Cudze rozmowy nie były zbyt ciekawe. Sporo osób
rozmawiała na zwykłe, codzienne tematy. Ktoś narzekał na zimno. Amor raz został
wspomniany, lecz tylko w formie narzekania. „Nie dość, że zima nadeszła i śnieg
się sypie z nieba to jeszcze pojawił się jakiś kretyn z łukiem. Słyszałam, że
więcej umiera niż się w kimkolwiek zakochuje. Dam sobie rękę uciąć, że to
sprawa tamtych szaleńców. Ktoś mógłby się nimi w końcu zająć. Albo ten cały
„władca” jest na nich za słaby, albo z nimi współpracuje”, żaliła się jakaś kobieta
innej. Stały sobie pod ścianą jakiegoś budynku i aktualnie paliły wspólnie
papierosy. Wampir zaledwie warknął pod nosem, lecz nie zatrzymał swojego
towarzysza. Wilkołak również nie zwrócił zbytnio uwagi na plotkary. Prócz nich
już nikt nie wspomniał nic na temat istoty biegającej z niebezpieczną mieszanką
eliksirów. Spokojnie dotarli do burdelu, który jak zawsze cieszył się
popularnością. Przed drzwiami stała aktualnie kobieta z samą spódnicą,
ukazująca swoje piersi. Uśmiechnęła się do wampira z wilkołakiem i zagadała do
nich.
- Wchodźcie, wchodźcie. Jestem pewna, że dla tak
urodziwej pary znajdzie się nawet drobna zniżka – zachęcała. Jednym ramieniem
wskazywała na spore otwarte drzwi, a drugim wykonywała gest jakby chciała coś
zamieść w powietrzu.
- My do właścicielki – rzucił Canis.
- Nie jest ci zimno? – zapytał Waltteri.
- To słodziutkie, że się tak martwisz kochaniutki,
ale nie. Dbają tu o nas dobrze – uśmiechnęła się do Waltteriego. – Mama jest na
górze u siebie. Chyba nie ma aktualnie nikogo u niej.
- Mama? – spojrzał zdziwiony na Canisa.
- Dziękujemy - odpowiedział kobiecie z uśmiechem
po czym wszedł do środka. Spojrzał również z pobłażaniem na Waltteriego -
Burdel-mama? – spróbował mu wytłumaczyć.
- Aaaa....
to...twoja znajoma? -zmarszczył brwi.
- …No tak - odpowiedział niepewnie, nie wiedząc,
dlaczego wampir się tak dziwi.
Wewnątrz panowała przyjemna atmosfera, jeżeli
patrzeć z punktu widzenia klientów. Na parterze znajdowały się liczne sofy ze
stołami, po środku scena, na której tańczyły aktualnie jakieś kobiety, na tle
również znajdowały się prywatniejsze stoli zasłonięte firanami. Kelnerki oraz
kelnerzy byli skąpo ubrani. Niektórzy pracownicy siedzieli innym na kolanach,
inni dopiero kręcili się po sali. Znajdował się tu również bar, za którym
pracownicy byli nieco bardziej ubrani, aczkolwiek wciąż w erotyczny sposób. Wampira
z wilkołakiem to jednak nie interesowało. Udali się oni po schodach na pierwsze
piętro. Canis prowadził nieznającego terenu wampira, aż w końcu dotarli do
zamkniętych drzwi właścicielki.
- Byłeś jej stałym klientem? – zapytał wampir pół
szeptem.
- Co? Nie! – Zaśmiał się. - Moja matka tu
pracowała.
Wilkołak zapukał do drzwi, po czym usłyszał proste
„wejść” dobiegające z wnętrza. Wszedł do środka pewnym krokiem. Pomieszczenie wciąż
było takie, jakim je zapamiętał. Biurko stojące pod sporym oknem, przez które wpadały
promienie słońca idealnie na blat. Po obu stronach regały z różnymi
dokumentami. Pod prawą ścianą spore łoże z baldachimem. Na podłodze miękki
dywan. A po prawej od drzwi pod ścianą stały dwie spore szafy na ciuchy.
- Chyba nie przeszkadzamy? – zapytał, uśmiechając
się kącikiem ust. Spojrzał również przez ramię na swojego towarzysza, który z
kolei trzymał się blisko jego pleców niczym nieśmiały chłopiec.
- Canis, kochanie – uśmiechnęła się i rozłożyła
ramiona – chodź tu mój przystojny mężczyzno. Dawno mnie nie odwiedzałeś.
- Wie Ciocia, zajęty byłem. - Wzruszył ramionami.
- Zresztą, głupio było tak po walkach przychodzić. Pozszywanym i obitym – zaśmiał
się i na chwilę obrócił w stronę wampira, aby uśmiechnąć się do niego
pocieszycielsko.
- Trzeba było i wtedy przychodzić. Moje dziewczynki
by się dobrze tobą zajęły… - Krótko spojrzała tu na Waltteriego, który akurat
wyszedł zza pleców wilkołaka. - Albo chłopcy, zależy których wolisz.
- Nie chciałem robić przecież problemu. Ani
marnować czasu – wytłumaczył.
- Nigdy nie sprawiasz mi problemów. A jakbyś tak
jeszcze jednak zgodził się dla mnie pracować to mógłbyś wiele zyskać. Miałbyś
stały dom i nie musiał się więcej bić jak ten pies po ulicach – skrzywiła się i
usiadła w swoim fotelu. – Ale zapewne nie po to tu przyszedłeś?
- Ale Canis się już nie bije – zauważył zdziwiony
wampir.
- Doprawdy? – uniosła brwi w zdziwieniu.
- Fakt, teraz jestem bardziej ochroniarzem - mówił
szybko i spojrzał z dezaprobatą na Waltteriego.
- Ochroniarzem? Gdzie? – dopytywała.
- U Lieluna! – oznajmił wesoło krwiopijca.
Kobieta momentalnie się skrzywiła, słysząc te
imię. Miała idealną pamięć, której zawdzięczała sobie małą fortunkę jak na
standardy dolnego kręgu. Prócz ciał innych istot sprzedawała ona również
informacje. A do tego trzeba było mieć charyzmę, słuch oraz pamięć. Ponadto, jak
mogła zapomnieć swojego ulubionego pracownika?
- Co u niego słychać? – zapytała z drapieżnym
uśmiechem. – Nie odwiedza już mamusi. A tyle dla tego chłopca zrobiłam.
- Nie potrzebuje już przychodzić do takiego
towarzystwa – oznajmił wampir.
- Jest zapracowany – poprawił go wilkołak.
- Jest niewdzięczny – poprawiła ich obu kobieta. –
Ale nie o nim tu przyszliście rozmawiać. – Machnęła dłonią. – Czego chcecie?
- Nie jest - prychnął - przychodzimy pośrednio od
niego. Amor, nie nękał dziewczynek? - Zapytał, marszcząc brwi. Zerknął
ponownie na wampira, aby ustalić czy ten na pewno nie staje się zbyt agresywny.
- Lili jest wdzięczny i dobry - warknął wampir pokazując
przy tym kiełki.
- Nie zamierzam się z tobą kłócić – oznajmiła łagodnie.
– A ty Canisku wiesz, że pytania zawsze powinny pojawiać się w towarzystwie
monet, jeżeli zależy ci na odpowiedziach. No chyba, że zaledwie zależy ci na
bezpieczeństwie moich aniołków.
- Zależy mi na dolnym kręgu – Mówił spokojnie i z
teatralnym westchnieniem sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej kurtki. Wyciągnął
monetę królowej, a następnie podszedł i ułożył ją na blacie biurka. Oparł się
również o dany mebel spoglądając na burdel mamę. Ta przechwyciła monetę swoimi
długimi palcami udekorowanymi w liczne pierścionki i uśmiechnęła się do Canisa.
- Mój przystojny chłopiec… - powiedziała mrucząc
przy tym cicho. – Nie, dziwek nikt nie atakował.
- A nikt im pracy nie odbierał? - zapytał,
przechylając głowę. Spojrzał po raz czwarty na Waltteriego.
- Zakochany w nim jesteś chłopcze? – zapytała w
końcu burdel mama, a Canis się zaśmiał.
- Tylko wspólnie pracujemy, ciociu - wytłumaczył. -
Za Amora jest nagroda, a nam ona jest tak średnio potrzebna. Mógłbym - akcentował-
coś cioci odpalić ze swoich, jeśli udałoby się wariata złapać. – Mówił powoli,
strzelając kośćmi palców. - W ramach wdzięczności, oczywiście - dodał.
- Niestety. Oferta brzmi bardzo kusząco, ale nie
wiem nic na jego temat. Nie dręczył moich maluszków to i nie zajmowałam się
tym. Ale słyszałam, że jest tak samo z pozostałymi burdelami. Żaden z ich
pracowników nie został nawet draśnięty – wytłumaczyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz