Codziennie czekałem, w wyznaczonym miejscu, o umówionej
porze. Godzinę, która ciągnęła się jak wieczność. Przez tą godzinę, myśli o
tym, że ten cholerny kawałek blachy mnie
oszukał, stawały się o wiele bardziej natarczywe. Zupełnie jak zaczepiający
mnie obleśni, spici w sztok mężczyźni.
Trudno powiedzieć, czy zdawali sobie sprawę z faktu, iż nie jestem kobietą. Niejednokrotnie byli w takim stanie, że z łatwością mogliby pomylić filar z napaloną dziwką. Prychnąłem pod nosem, dopijając szklankę jakiegoś ohydnego alkoholu. Był paskudny, lecz przynajmniej oczyszczał natarczywe myśli. Który to był już dzień? Szósty. Teoretycznie mówił, iż może mu to zająć tydzień. Lecz kto tutaj był tak głupi, by mieć pewność czegokolwiek?
Próbując nie skupiać się na wszystkich negatywnych emocjach targających moim
umysłem, odstawiłem pustą szklankę. Minęła godzina. Mogłem wracać do siebie.
Najchętniej bym się upił, lecz zdrowy rozsądek mi na to nie pozwalał. Tak więc
wstałem i wyszedłem z baru, na mroźną nieprzyjemną noc. Jednakże, już do tego
przywykłem, do uczucia chłodu. Wszak na luksus ogrzewania mogłem sobie pozwolić
tylko w sytuacjach kryzysowych. Chowając ręce do kieszeni, ruszyłem znanymi,
najbardziej ,,bezpiecznymi’’ uliczkami, do miejsca w którym aktualnie
mieszkałem. Po drodze uważałem, czy nikt
mnie przypadkiem nie śledzi, lecz dzisiejszej nocy, można było powiedzieć, iż
miałem wyjątkowe szczęście. Miałem nadzieje, że jutro dopisze mi w innej kwestii.
Trudno powiedzieć, czy zdawali sobie sprawę z faktu, iż nie jestem kobietą. Niejednokrotnie byli w takim stanie, że z łatwością mogliby pomylić filar z napaloną dziwką. Prychnąłem pod nosem, dopijając szklankę jakiegoś ohydnego alkoholu. Był paskudny, lecz przynajmniej oczyszczał natarczywe myśli. Który to był już dzień? Szósty. Teoretycznie mówił, iż może mu to zająć tydzień. Lecz kto tutaj był tak głupi, by mieć pewność czegokolwiek?
***
Ostatni dzień. Ostatnia szansa dla mnie, mogłem się mścić gdyby mnie wystawił, jednak wolności mi to nijak nie da. Teoretycznie, nie musiałem się w to bawić, miałem prawo do udania się do pana podziemi i proszenia o edukacje. Jednak, czy pójście wesoło do mordercy własnego ojca, nie było samobójstwem? Samobójcą, przynajmniej na razie nie byłem. Konkurować też z nim nie mogłem. Pozostawała, więc jedynie ucieczka zorganizowana, przez przemytnika. I tak jak się umówiliśmy, odpracowanie reszty gotówki, której nie byłem w stanie zapłacić.
Jeżeli miałbym tyle szczęścia, że ta kupa egoistycznego złomu pomogłaby mi się zapisać do szkoły, natychmiastowo mój pobyt w górnym stałby się legalny. A co za tym idzie, mógłbym korzystać chociażby z ze wsparcia finansowego, czy medycznego… Mógłbym zbadać swój wzrok i… Przyhamowałem, dodając szybkie ,,O ile w ogóle blaszak dziś się zjawi, nie brzmiał na kogoś uczciwego. ‘’
Wszedłem do lokalu, o tej samej godzinie, co, co dzień od tygodnia. Nie wyczułem jednak jego zapachu. Ludzi było dziś niewiele, więc nie było mowy o pomyłce mojego węchu. Czując ciężar i żal, zająłem jedno z wolnych miejsc, w bardziej zacisznym miejscu. Uderzyła mnie bezsilność, bolesna i złośliwa, oraz pewność, że nie przyjdzie, nie spełni obietnicy, cholerny kurewski robot, taki sam jak te wszystkie szmaty tutaj, ale czego ja się spodziewałem?
Zrezygnowany, załamany, przetarłem twarz dłońmi, z każdą minutą, czułem się coraz gorzej. Gdybym mógł sobie pozwolić na łzy, z pewnością bym płakał, minę zachować musiałem jednakże obojętną.
Minęło pół godziny, cała wieczność rozciągająca się w minutach, planowałem zamówić sobie pierwszą szklankę ohydnego gówna udającego alkohol.
Lecz… przyszedł. Cholera, naprawdę przyszedł. Podszedł nieśpiesznie do stolika, przy którym siedziałem, usiadł naprzeciwko. By następnie rzucić prostym ,,Hej’’ przyjaznym, pozytywnym.
-Witaj – Odparłem, zachowując powagę i obojętność, chociaż w środku, drżałem z przejęcia
- Udało mi się zorganizować dla ciebie papiery – Oznajmił na tyle cicho, by słowa nie dotarły do cudzych ciekawskich uszku.
-Kiedy więc mógłbyś mnie stąd zabrać? -Zapytałem spokojnie, czując, jak moje serce, bije coraz szybciej.
- Choćby i teraz, jeżeli masz wszystko czego potrzebujesz. Nie będzie już powrotu – Ostrzegł, tak jakby ktokolwiek na tej ziemi chciał tu wracać.
-Jestem gotowy –Zapewniłem półszeptem
- Imię i nazwisko masz swoje. Jedziesz do górnego w celu edukacyjnym. Mieszkać będziesz w akademiku. Masz to powiedzieć jakby pytali. I pamiętaj, nie próbuj mi uciekać
Kiwnąłem głową, wstałem, gdy nagle naszła mnie pewna myśl
-Skoro... Jadę z tobą, kim dla mnie jesteś… w razie czego?
-Przejdziemy osobno –Padło w odpowiedzi
Nie potrzebowałem już więcej wytłumaczeń, opuściliśmy budynek obskurnego baru.
-W takim razie, podaj mi papiery. Po przejściu, będę na ciebie czekał
Bez słowa podał mi odpowiednie dokumenty i w tym momencie się rozstaliśmy. Idąc, palcem sprawdziłem na szybko tekst zawarty na podanych mi kartkach. Wszystko się zgadzało. Odetchnąłem z ulgą, chowając papiery.
Wciąż targały mną liczne obawy, ale przynajmniej się pojawił, miałem nadzieję, jakąkolwiek. Istniała szansa, mogło być lepiej.
The King Casino | Ventureberg
OdpowiedzUsuńDiscover the rise and fall of the ventureberg.com/ king casino, one casinosites.one of the world's largest gri-go.com The Casino is operated by the bsjeon.net King septcasino Casino Group. You can