretim. Nie miało sensu, a jednak się działo. I żadna droga nie wydawała się dobrą ucieczką. Bo jak uciekać, nie wiedząc nawet, przed czym dokładnie poszukuje się ucieczki?
Tetris spoglądała w milczeniu na anielicę, a jej wyświetlacz wygasał; wytracając zasilanie przekazywane mu w standardowych warunkach przez robota, nie emanował już efektami specjalnymi. Stawał się nijaki, aż w końcu oczom rozmówcy androidki ukazała się przezroczysta szybka, odsłaniająca przez krótki moment nieobecne, szare tęczówki, ledwo zauważalnie wpadające w odcień lawendy. Tetris siedziała tak przez parę sekund, jakby wyłączona, a jedynym przejawem jej działania było zaprogramowane, miarowe oddychanie. Być może nawet sprawiała wówczas wrażenie kontrolującej własne odruchy. Niestety, to stwierdzenie znajdowałoby się daleko od prawdy. Wskazówki zegara zdążyły tyknąć zaledwie kilkakrotnie, gdy Shishuo wzdrygnęła się, nienaturalnie wytrzeszczając oczy i wbijając je w swojego rozmówcę. W następstwie tego gestu, wyświetlacz maszyny natychmiastowo wpadł w barwę martwej czerni, a ona sama z nienaturalną prędkością kilkakrotnie obróciła głowę w losowych kierunkach, jakby czegoś szukała. Reszta jej ciała ciągle pozostawała w bezruchu. Wtem, gdzieś z głębi androidki dało się usłyszeć cichy dźwięk, rozpoczynający się potrójnym stuknięciem, a kończący odgłosem przywodzącym na myśl przewijanie taśmy. Cała ta chaotyczna sekwencja trwała nie dłużej, niż pół minuty.
Oprogramowanie Tetris, ku jej szczęściu, powróciło do najświeższego, pozbawionego błędów zapisu. Tym samym, ona również przyjęła dokładnie te same kolory, z identycznym kontrastem i nasyceniem, co sprzed usłyszenia pytania. Nawet jej pozycja uradowanej awansem dziewczynki nie odstawała zbytnio od tej sprzed minuty.
- Przepraszam? Czy coś pani mówiła? Zdaje mi się, że mój system przeszedł jakiś błąd... - zaświergotała pozytywnym, acz przesyconym zmartwieniem głosem. - Czy mogłaby pani powtórzyć?
- Mówiłam tylko... - zaczęła, ale umilkła, zastanawiając się nad czymś. - Często łapiesz takie błędy?
- Ja... - orzekła entuzjastycznie Tetris, gotowa na motywacyjną przemowę, ale zrezygnowała z niej z cichym jękiem bezsilności. - Zapewne powinnam była pani powiedzieć przy podpisywaniu umowy, dlaczego przeprowadziłam się z Observera. Bo przecież nie miałabym ku temu powodów, będąc dobrą DJką... a chyba nią jestem, czyż nie? - zastanawiała się przez chwilę, przypominając sobie tłumy swoich fanów z serca technologii jeszcze sprzed wybuchnięcia afery. - A może nie. Nie wiem, w zasadzie nie ma to w tej chwili większego sensu. Byłam ich gwiazdą, ale stałam się sensacją publiczną. Nie produkuje się wadliwych androidów. Ja jestem wyjątkiem. I nikt nie powiedział mi, dlaczego. Część mojego czipa jest uszkodzona. Powiedzieli, że trzeba było ją zablokować, aby ukończyć proces kreacji. I ostrzegli, że każda próba odczytu skończy się zwarciem - przerwała na moment, garbiąc się ze smutkiem i wyginając usta w podkówkę, a jej eteryczne włosy, zazwyczaj sięgające za kolana, wygasły niemal do ramion. - Ale to nieprawda - rzuciła płaczliwym tonem. - Bo ja wcale nie próbuję. A to się nadal dzieje. Nie mogę nawet spojrzeć w lustro bez tego... - zawahała się, przypominając sobie zasłyszane drogą plotek komentarze elfów, którymi nigdy przecież się nie przejmowała lub raczej nikt ją o to nie podejrzewał. - Kostiumu clowna. Kelezarr ma rację, nadaję się na złom. - Sprawiała wrażenie, jakby się miała rozpłakać, ale w jej projekcie nie przewidziano krwiobiegu ani kanalików łzowych.
- Może znam kogoś, kto mógłby ci pomóc - stwierdziła, zapalając papierosa i kładąc nogi na biurko.
Androidka przetarła nosek w wyuczonym geście, zerkając przy tym z ciekawością na upadłą. Szczególnie zainteresowała ją ta nieoficjalność, do której nie była przyzwyczajona.
- Naprawdę...? Ale... - mamrotała ze smutkiem. - Nikt w Observerze nie potrafił mi pomóc. Nie jestem pewna, czy ktokolwiek będzie w stanie. Ale chętnie skorzystam z pomocy. Może akurat... - zamyśliła się, wyobrażając sobie życie pozbawione lęku przed zwarciem. Nagle drgnęła, jakby coś sobie uświadamiając. - Pani nie podoba się mój kostium :c ?
Solveigh obrzuciła znaczącym, a nawet bardzo znaczącym spojrzeniem kombinezon Tetris, wymownie zatrzymując się na odsłoniętych partiach jej kobiecych krągłości.
- Cóż, tu nie chodzi o strój, cukiereczku - chuchnęła w stronę Shu dymem. - A o twoje zwarcia i brak możliwości zdjęcia hełmu.
- Właściwie, to czasami go ściągam - orzekła maszyna w zastanowieniu, przypatrując się opływającym ją kłębom dymu. - Ale nie mogę wtedy spojrzeć w żadne odbicie. I czasami nie czuję się na siłach, by to zrobić. Aczkolwiek zdarzało mi się - mówiła, jak gdyby nigdy nic. - Natomiast zwarcia mnie martwią. Nie mogę ich przewidzieć :c
- Zobaczymy co da się z tym zrobić, masz jakieś plany na dziś? - uniosła jedną brew.
- ...Nie - powiedziała Tetris po dłuższej chwili szperania w systemowym terminarzu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz