Kiedy
tak stał, czekając na reakcje niespodziewanego gościa, wodził wzrokiem po
elfie, zastanawiając się, jakim cudem doprowadził się do takiego stanu
zdrowotnego. Oczywistym było, że w Dolnym nikt nie ma pieniędzy na leczenie,
ale przecież zachowanie podstawowych zasad nie mogło być trudne, prawda? Z jego
zamyślenia wyrwał go głos węża. Pokiwał delikatnie głową na jego wspomnienie o
estetyce i panującym tu „urokliwym chaosie”. Zdecydował się dopiero odezwać,
kiedy Arlif, jak się okazało, przedstawił się i podsunął do niego pieniądze.
Było tego zdecydowanie za dużo, ale kto by się tym przejmował? Skoro miał taki
gest...Chwycił papierki i wcisnął je do kieszeni kitla.
-
Faust. Miło mi pana poznać. - Wyszczerzył się w szerokim
uśmiechu, ukazując rządek ostrych zębów i ukłonił się nisko.
-Taki
porządek rzeczy mi odpowiada. Gdybym nie był tylko aż tak roztrzepany, to na
pewno mógłbym tutaj wszystko znaleźć. - Podrapał się po karku
i zaczął chodzić po pokoju w te i we wte. Teraz, jego umysł zaprzątał fakt, że
Sessereti wcale nie zamierzał stad wyjść i zająć się swoimi sprawami. Był
głodny, od kilku dni nic nie jadł a elf leżący na ziemi nie nadawał się do
niczego. W pewnym momencie, z głębi kliniki, do jego uszu doleciało jakby ciche
wołanie o pomoc, jakieś jęki, krzyki. Faust pacnął się nagle w czoło a jego
oczy zdradzały chwilową panikę. Nie wiedział, czy mężczyzna również to
usłyszał, ale wolał dmuchać na zimne i jakoś się go stąd pozbyć.
-Najmocniej
pana przepraszam, ale...obowiązki wzywają! Ma pan racje, straszny tu bałagan,
muszę posprzątać...no i...szczury. Zalęgły mi się tu szczury, muszę coś z nimi
zrobić. - Zaśmiał się nerwowo, kiwając energicznie głową i nim Sessereti
zdarzył zareagować, jego już nie było. Zniknął za wielkimi, metalowymi
drzwiami, prowadzącymi do chłodni.
-Przeklęta
syrena. - Fuknął pod nosem, jego oczy przybrały bardziej purpurowy kolor a
palce zacisnęły się w pięść.
-Gdybym
nie był aż tak roztrzepany, to bym pamiętał, że ta cholerna syrena wciąż tam
jest. Żywa. - Westchnął zrezygnowany, ale zaraz potem jego histeryczny śmiech
rozniósł się echem po korytarzu, którym szedł.
Kilka
minut potem, był już w obszernym pomieszczeniu, w którym główną role grał
gigantyczny hak, zwisający z sufitu na grubym łańcuchu. Pod nim, umieszczone
było na potrzeby gościa, duże „akwarium”, napełnione brudną, zielonkawą wodą.
Naokoło mnóstwo rożnego rodzaju, podejrzanych urządzeń. Jedne zakurzone, inne
lśniące czystością.
Syrena
miała związane nadgarstki grubą, włóknianą liną, która była zawieszona na haku.
Tylko
nogi kobiety-ryby, umoczone były w wodzie. Mimo wszystko Faust nie chciał, żeby
umarła z wysuszenia, nim wykona wszystkie badania. Musiał sprawdzić czy się
nadaje...
-Uspokój
się. Tutaj i tak nikt Cię nie usłyszy. - Wywrócił
oczami, znużony jej ciągłymi wrzaskami. Teraz już nawet nie błagała o litość.
Cały czas tylko krzyczała, klęła, zastraszała. Na to wszystko Faust był
niewzruszony. Patrzył się na jej nieudolne próby jeszcze przez chwile. Postanowił
dzisiaj się z nią uporać.
-Będziesz
idealną lalką. - Wyszeptał, bardziej do siebie niż do kobiety i rozpoczął
przygotowania.
Przez
myśl mu tylko przeszła pewna obawa, że "pan z wyższych sfer", mógł
nie opuścić jego kliniki, tak jak sobie tego życzył, albo co gorsza, podążył za
nim do jego małego "laboratorium". Nastawił uszu, na możliwe,
"niepożądane" hałasy, ale nie usłyszawszy nic, prócz lamentu kobiety,
postanowił wrócić do pracy.
Minęła
może z godzina a syrenie został podany środek nasenny i Faust podłączył ją do
specjalnej aparatury. To "podłączenie" polegało tylko i wyłącznie na
wsunięciu do jej gardła grubej rury, przez którą zaraz zaczął wlewać się płynny
silikon. Ów silikon, zastyga bardzo wolno a ofiara dusi się bardzo długo, powolutku
umierając. Faust wybrał sobie bolesne hobby. Oczywiście dla tych wszystkich
nieszczęśników, którym przyszło się z nim bliżej poznać.
Patrzył
z satysfakcją na swoje dzieło. Kiedy "forma" była już pełna, odrzucił
rurę na bok i z trudem ściągnął nowo-zrobioną lalkę z metalowego łóżka.
Postawił ją na specjalnym stelażu, aby spokojnie sobie wysychała. Widział łzy
spływające po policzkach dziewczyny, która obudziła się zdecydowanie zbyt
wcześnie, prawie się mu jej żal zrobiło, gdyby nie fakt, że miał jeszcze sporo
roboty na głowie. Posprzątał, pozbył się niepotrzebnego silikonu, umył
wszystkie narzędzia.
Ostatni
rzut oka na nową zabawkę i machnął ręką wychodząc z pomieszczenia. Wesoło
podgwizdywał sobie pod nosem, od czasu do czasu podskakując. "Szczur"
został wyplewiony i doktor mógł w końcu coś zjeść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz