Kwietniowy poranek. Przyjemne wiosenne ciepło powoli zmierzające w stronę letnich upałów było jak zbawienie dla gada takiego jak Sessereti. Nie mógł chcieć niczego więcej niż zmiany z zimowej atmosfery ostatnich paru miesięcy do obecnej aury.
Podniósł się ze swojego kamiennego legowiska. Mimo zmian pogodowych podgrzewany kamień dalej był najlepszym środkiem utrzymania odpowiedniej temperatury ciała dla węża.
Pełznąc w stronę stojaka rzucił spojrzeniem na stertę dokumentów która wciąż wymagała dokładnego przejrzenia. Nie ufał innym by zajęli się księgowością jego baru. Tak naprawdę nie ufał nikomu z niczym. Najchętniej zająłby się całym barem samemu ale niestety, nie mógł robić wszystkiego naraz. Każdy potrzebował pomocy z zarządzaniem takim miejscem nawet jeżeli myśli się o pracownikach jak o niekompetentnych idiotach zdolnych wykonywać tylko proste polecenia. Nie żeby miał wobec nich inne oczekiwania.
Dotarł wreszcie do stojaka zakładając na siebie swój typowy strój. Nie miał zbyt dużo na sobie chociaż tak naprawdę jako łuskowata istota nie potrzebował żadnych ubrań. Dla innych to i tak bez różnicy.
Ruszył schodami w dół a potem w stronę wyjścia. Rzucił tylko przelotne spojrzenie obsłudze. Nikt nie odwzajemnił i nawet nie próbował utrzymać kontaktu wzrokowego. Nie koniecznie musieli się go bać, w końcu nie planował zrobić im krzywdy. Był to bardziej nawyk który w nich wyrobił. Utrzymywanie kontaktu wzrokowego przez istoty "pod nim" było oznaką braku szacunku. A przynajmniej tak ich nauczył.
Wychodząc z baru napawał się przyjemnym wiosennym powietrzem. na ulicy mijał wiele rożnych osób. Wiele z nich szło do pracy. Niektórzy zwyczajnie wybrali się na spacer chcąc nacieszyć spędzić jak najwięcej czasu na świeżym powietrzu. Sessereti miał jednak inny plan w głowię. Kierował się w stronę Dolnego Kręgu. Był głodny a już od paru tygodni nie miał okazji niczego zjeść. Odkąd dowiedział, się jak wspaniałym miejscem jest Dolny Krąg, jego dieta zmieniła się drastycznie. Wtedy zaczęły się jego eskapady w poszukiwaniu ofiary. Robił to regularnie ale wystarczająco rzadko by powodować wielkiego oburzenia w populacji Dolnego. W Górnym i tak nikogo to nie obchodziło.
Dotarł w końcu do mostów i przeszedł na drugą stronę trafiając do kompletnie innego świata. Smutna dzielnica, pełna bólu i ubóstwa. Nie mógł chcieć lepszego miejsca do łowów niż miejsce pełne apatycznych biedaków którzy woleli ignorować śmierć innych niż próbować go zatrzymać. Ruszył w głąb dzielnicy, przedostając się dalej. Rozglądał się za odpowiednim miejscem do rozstawienia zasadzki. Jako ktoś kto mimo wszystko jest wężem skupiał się na polowaniu w bardzo pasywny sposób. Ułoży się gdzieś ukryty, niewidoczny dla potencjalnej ofiary by nagle uderzyć i nacieszyć się jedzeniem na parę następnych tygodni.
Wpełzł do samotnej rudery gdzieś w głębszej części dystryktu. Wystawił język sprawdzając otoczenie. Ku jego zaskoczeniu ktoś już był w środku... mężczyzna... w średnim wieku. Bez namysły skorzystał z okazji który wpadła mu w ręce. Szybko ruszył częściowo zniszczonymi schodami na piętro budynku. W rogu dostrzegł swój leżący na podłodze cel. Z tego co mógł dostrzec w ciemności był to prawdopodobnie elf patrząc na jego gabaryty. Szykując się do skoku, wygiął się w kształt litery S by chwilę później wybić się niczym sprężyna w stronę swojej ofiary. Uderzył z impetem, oplatając się wokół mężczyzny. W tym momencie miał okazję przyjrzeć się dokładniej swojej zdobyczy. Ku wielkiemu niezadowoleniu gada, biedak nie starał się stawiać oporu a jedynie akceptował swój los. Rozluźniając swój uchwyt przyjrzał się z bliska. Nie podobało mu się jego podejście tylko dlatego, że zwyczajna akceptacja nie wróżyła dobrego posiłku. Odbiera całą zabawę a do tego, zawsze rzucało cień niepewności, czy posiłek nie jest na przykład chory. Dla własnego bezpieczeństwa, ogłuszył go i przerzucił przez ramię. Nadszedł moment, na wizytę u lekarza.
Dotarł w okolicach południa pod gabinet. Jeden z niewielu w okolicy jak się okazało z rozmów z przechodnimi. Nie było jednak co się dziwić, Dolny to jednak Dolny i nie zapowiada się żeby miał się zmienić w najbliższym czasie. Bez pukania otworzył drzwi, kładąc swój nieprzytomny ładunek na ziemie nie starając się być jakoś specjalnie delikatny uważając jedynie bo głowa nie uderzyła zbyt mocno o podłogę.
Popatrzył na Fausta pokazując palcem na leżącego na podłodze mężczyznę. Krzyżując ręce na klatce szturchnął elfa ogonem.
- Wygląda na chorego. Zbadasz go. Byle szybko, mój czas jest cenny i robię się głodny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz