18 kwietnia 2018

Faust C.D: Sessereti


Kiedy tak stał, czekając na reakcje niespodziewanego gościa, wodził wzrokiem po elfie, zastanawiając się, jakim cudem doprowadził się do takiego stanu zdrowotnego. Oczywistym było, że w Dolnym nikt nie ma pieniędzy na leczenie, ale przecież zachowanie podstawowych zasad nie mogło być trudne, prawda? Z jego zamyślenia wyrwał go głos węża. Pokiwał delikatnie głową na jego wspomnienie o estetyce i panującym tu „urokliwym chaosie”. Zdecydował się dopiero odezwać, kiedy Arlif, jak się okazało, przedstawił się i podsunął do niego pieniądze. Było tego zdecydowanie za dużo, ale kto by się tym przejmował? Skoro miał taki gest...Chwycił papierki i wcisnął je do kieszeni kitla.
- Faust. Miło mi pana poznać. - Wyszczerzył się w szerokim uśmiechu, ukazując rządek ostrych zębów i ukłonił się nisko.
-Taki porządek rzeczy mi odpowiada. Gdybym nie był tylko aż tak roztrzepany, to na pewno mógłbym tutaj wszystko znaleźć. - Podrapał się po karku i zaczął chodzić po pokoju w te i we wte. Teraz, jego umysł zaprzątał fakt, że Sessereti wcale nie zamierzał stad wyjść i zająć się swoimi sprawami. Był głodny, od kilku dni nic nie jadł a elf leżący na ziemi nie nadawał się do niczego. W pewnym momencie, z głębi kliniki, do jego uszu doleciało jakby ciche wołanie o pomoc, jakieś jęki, krzyki. Faust pacnął się nagle w czoło a jego oczy zdradzały chwilową panikę. Nie wiedział, czy mężczyzna również to usłyszał, ale wolał dmuchać na zimne i jakoś się go stąd pozbyć.
-Najmocniej pana przepraszam, ale...obowiązki wzywają! Ma pan racje, straszny tu bałagan, muszę posprzątać...no i...szczury. Zalęgły mi się tu szczury, muszę coś z nimi zrobić. - Zaśmiał się nerwowo, kiwając energicznie głową i nim Sessereti zdarzył zareagować, jego już nie było. Zniknął za wielkimi, metalowymi drzwiami, prowadzącymi do chłodni.
-Przeklęta syrena. - Fuknął pod nosem, jego oczy przybrały bardziej purpurowy kolor a palce zacisnęły się w pięść.
-Gdybym nie był aż tak roztrzepany, to bym pamiętał, że ta cholerna syrena wciąż tam jest. Żywa. - Westchnął zrezygnowany, ale zaraz potem jego histeryczny śmiech rozniósł się echem po korytarzu, którym szedł.
Kilka minut potem, był już w obszernym pomieszczeniu, w którym główną role grał gigantyczny hak, zwisający z sufitu na grubym łańcuchu. Pod nim, umieszczone było na potrzeby gościa, duże „akwarium”, napełnione brudną, zielonkawą wodą. Naokoło mnóstwo rożnego rodzaju, podejrzanych urządzeń. Jedne zakurzone, inne lśniące czystością.
Syrena miała związane nadgarstki grubą, włóknianą liną, która była zawieszona na haku.
Tylko nogi kobiety-ryby, umoczone były w wodzie. Mimo wszystko Faust nie chciał, żeby umarła z wysuszenia, nim wykona wszystkie badania. Musiał sprawdzić czy się nadaje...
-Uspokój się. Tutaj i tak nikt Cię nie usłyszy. - Wywrócił oczami, znużony jej ciągłymi wrzaskami. Teraz już nawet nie błagała o litość. Cały czas tylko krzyczała, klęła, zastraszała. Na to wszystko Faust był niewzruszony. Patrzył się na jej nieudolne próby jeszcze przez chwile. Postanowił dzisiaj się z nią uporać.
-Będziesz idealną lalką. - Wyszeptał, bardziej do siebie niż do kobiety i rozpoczął przygotowania.
Przez myśl mu tylko przeszła pewna obawa, że "pan z wyższych sfer", mógł nie opuścić jego kliniki, tak jak sobie tego życzył, albo co gorsza, podążył za nim do jego małego "laboratorium". Nastawił uszu, na możliwe, "niepożądane" hałasy, ale nie usłyszawszy nic, prócz lamentu kobiety, postanowił wrócić do pracy.
Minęła może z godzina a syrenie został podany środek nasenny i Faust podłączył ją do specjalnej aparatury. To "podłączenie" polegało tylko i wyłącznie na wsunięciu do jej gardła grubej rury, przez którą zaraz zaczął wlewać się płynny silikon. Ów silikon, zastyga bardzo wolno a ofiara dusi się bardzo długo, powolutku umierając. Faust wybrał sobie bolesne hobby. Oczywiście dla tych wszystkich nieszczęśników, którym przyszło się z nim bliżej poznać.
Patrzył z satysfakcją na swoje dzieło. Kiedy "forma" była już pełna, odrzucił rurę na bok i z trudem ściągnął nowo-zrobioną lalkę z metalowego łóżka. Postawił ją na specjalnym stelażu, aby spokojnie sobie wysychała. Widział łzy spływające po policzkach dziewczyny, która obudziła się zdecydowanie zbyt wcześnie, prawie się mu jej żal zrobiło, gdyby nie fakt, że miał jeszcze sporo roboty na głowie. Posprzątał, pozbył się niepotrzebnego silikonu, umył wszystkie narzędzia.
Ostatni rzut oka na nową zabawkę i machnął ręką wychodząc z pomieszczenia. Wesoło podgwizdywał sobie pod nosem, od czasu do czasu podskakując. "Szczur" został wyplewiony i doktor mógł w końcu coś zjeść. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz