2 kwietnia 2018

Od Wołodii C.D Altinay


Oddychał powoli przez nos, widząc jak Altinay odchodzi w stronę swojej pracowni. Szczękę dwustuletni mężczyzna miał zaciśniętą, a myśli kotłowały się w czaszce. Dostrzec to można było w dwojgu pięknych oczu wbitych uparcie w warzywa i mięso, które powoli przestawały być surowe. Przecież to nic niezwykłego, nastolatek jak zwykle powiedział to co myślał. Co więcej, nie było to nic czego mógłby się Wołodia nie spodziewać. Białogłowy uważał resztę za głupszych od siebie. Jednak syren za bardzo lubił zapominać, że również to tej „reszty” się zalicza. Cisza w kuchni zaczęła nieprzyjemnie pulsować, skraplająca się na szkle para zsuwała się po szybkich, krzywych liniach na pokrywce. Woda zaczęła również spływać po szybach, z racji wczesnowiosennych deszczy. Zęby zaczynały dawać znać o zbyt silnym nacisku. Wszystko zaczęło się oddalać, przestrzeń nieprzychylnie powiększała się z zatrważającą prędkością. Szybkim ruchem ręki przeciął rosnącą odległość między nim, a patelnią. Chwycił rączkę, a wolną dłonią oderwał pokrywę w od brzegów wokopodobnego naczynia, uwalniając biało-przezroczyste kłęby gorącego powietrza. Szatyn odetchnął cicho z ulgą. Odłożył na bok szkło, po czym sięgnął do szafki po talerz.
Powinien zostawić jedzenie i pójść na górę ze swoją nocną zdobyczą, skoro dzieciak definitywnie nie umiał przyznać jak bardzo mu zależy na jego słowach. Tak, z pewnością to odwrócona kobieca psychologia, liczył się z jego zdaniem tylko nie chciał powiedzieć tego. Cóż, może czuł się onieśmielony, przecież Wadim nie był byle kim. Kładąc sztućce na stole zaczął sam sobie przytakiwać w myślach. Taki mały szantażyk, zostawić go, żeby pobiegł za nim. Spojrzał na swoje dzieło, w postaci porządnie rozłożonej kolacji o przyjemnym zapachu i domniemanie dobrym smaku. Zawahał się. Jeśli teraz pójdzie, to Alti może tego nawet nie zjeść. Zrezygnowany usiadł naprzeciwko miejsca z ustawioną zastawą. Musi go przypilnować, bo zrobione przez niego danie się zmarnuje, dokładnie tak. Poprawił się w krześle.

- Dzięki - usłyszał mruknięcie wróżka, który wróciwszy do kuchni, usiadł niepewnie przed swoim jedzeniem. Zadowolony z siebie Wadim patrzył jak chudy chłopak bierze pierwszy kęs. – Postarałeś się – stwierdził młodszy. Gospodarz uśmiechnął się jedynie na te słowa. Cieszył się, iż głodzący się dniami siedemnastolatek od razu nie zwrócił przyswojonego pokarmu. Cóż, najwyraźniej ten jadłowstręt wynikał bardziej z pracoholizmu. Nie dziw jednak, że kolacja przygotowana właśnie przez niego pasowała jasnowłosemu. Balik rzadko kiedy robił coś w domu, nie mówiąc o samym gotowaniu. Za oknem zaczynało coraz mocniej padać, bardzo możliwe że szykowała się burza. Chłopak nie lubił takiej pogody, lecz zaledwie zerknął na okno. – Zjem i powinienem wracać do pracy – oznajmił. Szatyn przekrzywił nieco głowę, nie odwracając wzroku od złotookiego. Czy powinien mu na to pozwolić?  Pozornie przezorny i zorganizowany młodzieniec nie wykazywał się tak wielką odpowiedzialnością jeśli chodziło o własne zdrowie. Niby nie pozwalał sobie rozkazywać, ale może dałoby się go jakoś namówić na sen tym razem. Niestety nie dało się go wykiwać iluzją, ale z drugiej strony czyniło go to tylko bardziej ciekawym.

- Dlaczego milczysz? – chemik zmarszczył białe brwi przerywając chwilowy brak słów w powietrzu. Starszy wciągnął powietrze do dróg oddechowych, po czym wypuścił je z ust wraz z krótkim stwierdzeniem „myślę” i wyłożeniem splecionych dłoni na stół. Co więcej mógł teraz powiedzieć? Zastanawiam się jak cię ululać głupiutka ćmo?

- O czym? – zamiast zjeść spokojnie kolacje musiał się dopytywać, oczywiście. Mała dociekliwa spryciula. Po chwili wahania również wyłożył wolną dłoń na blat. Była taka drobna, koścista. Na końcu długich, chudych palców były zadbane paznokcie. Śliczne, zdolne rączki. Czy jeśli spróbuje ją ująć, to się cofnie? Przestrzeń znów zacznie się wydłużać i tym razem nie zdąży sięgnąć celu? Zapatrzony w bladą dłoń zbliżył do niej swoje ręce, oczekując jej ucieczki w akompaniamencie uwag o zarazkach. Miast tego ich palce zetknęły się. Korzystając więc z tejże nieczęstej chwili kontaktu fizycznego, wziął jego dłoń w swoje mówiąc:

- Wolałbym żebyś poszedł spać – skoro tak lubił szczerość, może w taki sposób go przekona.

- Dlaczego, chcesz tu kogoś przywlec znowu? – Contaminabit zmrużył swoje złote oczy. Nie mógł po prostu pomyśleć, że Wołodia o niego dba? Powiedzmy, próbuje…

- Nie, po prostu próbuję cię przekonać do snu -  odparł zgodnie z prawdą. Kilka sekund po jego wypowiedzi, za oknem błysnęło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz