29 marca 2018

Amor: Canis & Waltteri

Amor po zejściu na ziemię od razu wszedł w tłum głównej ulicy, co spowodowało, że w tej pozycji niemożliwym było go zauważyć. Ponadto nie ociągał się, nie zamierzał. Nie był tak głupi jak się mogło wydawać, bowiem jego zapach nagle z jakiegoś powodu się rozdzielił na dwa i jeden trop prowadził do środkowego mostu na zachód, zaś drugi ciągnął się w przeciwną stronę ku wschodu. Mocniejszy zapach prowadził w lewo i to tym tropem wampir chciał podążyć.
- Chcesz dla pewności się rozdzielić? – zapytał swojego wilczego towarzysza.
Canis nie był w stanie mu werbalnie odpowiedzieć i z tego powodu kiwnął swoim wilczym łbem w górę i w dół, co było łatwe do zrozumienia. Waltteri nie był zbyt przekonany co do rozłąki, prawdopodobnie nawet się bał. Pogłaskał jednak futro wilkołaka, po czym się od niego odłączył i ruszył swoim tropem, podczas kiedy wilkołak ruszył w stronę przeciwną. Widać Amor nie spodziewał się takiej rozłąki. Świadom był dwóch przeciwników, lecz albo nie miał wystarczająco czasu, by skombinować więcej zapachów, albo zwyczajnie sądził, ze ci wolą się trzymać razem.

Waltteri
Zapach prowadził do samego mostu i tam się nie urwał. Przeszedł na drugą stronę i prowadził przez granicę. Zakapturzony mężczyzna aktualnie rozmawiał ze strażą, pokazał dokumenty, a następnie spokojnie przeszedł. Czyżby Amor był mieszkańcem Górnego Kręgu? Na to wyglądało, bo kto inny by wybierał się do tej części miasta. Wampir również przeszedł kontrolę, nie było z tym problemu. Również posiadał odpowiednią dokumentację. Kroczył wolno za mężczyzną, który kroczył drogą prowadzącą bez pośrednio do pałacu. Mimo mroku, przyjemne lampy dawały ciepłe światło oświecające całą drogę. Była to znaczna różnica od licznych ciemnych ulic Dolnego Kręgu. Nieznajomy zdążył dotrzeć do pierwszych budynków mieszkalnych, kiedy to wampir korzystając z pustki na ulicy złapał go od tyłu, po czym wgryzł się w jego szyję, usypiając. W tym samym czasie dostrzegł krótkie blond włosy pod kapturem nie pasującą do rudowłosego Amora.

Canis
Canis w tym czasie ruszył w przeciwną stronę. Zapach mężczyzny prowadził go w stronę Rezydencji Lieluna, po czym skręcił on w lewo. Przez ostrość zakrętu na tej ulicy momentalnie zauważył goniącego go wilka. W jego dłoni zmaterializował się łuk, a na plecach kołczan. Już miał chwycić za strzałę, lecz odkrył, że tej zwyczajnie nie było. Przeklął, co raczej oznaczało, że nowa amunicja za szybko się nie pojawi. Momentalnie rzucił się biegiem przez zaśnieżoną ścieżkę, jakby możliwym było uciec przed dorosłym wilkołakiem biegnącym na czterech łapach. Może czekała na niego pomoc, a może zwyczajnie uznał, że jest to jedyne, co może w tej sytuacji uczynić. Mógł również zaledwie udawać. Czy na pewno było bezpiecznym spróbować go złapać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz