Amor po zejściu na ziemię od razu wszedł w tłum
głównej ulicy, co spowodowało, że w tej pozycji niemożliwym było go zauważyć.
Ponadto nie ociągał się, nie zamierzał. Nie był tak głupi jak się mogło wydawać,
bowiem jego zapach nagle z jakiegoś powodu się rozdzielił na dwa i jeden trop
prowadził do środkowego mostu na zachód, zaś drugi ciągnął się w przeciwną
stronę ku wschodu. Mocniejszy zapach prowadził w lewo i to tym tropem wampir
chciał podążyć.
- Chcesz dla pewności się rozdzielić? – zapytał swojego
wilczego towarzysza.
Canis nie był w stanie mu werbalnie odpowiedzieć i
z tego powodu kiwnął swoim wilczym łbem w górę i w dół, co było łatwe do
zrozumienia. Waltteri nie był zbyt przekonany co do rozłąki, prawdopodobnie
nawet się bał. Pogłaskał jednak futro wilkołaka, po czym się od niego odłączył
i ruszył swoim tropem, podczas kiedy wilkołak ruszył w stronę przeciwną. Widać
Amor nie spodziewał się takiej rozłąki. Świadom był dwóch przeciwników, lecz albo
nie miał wystarczająco czasu, by skombinować więcej zapachów, albo zwyczajnie
sądził, ze ci wolą się trzymać razem.
Waltteri
Zapach prowadził do samego mostu i tam się nie
urwał. Przeszedł na drugą stronę i prowadził przez granicę. Zakapturzony
mężczyzna aktualnie rozmawiał ze strażą, pokazał dokumenty, a następnie
spokojnie przeszedł. Czyżby Amor był mieszkańcem Górnego Kręgu? Na to
wyglądało, bo kto inny by wybierał się do tej części miasta. Wampir również
przeszedł kontrolę, nie było z tym problemu. Również posiadał odpowiednią
dokumentację. Kroczył wolno za mężczyzną, który kroczył drogą prowadzącą bez
pośrednio do pałacu. Mimo mroku, przyjemne lampy dawały ciepłe światło
oświecające całą drogę. Była to znaczna różnica od licznych ciemnych ulic
Dolnego Kręgu. Nieznajomy zdążył dotrzeć do pierwszych budynków mieszkalnych,
kiedy to wampir korzystając z pustki na ulicy złapał go od tyłu, po czym wgryzł
się w jego szyję, usypiając. W tym samym czasie dostrzegł krótkie blond włosy
pod kapturem nie pasującą do rudowłosego Amora.
Canis
Canis w tym czasie ruszył w przeciwną stronę.
Zapach mężczyzny prowadził go w stronę Rezydencji Lieluna, po czym skręcił on w
lewo. Przez ostrość zakrętu na tej ulicy momentalnie zauważył goniącego go
wilka. W jego dłoni zmaterializował się łuk, a na plecach kołczan. Już miał chwycić
za strzałę, lecz odkrył, że tej zwyczajnie nie było. Przeklął, co raczej
oznaczało, że nowa amunicja za szybko się nie pojawi. Momentalnie rzucił się biegiem
przez zaśnieżoną ścieżkę, jakby możliwym było uciec przed dorosłym wilkołakiem biegnącym
na czterech łapach. Może czekała na niego pomoc, a może zwyczajnie uznał, że
jest to jedyne, co może w tej sytuacji uczynić. Mógł również zaledwie udawać. Czy
na pewno było bezpiecznym spróbować go złapać?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz