5 marca 2018

Amor: Canis & Waltteri

Cudze rozmowy nie były zbyt ciekawe. Sporo osób rozmawiała na zwykłe, codzienne tematy. Ktoś narzekał na zimno. Amor raz został wspomniany, lecz tylko w formie narzekania. „Nie dość, że zima nadeszła i śnieg się sypie z nieba to jeszcze pojawił się jakiś kretyn z łukiem. Słyszałam, że więcej umiera niż się w kimkolwiek zakochuje. Dam sobie rękę uciąć, że to sprawa tamtych szaleńców. Ktoś mógłby się nimi w końcu zająć. Albo ten cały „władca” jest na nich za słaby, albo z nimi współpracuje”, żaliła się jakaś kobieta innej. Stały sobie pod ścianą jakiegoś budynku i aktualnie paliły wspólnie papierosy. Wampir zaledwie warknął pod nosem, lecz nie zatrzymał swojego towarzysza. Wilkołak również nie zwrócił zbytnio uwagi na plotkary. Prócz nich już nikt nie wspomniał nic na temat istoty biegającej z niebezpieczną mieszanką eliksirów. Spokojnie dotarli do burdelu, który jak zawsze cieszył się popularnością. Przed drzwiami stała aktualnie kobieta z samą spódnicą, ukazująca swoje piersi. Uśmiechnęła się do wampira z wilkołakiem i zagadała do nich.
- Wchodźcie, wchodźcie. Jestem pewna, że dla tak urodziwej pary znajdzie się nawet drobna zniżka – zachęcała. Jednym ramieniem wskazywała na spore otwarte drzwi, a drugim wykonywała gest jakby chciała coś zamieść w powietrzu.

- My do właścicielki – rzucił Canis.
- Nie jest ci zimno? – zapytał Waltteri.
- To słodziutkie, że się tak martwisz kochaniutki, ale nie. Dbają tu o nas dobrze – uśmiechnęła się do Waltteriego. – Mama jest na górze u siebie. Chyba nie ma aktualnie nikogo u niej.
- Mama? – spojrzał zdziwiony na Canisa.
- Dziękujemy - odpowiedział kobiecie z uśmiechem po czym wszedł do środka. Spojrzał również z pobłażaniem na Waltteriego - Burdel-mama? – spróbował mu wytłumaczyć.
-  Aaaa.... to...twoja znajoma? -zmarszczył brwi.
- …No tak - odpowiedział niepewnie, nie wiedząc, dlaczego wampir się tak dziwi.
Wewnątrz panowała przyjemna atmosfera, jeżeli patrzeć z punktu widzenia klientów. Na parterze znajdowały się liczne sofy ze stołami, po środku scena, na której tańczyły aktualnie jakieś kobiety, na tle również znajdowały się prywatniejsze stoli zasłonięte firanami. Kelnerki oraz kelnerzy byli skąpo ubrani. Niektórzy pracownicy siedzieli innym na kolanach, inni dopiero kręcili się po sali. Znajdował się tu również bar, za którym pracownicy byli nieco bardziej ubrani, aczkolwiek wciąż w erotyczny sposób. Wampira z wilkołakiem to jednak nie interesowało. Udali się oni po schodach na pierwsze piętro. Canis prowadził nieznającego terenu wampira, aż w końcu dotarli do zamkniętych drzwi właścicielki.
- Byłeś jej stałym klientem? – zapytał wampir pół szeptem.
- Co? Nie! – Zaśmiał się. - Moja matka tu pracowała.
Wilkołak zapukał do drzwi, po czym usłyszał proste „wejść” dobiegające z wnętrza. Wszedł do środka pewnym krokiem. Pomieszczenie wciąż było takie, jakim je zapamiętał. Biurko stojące pod sporym oknem, przez które wpadały promienie słońca idealnie na blat. Po obu stronach regały z różnymi dokumentami. Pod prawą ścianą spore łoże z baldachimem. Na podłodze miękki dywan. A po prawej od drzwi pod ścianą stały dwie spore szafy na ciuchy.
- Chyba nie przeszkadzamy? – zapytał, uśmiechając się kącikiem ust. Spojrzał również przez ramię na swojego towarzysza, który z kolei trzymał się blisko jego pleców niczym nieśmiały chłopiec.
- Canis, kochanie – uśmiechnęła się i rozłożyła ramiona – chodź tu mój przystojny mężczyzno. Dawno mnie nie odwiedzałeś.
- Wie Ciocia, zajęty byłem. - Wzruszył ramionami. - Zresztą, głupio było tak po walkach przychodzić. Pozszywanym i obitym – zaśmiał się i na chwilę obrócił w stronę wampira, aby uśmiechnąć się do niego pocieszycielsko.
- Trzeba było i wtedy przychodzić. Moje dziewczynki by się dobrze tobą zajęły… - Krótko spojrzała tu na Waltteriego, który akurat wyszedł zza pleców wilkołaka. - Albo chłopcy, zależy których wolisz.
- Nie chciałem robić przecież problemu. Ani marnować czasu – wytłumaczył.
- Nigdy nie sprawiasz mi problemów. A jakbyś tak jeszcze jednak zgodził się dla mnie pracować to mógłbyś wiele zyskać. Miałbyś stały dom i nie musiał się więcej bić jak ten pies po ulicach – skrzywiła się i usiadła w swoim fotelu. – Ale zapewne nie po to tu przyszedłeś?
- Ale Canis się już nie bije – zauważył zdziwiony wampir.
- Doprawdy? – uniosła brwi w zdziwieniu.
- Fakt, teraz jestem bardziej ochroniarzem - mówił szybko i spojrzał z dezaprobatą na Waltteriego.
- Ochroniarzem? Gdzie? – dopytywała.
- U Lieluna! – oznajmił wesoło krwiopijca.
Kobieta momentalnie się skrzywiła, słysząc te imię. Miała idealną pamięć, której zawdzięczała sobie małą fortunkę jak na standardy dolnego kręgu. Prócz ciał innych istot sprzedawała ona również informacje. A do tego trzeba było mieć charyzmę, słuch oraz pamięć. Ponadto, jak mogła zapomnieć swojego ulubionego pracownika?
- Co u niego słychać? – zapytała z drapieżnym uśmiechem. – Nie odwiedza już mamusi. A tyle dla tego chłopca zrobiłam.
- Nie potrzebuje już przychodzić do takiego towarzystwa – oznajmił wampir.
- Jest zapracowany – poprawił go wilkołak.
- Jest niewdzięczny – poprawiła ich obu kobieta. – Ale nie o nim tu przyszliście rozmawiać. – Machnęła dłonią. – Czego chcecie?
- Nie jest - prychnął - przychodzimy pośrednio od niego. Amor, nie nękał dziewczynek? - Zapytał, marszcząc brwi. Zerknął ponownie na wampira, aby ustalić czy ten na pewno nie staje się zbyt agresywny.
- Lili jest wdzięczny i dobry - warknął wampir pokazując przy tym kiełki.
- Nie zamierzam się z tobą kłócić – oznajmiła łagodnie. – A ty Canisku wiesz, że pytania zawsze powinny pojawiać się w towarzystwie monet, jeżeli zależy ci na odpowiedziach. No chyba, że zaledwie zależy ci na bezpieczeństwie moich aniołków.
- Zależy mi na dolnym kręgu – Mówił spokojnie i z teatralnym westchnieniem sięgnął do wewnętrznej kieszeni swojej kurtki. Wyciągnął monetę królowej, a następnie podszedł i ułożył ją na blacie biurka. Oparł się również o dany mebel spoglądając na burdel mamę. Ta przechwyciła monetę swoimi długimi palcami udekorowanymi w liczne pierścionki i uśmiechnęła się do Canisa.
- Mój przystojny chłopiec… - powiedziała mrucząc przy tym cicho. – Nie, dziwek nikt nie atakował.
- A nikt im pracy nie odbierał? - zapytał, przechylając głowę. Spojrzał po raz czwarty na Waltteriego.
- Zakochany w nim jesteś chłopcze? – zapytała w końcu burdel mama, a Canis się zaśmiał.
- Tylko wspólnie pracujemy, ciociu - wytłumaczył. - Za Amora jest nagroda, a nam ona jest tak średnio potrzebna. Mógłbym - akcentował- coś cioci odpalić ze swoich, jeśli udałoby się wariata złapać. – Mówił powoli, strzelając kośćmi palców. - W ramach wdzięczności, oczywiście - dodał.
- Niestety. Oferta brzmi bardzo kusząco, ale nie wiem nic na jego temat. Nie dręczył moich maluszków to i nie zajmowałam się tym. Ale słyszałam, że jest tak samo z pozostałymi burdelami. Żaden z ich pracowników nie został nawet draśnięty – wytłumaczyła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz