17 kwietnia 2018

Od Wertera

Obudziły go odległe jeszcze grzmoty, które zwiastowały nadchodzącą burzę. Pomimo wczesnych godzin porannych, było ciemno. Czarne chmury przysłoniły całe niebo. Budzik miał zadzwonić dopiero za godzinę, ale postanowił, że już wstanie. Przetarł oczy i od razu włączył radio na jego ulubionej, jazzowej stacji. Akurat w tym momencie leciało przyjemne brzmienie piosenki w wykonaniu Luis'a Armstronga " St. James Infirmary". Ponura trąbka rozniosła się echem po całym pokoju, sprawiając, że Werter jeszcze na chwilę zasłonił oczy i wsłuchał się w piękną melodie. Pomimo wyginięcia niemalże całej ludzkości, bardzo lubił muzykę tamtego okresu.
Jednak te chwile cudownej beztroski przerwało brzęczenie telefonu. Teraz już na pewno była pora by wstać i wziąć się za jakąś sensowną robotę, która przyniosłaby konkretne zyski. Więc odebrał a w słuchawce odezwał się niemalże urzędowy głos Samuel'a, jego jedynego, wieloletniego przyjaciela, który zresztą również był demonem.
- Rusz się. Niedaleko baru "Pod Czarnym Kozłem" zauważyli wróżkę. Musisz się pospieszyć. Wróżki dobrze się sprzedają. - Jego monotonny głos zawsze sprawiał, że Werter tracił jakiekolwiek chęci do życia.

Ale po kolei. W czasie, kiedy czarnowłosy, będzie się przygotowywał do wyruszenia w plener, warto przybliżyć trochę czym  się zajmuje. Pracuje oczywiście jako handlarz żywym towarem a dokładniej towarem "luksusowym", który tropi i sprowadza bezpiecznie do "Bazy", składającej się na sieć piwnic pod jedną z kamienic. Od wyszukiwania potencjalnych zainteresowanych jest Samuel.
Zorganizowanych grup w tym fachu jest oczywiście dużo, ale oni są w tym najlepsi. Od czasu do czasu organizują nawet licytację. Dopiero na tych licytacjach dorabiają się "pięknych" pieniędzy. A co wchodzi w skład "towaru luksusowego"? Oczywiście stworzenia nieskażone pobytem w Dolnym Kręgu. Stworzenia, które przybywają na dół tylko i wyłącznie z przymusu, albo kiedy mają jakieś interesy do załatwienia.
Owa wróżka, którą zauważył jeden z informatorów, miała być właśnie takim towarem "premium".
Werter wciągnął na ramiona błyszczącą, skórzaną kurtkę i niemalże wybiegł z domu, od razu kierując się na miejsce domniemanego pobytu wróżki. Jak można było się spodziewać, jej już tam nie było.
- Kurwa. - Mruknął rozczarowany, wyciągając z tylnej kieszeni paczkę papierosów i zapalając jednego z nich.
Chwycił za telefon i zadzwonił do Samuela.
- Nie ma jej. - Warknął, rozglądając się, tak dyskretnie jak tylko potrafił, po prawie pustych ulicach. Po magicznej dziewczynie nie było ani śladu. Nic dziwnego, zaczęło kropić.
- Na 100 procent weszła do tego baru. Rusz czasem głową. - Westchnął demon a Werter miał wrażenie, że mężczyzna po drugiej stronie wywrócił oczami. Nienawidził kiedy tak robił. Jakby uważał się wtedy za inteligentniejszego i mądrzejszego niżeli był w rzeczywistości. Aby jednak nie marnować więcej czasu i nie prowokować kłótni, nic na to nie odpowiedział i po prostu wszedł do Czarnego Kozła, kroki kierując do barmana. Usiadł przy ladzie i dla niepoznaki zamówił wysokoprocentowego drinka. Z tego, pewnie, szanowny "prezes" również nie byłby zadowolony, ponieważ, jak mawiał, "nie można pić w godzinach pracy". Idąc tym tropem, to nigdy nawet nie powąchałby alkoholu. Przecież zawsze powinien być gotowy do drogi.
Aż fuknął pod nosem na tę myśl i zerknął na prawo, słysząc damskie głosy.
- "Bingo" - Uśmiechnął się do siebie i wypił na raz podanego przez barmana drinka. Pora działać.
Wstał, kiedy panienki udały się na parkiet i dosypał silny narkotyk do napoju ofiary. Miał tylko nadzieję, że po powrocie do stołu, nie przyjdzie im do głowy zamienić się piciem...Już raz miał taką sytuację. Nie skończyła się ona zbyt pomyślnie.
Usiadł z powrotem przy barze i jak gdyby nigdy nic, napawał się kolejnym trunkiem.
Panienki, jak na razie, nie zamierzały wracać, więc mógł się chociaż na chwilę odprężyć. Może z godzinę potem, demon wynosił już nieprzytomną dziewczynę z łazienki, tylnym wyjściem.
Dalej  poszło z górki.
- No, no...nie sądziłem, że jest aż taka ładna. - Pokiwał z aprobatą Samuel, siedząc na krzesełku, na przeciwko klatki z dziewczyną.
- Będzie sporo chętnych. - Skwitował Werner i wcisnął ręce do kieszeni. Oby tylko nikt z rodziny się nie zorientował, chociaż to i tak nie miałoby  większego wpływu na cokolwiek. Kupcy będą i już. A sądząc po walorach wróżki, to będzie ich aż na pęczki. Dużo zarobią.
Machnął ręką na pożegnanie i wyszedł z "katakumb", aby stanąć na ganku kamienicy i wyciągnąć papierosa. Burza rozszalała się na dobre. Nic nie wskazywało na to, żeby jeszcze dzisiaj coś ugrali. Odczekał chwile na moment, kiedy deszcz odrobinę zelżał i ruszył do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz