Nie spodziewałem się,
że Waltteriemu może aż tak spodobać się mój strój. Mnie niekoniecznie przypadał
on do gustu. Niewygodny i zbyt długi. Czułem się w nim jak w sukience. Nie to
by sukienki były złe czy coś. Nawet niektórzy mężczyźni mogli w takich ładnie
wyglądać, ale ja zawsze stawiałem na praktyczność, zamiast wygląd. Nie to bym
pozwolił sobie wyjść w czymś brudnym, podartym czy generalnie paskudnym, ale
też nie przeszkadzało mi, że nie wyglądam elegancko. Na szczęście w dolnym kregu
na takie rzeczy nie zwracali uwagi. Już bardziej się odstawało w właśnie typowo
elfich szatach. No ale, skoro mój wampirek tak chciał to mogłem to dla niego
zrobić. Szczególnie, że przy nim byłem bezpieczny.
Zadrżałem lekko z
zimna, gdy znów wyszliśmy na mróz. Nigdy nie byłem fanem chłodu, a teraz mogłem
kryć się wewnątrz ciepłej rezydencji. Na szczęście spacer jednak nie miał być
długi. Co prawda były dwa kluby znacznie bliżej, ale czy to z sentymentu czy
preferencji zmierzaliśmy do tego najbardziej oddalonego od naszego domu. Nie
miałem przy sobie pieniędzy, byłoby to czystym idiotyzmem. Nie chciałem dawać
innym dodatkowego powodu do możliwego ataku. A tak regulowałem swoje długi wysyłając
kogoś ze straży z pieniędzmi następnego dnia. Najwyższe położenie w hierarchii
tej części miasta było niezwykle przydatne.
- Nie jestem pewien czy
jest ono ulubione, ale tak. Dużo czasu tam spędziłem – odpowiedziałem na urocze
pytanie mojego wampirka. W końcu dużo lepszym miejscem było moje przyjemne
łóżko oraz bezpieczna sala tronowa.
- Ale nie będziesz pił za dużo alkoholu? – zapytał
cieplutko.
- Nie, raczej nie –
przyznałem zgodnie z prawdą. To czy się jednak szybko upiję czy też nie już nie
zależało ode mnie, a od mojego organizmu. A właściwie już wypiłem dwa kieliszki
wina u Svera. Ale cóż poradzić.
Wampirek skinął głową,
a następnie splótł razem nasze palce. To również mi nie przeszkadzało. Nie przeszkadzało
mi nawet jak ktoś nas obserwował. Nie wyuczono mnie wstydu z takich powodów.
Właściwie czy przeszła dziwka mogła posiadać jakikolwiek wstyd? Raczej nie. Ale
w sumie to i lepiej. Nie trzeba było się przejmować innymi i można było po
prostu żyć swoim życiem, mając wylane na opinie nic nieznaczących istot.
- A ty zamierzasz się
czegoś napić? – zapytałem z ciekawości. – Właściwie to pijasz w ogóle alkohol?
- Co najwyżej potem spije coś od ciebie –
uśmiechnął się, co mnie z jakiegoś powodu rozbawiło.
- Jeśli tylko będziesz
chciał – oznajmiłem z własnym uśmiechem i pogłaskałem go wolną dłonią po zmarzniętym
policzku.
- Jesteś kochany, wiesz? – powiedział łagodnie.
- Czemu tak uważasz? –
zapytałem poniekąd zdziwiony. Chyba wątpiłem jego słowom, ale nie byłem pewien.
To nie był pierwszy raz jak tak mówił, ale nigdy do końca nie mogłem zrozumieć
czemu tak uważa. Dałem mu pokój i nie przymusową przyjaźń, ale czy serio
komukolwiek to wszystko wystarczyło do tego, by nazwać drugą osobę kochanym?
- Jesteś miły i pomagasz każdemu kto do ciebie
przychodzi – mocniej zacisnął swoją dłoń na mojej. - Bardzo mi na tobie zależy.
- Nie każdemu… -
powiedziałem niepewnie, myśląc nad ilością osób, które odesłałem z pustymi
dłońmi. Przeważnie ze względu na to, chcieli coś za nic. Część też dla tego, że
dokonali się czynu, za który nigdy nie wrócą do Górnego Kręgu, a to że
magicznie odnaleźli sumienie nie zmieniało ich sytuacji. – Ale staram się.
Myślę, że sporo tutejszych zasługuje na pomoc. I wiesz, mi również na tobie
zależy. Jesteś mi bliskim przyjacielem.
- Zrobiłbym dla ciebie wszystko – zapewnił mnie, a
ja puściłem
jego dłoń, a następnie objąłem i wtuliłem w swój bok.
- Kochany jesteś – oznajmiłem. – Cieszę się, że
wtedy do ciebie zagadałem. Choć dalej mi głupio z powodu mojej pomyłki.
Zaśmiałem się w myślach przypominając sobie o tym,
jak uznałem Waltteriego za kobietę. Wydawał mi się delikatny i zagubiony. Postrzegając
go za niewinną dziewczynę zaoferowałem mu wtedy pracę w burdelu. Spora była
szansa, że prędzej czy później skończyłby jako dziwka, a przynajmniej tak wtedy
myślałem. A potem okazało się, że nie dość nie jest on kobietą, ale również nie
jest wcale taki bezbronny jak mogło się wydawać. No i wcale nie był mieszkańcem
Dolnego Kręgu, a jednak w nim został ze mną.
- Nie ma powodu. Chociaż troszkę mnie dziwi, że
próbowałeś mnie poderwać, nawet z myślą, że jestem kobietą. Nie zauważyłem byś
w ogóle zaczepiał panie - przechylił główkę. - Liluś wydaje mi się raczej
skryty.
- Od czasu do czasu mi się zdarza – przyznałem… połowicznie
szczerze. Nigdy w końcu nie zaczepiałem kogoś, bo interesował mnie
romantycznie. Nie oznacza to, że nie umiałem docenić piękna jakieś panienki,
czy że nie chciałem być w związku. Chciałbym móc mieć kogoś szczerze bliskiego.
Ale to oznaczało słabość, którą inni mogliby wykorzystać przeciwko mnie. Mogłem
sobie zaledwie przy Walttim pozwolić na okazanie uczuć dotyczących naszej
przyjaźni. On mógł w każdej chwili uciec do górnego kręgu oraz był silny.
-Tu raczej Lili nie powinien... – zmarszczył uroczo
brewki. - Ale jakaś miła pani z górnego... – jego wyraz twarzy zmienił się na
uśmiech. Widać było, że się zastanawia nad czymś, więc mu nie przeszkodziłem. -
Fajnie jest kogoś mieć.
- Zapewne masz rację – odpowiedziałem z własnym
uśmiechem i powoli podszedłem do drzwi klubu. Przed nim stało już kilka innych istot,
czekających na wpuszczenie. Nie musiałem nawet wyciągać jakichkolwiek
dokumentów. Strażnik u drzwi wpuścił mnie bez problemu. Nie dziwiło mnie w
sumie, że mieli kogoś stojącego przed wejściem. Zależało im na reputacji i tym
samym zależało im na spokojnej atmosferze. Łatwiej było komuś zapłacić za to by
rozdzielał bójki bez ryzykowania własnym życiem.
Wszedłem z Walttim znajdującym się wciąż u mego
boku i podeszliśmy do baru. Szybko przegoniono dwójkę mężczyzn, którzy syknęli
źli w naszą stronę. Ale cóż mogli zrobić? Lubowałem siedzieć przy barze, miast
wynajmować prywatną salę, to i zawsze zapewniali mi wolne miejsce nawet jeżeli
oznaczało to przegonienie już znajdujących się tam klientów. Usiadłem na jednym
ze stołków, a barman szybko wytarł przede mną bar. Muzyka była przyjemna jak
zawsze zresztą. Skoczna, chyba techno, nie byłem pewien. Wystarczająco
energetyzująca, aby na parkiecie tańczyły różne istoty najczęściej ocierające
się o siebie nawzajem.
- To co zawsze? – zapytał zwyczajnie, pracując tu chyba
codziennie bowiem zawsze to on mnie obsługiwał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz